Dzisiejsze
teksty liturgii słowa uważnie czytają ludzie prawi, szlachetni,
sprawiedliwi, których Ewangelia nazwała błogosławionymi; i
to czytają do końca, łącznie z
ostatnim
zdaniem, które mówi o prześladowaniu. Właśnie ten ostatni wyraz
podkreślmy sobie w dzisiejszym rozważaniu.
Po
wygłoszeniu pochwały dla ludzi świętych – błogosławionych,
Nauczyciel jakby sprowadził słuchaczy w realia świata, jakby
uprzedzał łatwy entuzjazm. Wspomina o trudach drogi, którą idą
Jego wybrani. To bardzo ważne, aby rozumieć tę, powiedzielibyśmy,
niesprawiedliwość. Właśnie ci wyjątkowi stanowią przedmiot
szczególnych doświadczeń, żeby nie powiedzieć – cierpień.
Ewangelia mówi o tym bardzo spokojnie, stwierdza zwyczajność,
jakby chciała oswoić z myślą tych, którzy przeżyją smutne
doświadczenia z ludźmi, i czasami boleśnie pozbawieni radości
Bożych. Dwa wyrazy najczęściej powtarzane przy świętych,
brzmią w języku polskim podobnie: naśladowanie
i prześladowanie.
Jakby sama wymowa chciała przyzwyczaić nas do tej pary, która
przeważnie się nie rozstaje.
Nie
ma świętości bez wyrywania się z pęt doczesności, a
przedzieranie się przez doczesność rani boleśnie. Świat nie
jest grzecznym uczniem, który słucha mądrych ludzi i przyjmuje
wdzięcznie ich rady. To nie dobrze ułożone dziecko, które
kocha tych, którzy je kochają. Świat bardziej przypomina wzburzony
strumień, który płynie wartkim, niespokojnym życiem, gotów
ranić i znosić, co na jego drodze. Świat popłynął kiedyś,
przez fakt grzechu, w poprzek drogi Bożej, i choć tyle razy płakał
na błędnej drodze, nadal uparcie zasłania oczy. Świat nie mówi:
dziękuję świętym znakom, dobrym rokom, dobrym ludziom, choć wie,
że oni stanowią szansę życia. A zadaniem świętych,
błogosławionych, będzie wierne trwanie, mimo odrzuceń,
zranienia i bólu, pozostanie w zasięgu miłości. Poranione ręce
ludzi świętych, nie tylko uznanych oficjalnie, codziennie
wynoszą ludzkość z poniżenia. Pokornymi stopniami ku górze,
do życia godniejszego, byli i pozostaną cierniste życiorysy
prawych ludzi. Błogosławieni i doświadczani jak drzewa o
rozłożystych konarach, które osłaniają od wiatru i chronią
przed burzą, narażone na pierwsze uderzenia złych wiatrów, na
trucizny przemysłowego powietrza, tak oni, dziś błogosławieni
– stają w drodze nikczemności, aby osłonić, rozumieć,
wspierać. Zdarza się, że skarżą się przed Bogiem i przed Nim
leczą zmęczone serce. Ale gdzieś, w ich osłonie, chroni się
człowiek słaby, podniesie upadły, przetrwa znękany i wystarczy
czasu na wzrost lepszego losu.
A
przecież rodzi się pytanie, czasem bolesne, bo własne, czy tak
musi być? Czy właśnie tak, że ci najlepsi, ci prawi? Dlaczego
tak doświadczani? Gdy F. Dostojewski zwiedzał muzeum w Bazylei i
przystanął przed wspaniałym obrazem zdjęcia ciała Chrystusowego
z krzyża, scena wywarła na nim wstrząsające wrażenie. Stał bez
ruchu kilka kwadransów. Potem z najgłębszą rozterką pytał żony:
Dlaczego? Za co? Nie pojmuję! Może, jak napisano, ziarno, gdy
umiera rodzi plon. Umiera całe, oddaje siebie całkowicie, aby być
zwielokrotnionym? Gdy w pamiętnym dniu na Placu św. Piotra w Rzymie
padły strzały, świat wstrzymał oddech, przerażony i
wstrząśnięty. Dlaczego? Za co? Nie pojmuję! Widocznie
starczyło to, co było. Ziarno zrodziło nowe życie, niepojęte,
wpadło w nasz świat – zrodziło świętego w osobie św. Jana Pawła
II.
W
nauczaniu o odkupieniu świata, posłuży się Jezus porównaniem
do budowania domu, który opiera się na fundamencie wtłaczanym w
ziemię, a On sam, Zbawiciel, staje się jakby kamieniem
węgielnym, czyli tym najgłębiej, na który naciskają wszystkie
siły i cały ciężar, który narażony jest na zgniecenie, a
przecież musi wytrwać, utrzymać ściany i dach. Może w tym
kamieniu nowego świata trwa społeczność świętych, którzy
swoim życiem utrzymują budowlę świata. G. Beroanos napisał
esej o
trudnym
życiu ludzi świętych, szlachetnych, dobrych; posłużył się
takim porównaniem: świat podobny jest do pięknego ptaka, który
szybuje nad przepaściami. Trzeba ustawicznego wysiłku skrzydeł,
aby utrzymać się na wysokości, aby nie runąć w dół, nie rozbić
się w głębinach. Takimi skrzydłami świata są święci. Na nich
spada ciężar sprzeciwu złym mocom, złej sile; oni znoszą
bezwład masy, który nawet tego nie wie, często ich nie rozumie. To
ich zmęczenie i ból ocala życie reszty. Czy można mówić o
prześladowaniu skrzydeł? Ale można myśleć z wdzięcznością,
bo swój błogosławiony trud wznoszenia, dźwigają, zdarza się, we
łzach. Ewangelia przywołuje dzisiaj tych ludzi świętych i
pociesza, nazywając pięknie – błogosławionymi.
Ubodzy
w duchu – doświadczani; duchy wolne od chytrości, skąpstwa, od
presji posiadania rzeczy. To daje niezależność, budzi
zdziwienie, nieufność. Tłum woli takich, których można kupić
i sprzedać. Świat podziwia ich postawy, czasem szczerze
błogosławi, ale potrafi być także okrutny; wiele doświadczą.
Błogosławieni,
którzy się smucą – doświadczani. Istnieje smutek, który
jest wyrzutem ku zbawieniu. Chodzi za człowiekiem i nie pozwala
spocząć. Z takim smutkiem patrzą czasem ci, którzy kochają
i ufają. Z takim smutkiem mówią matki ważne słowa, żegnają
prawdziwi przyjaciele, odprowadzają naprawdę wierni. Krzyk można
zakrzyczeć, gniew można upokorzyć, ale ten smutek pozostaje
nietykalny. Wasz smutek musi być komuś światłem zbawienia,
ale bywa, że pozostawia bolesne blizny cierpień.
Błogosławieni
cisi – doświadczani. Świat zawsze staje niepewnie przed
ciszą. Cisza jest świadectwem wolności, lub znakiem prawdy.
Cisza krzyża jest wyznaniem miłości. Ważne słowa wymawia się w
ciszy. A jednocześnie cisza prowokuje do zakłócenia, jak
przeczysty
nastrój gór, pobudza krzyk dzieci. Chcą słyszeć echo, chcą
doświadczyć realności bezgłosu. Czy tylko w przyrodzie? Uchronić
ciszę słowa, myśli, prawdy... trudne doświadczenie.
Ci,
którzy łakną i pragną sprawiedliwości – doświadczani. Wydają
się więksi, odważniejsi. Łakną i pragną, jak wszyscy pragniemy,
ale wierzą i szukają. Trudno z nimi rozmawiać, niełatwo
pracować. Niosą ze sobą podziw, ale i niepokój. Częściej
doświadczą zamkniętych drzwi, chłodnego traktowania, niepoznania
na ulicy. Są błogosławieństwem, które rodzi się w trudnym
doświadczeniu.
Błogosławieni
miłosierni – doświadczani. Nie, miłosierni nigdy nie mieli
łatwego życia. Rozważni i „sprawiedliwi” uważali ich za
nieroztropnych. Obdarowani posądzali o słabość, albo ukryte
zamiary. Oszuści i naciągacze drwili poza plecami. A jednak to
oni uobecniają samego Jezusa Chrystusa, który nie tylko dał, ale
siebie samego wydał dla wszystkich, aby żyli. Miłosierni nie
dostają nagrody od świata. Bóg zastrzegł ją sobie.
Czystego
serca – doświadczani. Z czystym sercem składają Bogu swoje
życie. Z czystym sumieniem mówią o miłości, wierności,
zajmowanym stanowisku, pieniądzach, awansach... i to z czystymi
rękami – przedziwni. Będą znosić naciski tych, którzy już
przegrali. Jakże codziennie doświadczani w tym, co wielkie dla
nich, i co jest błogosławieństwem dla świata.
Pokój
czyniący – błogosławieni – doświadczani. Zachować pokój
myśli, słów, decyzji. Nieść z sobą autentyczny optymizm wśród
skłębionego życia. Doświadczani przekorą i zazdrością. Jechać
ulicami w oszklonej klatce i mówić z miłością, z całego serca:
„pokój tobie, Polsko! Ojczyzno moja!”.... Dziwni, obdarowani
największą miłością i narażeni na trudne doświadczenia.
Prześladowani
i błogosławieni. Zbyt wielkie są wasze ślady, aby was naśladować.
Stajemy obok was bezradni. Wolimy odwrócić twarze do światła.
Zazdrościmy i źle o was mówimy. Jesteście błogosławieni w
swojej świętości i często samotni.
Najmilsi!
Można mieć nadzieję, że rozważacie dzisiaj słowa Chrystusowe w
waszych sercach. Może nawet całkiem inaczej, niż to podał tekst
tej homilii, bo przecież Duch Święty dał wam swoje światło. Ale
wszyscy życzymy sobie bardzo szczerze, żeby usłyszeć skierowane
do każdego z nas piękne zakończenie Ewangelii życia: Doświadczani
jesteście, błogosławieni jesteście. „Cieszcie się i
radujcie, bo wielka jest zapłata wasza w niebie” (Mt 5, 12).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz