Drogi Bracie, droga Siostro! Słowami
Błogosławieństw woła Bóg do całej ludzkości – woła do mnie,
do ciebie. Zawarł w nich swoje obietnice dla każdego człowieka i
wskazał w nich drogę do osiągnięcia tych obietnic. Tymi
jednak, którym Błogosławieństwa przekazał bezpośrednio, my
jesteśmy, uczniowie Chrystusa.
Kto
z nas może słuchać tych słów obojętnie? Choć już tyle razy
przeszły one przez naszą świadomość, poruszają zwłaszcza tych,
którzy wcielili Błogosławieństwa w swoją codzienną modlitwę.
Jest w tych słowach Jezusa, Boga-człowieka, Słowa przedwiecznego,
ta moc, która stworzyła świat z nicości. Te słowa, jeśli
człowiek otworzy przed nimi serce, mają stwórczą moc. I wszędzie
tam, gdzie mogą działać, tworzą z człowieka tej ziemi człowieka
nowego. W sercu, które się otworzyło na Błogosławieństwa, Bóg
sprawia to, co zapowiedział w ostatniej Księdze Objawienia: „Oto
czynię wszystko nowe” (Ap 21,5). Jest w tych słowach twórcza moc
Boża, która już dziś, teraz, otwiera człowiekowi udział w
królowaniu Boga: „Królestwo Boże jest w was” (Łk 17,21);
„Błogosławieni ubodzy w duchu, bo do nich należy królestwo
niebieskie” (Mt 5,3).
Otrzymaliśmy
w Błogosławieństwach wielkie obietnice. Nikt nam takich obietnic
nie da i dać nie może – tylko Bóg. Wszystkie inne są małe, nie
na miarę człowieka. Posiądziemy na własność ziemię – to
obietnica nieśmiertelności na nowej ziemi, którą Bóg dla nas
stworzy; dla nas, co z tej ziemi, na której dziś stoimy, musimy
wszyscy odejść jak przechodnie. Bóg da nam nową ziemię na
własność w taki sposób, w jaki On, Stwórca, jest właścicielem
wszystkiego. Będziemy pocieszeni i będziemy nasyceni. Co to znaczy,
wyjaśnił Chrystus Pan podczas ostatniej wieczerzy: „Smutek wasz
zamieni się w radość... zobaczę was i rozraduje się serce wasze,
a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać” (J 16,20. 22).
Wyjaśnił i św. Paweł: „Bóg będzie wszystkim we wszystkich”
(1 Kor 15,28). Będziemy zanurzeni w życiu najświętszego Boga po
latach cierpień, po latach tęsknoty do życia w pokoju – którego
świat dać nie może, po latach pragnienia wolności i
sprawiedliwości. Dostąpimy miłosierdzia, które sprawiło, że Bóg
stał się człowiekiem i umarł na krzyżu za nasze grzechy.
Będziemy oglądać Boga, którego nikt nigdy nie widział na tej
ziemi. Człowiek zostanie przebóstwiony łaską Boga, podobnie jak
chleb przemienia się w ciało Chrystusa. Otrzymamy niejako
wzrok Boga: „Będziemy do Niego podobni... ujrzymy Go takim, jakim
jest” (1 J 33,2). Będziemy, wreszcie, nazwani synami Bożymi.
Jest jeden, jednorodzony Syn Boży – i oto Ojciec nazwie ciebie,
bracie i siostro, zwróci się do ciebie Jego imieniem. Usłyszysz
imię, które On słyszy zawsze i usłyszał jako człowiek:
„Synu mój!” To nowe imię „syna” będzie ci dane
wszystko jedno, czy tu na ziemi jesteś kobietą, czy mężczyzną,
na zawsze, nieodwołalnie. „Będą oglądać Jego oblicze –
czytamy w Księdze Apokalipsy (22,4. 5) – a imię Jego na ich
czołach... i będą królować na wieki wieków”. Tak powie nam
Bóg, do którego mówimy teraz na ziemi – „Ojcze nasz”...
Błogosławieni, którym dano takie obietnice. Błogosławieni,
którzy przyjęli takie obietnice.
Bóg,
dając wszystkim ludziom swe obietnice, ukazał zarazem, kto je
naprawdę przyjmuje, kto doświadcza ich prawdziwości i kto je w
pełni osiągnie. To ludzie ubodzy w duchu, którzy nie mają swojej
własności na tej ziemi, lecz wszystko, co posiadają, choćby mieli
do dyspozycji bogactwa świata, jest dla nich własnością Boga. To
ludzie, którzy płaczą z bólu, ludzie cierpiący i bezradni
wobec choroby, niesprawiedliwości i śmierci; podobni są do
Jezusa w Ogrodzie Oliwnym, pogrążonego w udręce i powtarzającego
te same słowa: „Nie moja wola, lecz twoja niech się stanie” (Łk
22,42). To ludzie cisi, nie używający przemocy; miłosierni, jak
miłosierny jest Ojciec niebieski, który „sprawia, że słońce
jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi i zsyła deszcz na
sprawiedliwych i niesprawiedliwych” (Mt 5,45). Ci, co przyjęli
Błogosławieństwa i doświadczają ich prawdziwości, to
ludzie czystego serca, którzy pod okiem Boga wykorzeniają ze swych
myśli i pragnień pychę, chciwość, nieczystość, zazdrość i
gniew. To także ludzie wprowadzający pokój i prześladowani dla
sprawiedliwości; prześladowani, ponieważ wypełniają wolę
Boga i Jego przykazania.
Ci
ludzie nie tylko dostąpią kiedyś obietnic. Oni już na tej ziemi
doznają ich niebiańskiego smaku, bo żyją w wolności, pokoju i
radości synów Bożych. Jak radosny był ubogi święty
Franciszek z Asyżu! Jak wypełniona obecnością Boga była Maryja
pod krzyżem swego Syna! W jakim pokoju żył nasz Pan, Jezus
Chrystus, który w swym ludzkim życiu na ziemi był w najwyższym
stopniu ubogi, miłosierny, czystego serca! W takim pokoju, radości
i wolności może żyć każdy, kto uwierzy w obietnice Boga i
przyjmie Jego Błogosławieństwa „sercem szlachetnym i dobrym”
(Łk 8,15).
Błogosławieni,
czyli szczęśliwi
Drogi Bracie, droga Siostro! Zastanawiasz
się czasem, czy to wszystko, co powiedział Pan Jezus, te wszystkie
napomnienia, przykazania, rady, czy to wszystko jest aż tak
konieczne, aby być szczęśliwym? Czy w życiu chrześcijanina
zawsze trzeba aż tyle trudu, cierpień i wyrzeczeń, aby osiągnąć
prawdziwe szczęście?
Mówisz:
„To może było i dobre, ale dwa tysiące lat temu, a nie dzisiaj.
Dziś jest inaczej. Wszystko się zmienia, idzie do przodu. Kto w
dzisiejszych czasach, w czasach takiego postępu i rozwoju
cywilizacji, w czasach, gdzie rządzi przemoc i pieniądz - któż
chce być prawdziwym chrześcijaninem? Trzeba by wtedy zachowywać
przykazania, niejednokrotnie zrezygnować z wygodnego życia, trzeba
by chodzić do kościoła, poświęcać swój czas dla Pana Boga,
trzeba by po prostu być uczciwym. A to, niestety, nic nam nie daje,
żadnych widocznych korzyści, a czasami wydaje się, że wręcz
przeciwnie - same straty. W dodatku moglibyśmy się narazić opinii
publicznej, moglibyśmy zostać posądzeni o zacofanie, a może nawet
wyśmiani. Chrześcijaństwo - owszem, ale życie jest życiem,
niestety...”.
Szczęśliwi,
„błogosławieni,
którzy...” (Mt
5,4) - takie słowa znajdujemy na kartach Pisma Świętego. Tak mówił
Jezus do otaczających Go tłumów. Tak mówi do nas dzisiaj. Tak
mówi także i do ciebie. A ty się bronisz i mówisz: „To przecież
nielogiczne, to jakieś nieporozumienie. Nikt nigdy nie nazwie
szczęśliwymi płaczących, miłosiernych, cierpiących,
prześladowanych (nawet dla sprawiedliwości), ubogich. Tacy ludzie
raczej wzbudzają litość i współczucie. Szczęście chyba
wygląda inaczej”.
Podobnie
jak ty myśli wielu. Obserwują, rozważają, kalkulują i...
odrzucają propozycję Jezusa z Nazaretu. Taka to już jest ludzka
mądrość. Wielu jej zaufało. Wielu zaufało ludzkiemu sposobowi
myślenia i wartościowania. Postawiło na pierwszym miejscu nie to,
co Boże. Zdobywali świat - władzę, pieniądze, sławę,
odrzucając zasady i wartości chrześcijańskie. I, jak
powszechnie się uważa, byli szczęśliwi. Być może... Jedno jest
pewne: to ich wątpliwe szczęście nie trwało wiecznie. Bo życie
ziemskie musiało się kiedyś skończyć, a potem... Potem już nic
nie byli w stanie zrobić. Potem czekała ich nicość i pustka.
Potem czekała ich śmierć, bo odrzucili życie.
Zastanów
się dobrze, co dla ciebie jest najważniejsze. Obserwuj,
rozważaj, kalkuluj i wybierz! Mam nadzieję, że wybierzesz to, co
słuszne. Ze wybierzesz nagrodę nieprzemijającą, szczęście
wieczne przygotowane dla nas w niebie. Pan Jezus nie mówi wcale,
że Królestwo Boże należy do bogatych, mądrych, sławnych czy do
tych, którzy żyją wygodnie, nie zważając na normy i wymagania
postawione przez prawo Boże. I nie nazywa ich szczęśliwymi.
Natomiast błogosławieni, czyli szczęśliwi, są: ubodzy duchem,
czystego serca, miłosierni, cierpiący prześladowania, cisi, smutni
oraz ci, którzy pragną sprawiedliwości, i ci, którzy wprowadzają
pokój. Błogosławieni jesteście wy wszyscy, którzy ufacie Panu,
słuchacie Jego słów i, mimo wszystko, zachowujecie je w swoim
życiu. Mimo urągań i prześladowań. „Cieszcie
się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie” (Mt
5,12).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz