Każda
liturgia słowa Mszy św., w której pobożnie uczestniczymy,
niesie nam wiele treści i stwarza okazje do wielu przemyśleń
i refleksji. Uważny słuchacz Bożego słowa ma tę cudowną
szansę sprawdzenia jak żywa i skuteczna jest Boża mowa. Bóg
działający przez swoje słowo dociera do najgłębszych tajemnic
ludzkiego życia i działania. Tę skuteczność słowa Bożego
przypomniano nam dzisiaj w psalmie responsoryjnym: „Nie chciałeś
ofiary krwawej, ani z płodów ziemi, ale otworzyłeś mi uszy” (Ps
40, 7). Mamy niejednokrotnie sposobność, by stwierdzić przedziwną
prawdę tych słów: „Otworzyłeś mi uszy”.
Pamiętamy
z Ewangelii uzdrowienie głuchoniemego i Chrystusowe: „Effeta”,
otwierające uszy i rozwiązujące więzy języka. Ta sama moc
Chrystusa działa i dzisiaj. Chrystus jest ten sam wczoraj, dziś i
jutro, a władza Jego jest równie mocna i niezmienna zarówno w
Palestynie, w Polsce, jak i wszędzie tam, gdzie żyje wierzący
człowiek. Chrystus działający przez Kościół i w Kościele mówi
do nas nieustannie: „Effeta! – Otwórz się” (Mk 7, 34). Effeta
– gdy uwikłany w rozmaite więzy człowiek sam siebie zrozumieć
nie może; Effeta – gdy wspólnota ludzi mówi do siebie językiem
frazesów i sloganów; Effeta – gdy naród znalazł się pod wieżą
Babel na zakręcie swojej historii dziejowej. Gdzieś w tym wszystkim
jest nasza polska wieża Babel, z pełnym zdumienia pytaniem kto
i po co nam pomieszał język. Jakże zdumiewająco w tej sytuacji
brzmią słowa dzisiejszego psalmu:
„Z
nadzieją czekałem na Pana,
a
On się pochylił nade mną...
włożył
mi w usta pieśń nową” (Ps 40, 2. 4), Gdy chcemy być kochającą
się wspólnotą – rodzinną, społeczną, narodową – musimy
uwierzyć, że połączą nas trwale nie wartości materialne, kruche
jak wieża Babel, tylko duchowe. Wtedy i droga, choć niebezpieczna
– jest łatwiejsza do przebycia; i szansa, choć nie bez ryzyka –
ogromna. Ale droga jeszcze wciąż długa, szansa tak nikła i język
tak dziwnie niewładny, a uszy szczelnie zamknięte. Trzeba w takim
położeniu czekać na Chrystusa, jak czyniło to z wiarą tylu
chromych, trędowatych, ślepych, głuchych i prosić: „Jeśli
chcesz, możesz minie oczyścić!” (Mk 1, 40). To znaczy – niech
się stanie wola Twoja – nie tylko wtedy, gdy stoczyliśmy już
wszystkie boje i wylaliśmy ostatnie łzy, ale w każdej, dobrej
i złej chwili życia. Trzeba tu Chrystusowego, „Effeta”, które
otwiera uszy, oczy i dobrą mowę, a nade wszystko serce człowieka.
Trzeba ludzi wiary, którzy uwierzą Bogu, że ma władzę powiedzieć nawet nad ruiną: „Oto czynię wszystko nowe” (Ap
21, 5). Trzeba nam znaleźć się w gronie tych ludzi, co wszystkie
nasze polskie sprawy będą miłowali w Bogu. Miłować wszystko
w Bogu to zadanie trudne, ale osiągalne dla ludzi umiejących
słuchać
Boga.
Te
prawdy wielokrotnie rozważał sługa boży Prymas Polski, Kardynał
Stefan Wyszyński. Czując doskonale i nieomylnie sprawy narodu
mówił: „Świat oczekuje innych, lepszych ludzi, lepszych od nas i
lepszych od tych co sami uważają się za lepszych od nas, i
zapowiadają nieustannie jakichś nowych, lepszych ludzi!,
doprawdy! Z jakim utęsknieniem całe stworzenie oczekuje innych
ludzi! Oczekuje nie tyle zmiany ustrojów, ile odmiany ludzkich
serc (...) czeka z tęsknotą na... człowieka!” (z kazania w
warszawskiej katedrze 26 czerwca 1966). Nowego, człowieka
rozsądzającego wszystko po Bożemu i miłującego wszystko w
Bogu potrzebuje Polska, zwłaszcza teraz, pod swoją wieżą
Babel.
Nowy
człowiek, z nowym sercem słyszy, co mówi Bóg w dzisiejszym
pierwszym czytaniu: „To zbyt mało iż jesteś sługą dla podźwignięcia pokoleń Jakuba i sprowadzenia ocalałych z Izraela.
Ustanowię cię światłością dla pogan, aby moje zbawienie
dotarło aż do krańców ziemi” (Iz 49, 6). Niech więc
przyjdzie nowych ludzi plemię, których dotąd nie widziano i
niech nas po Bożemu nauczy jak miłować Boga, jak kochać ojczyznę,
jak człowieka szanować, jak dzielić się z drugimi radością
i smutkiem. Niech nas po Bożemu przekona, że gdy dzieli się radość
z drugimi, otrzymuje się samemu jej pełnię, gdy dzieli
smutkiem i cierpieniem, zostaje go tylko połowa.
Wierzę
mocno, że idzie pokolenie takich ludzi, dla których głód
słuchania słów Boga jest większy niż głód chleba. Widać już
takich ludzi, o których można powiedzieć językiem św. Pawła z
czytanego dziś Listu, że „na każdym miejscu wzywają imienia
Pana naszego Jezusa Chrystusa” (1 Kor 1, 2) i językiem Psalmu:
„Radością jest dla mnie pełnić Twoją wolę, mój
Boże”
(Ps 40, 8). Jest to język naszej młodzieży z pełnych polskich
seminariów i licznych grup modlitewnych; jest to język młodości i
nowości serc ludzi wierzących; jest to język, którym wciąż w
nowy, odkrywczy sposób przemawia do nas Bóg w liturgii słowa.
Kościół
stawia nas dzisiaj na początku nowego okresu liturgicznego,
zwanego okresem zwykłym „w ciągu roku”. W tym czasie rozważa
się misterium Chrystusa w pełnej jego treści, a nie w jakimś
specjalnym aspekcie, jak dzieje się to w poszczególne
uroczystości i święta. W tym „zwykłym” czasie ma w nas
dojrzeć do żniwa Boży zasiew. Niech będzie to czas liturgii
naszego życia, w którym nauczymy się dzień po dniu ofiarować
Bogu. Uczmy się w tym czasie przynosić przed ołtarz
razem
z chlebem i winem wszystko, co jest naszą radością, trudem
i
cierpieniem. Bóg ma moc wszystko to przyjąć i przemienić.
W pięknej książce pt. Całun
Turyński, ukazano
szczegółowo ślady męki Chrystusa, odbite na tym przedziwnym
płótnie – relikwii. Budzi to refleksję i zadumę. Ta
materialna pamiątka uczy nas patrzeć na życie ludzi, którzy
w Chrystusa uwierzyli. Życie ich, jak święty całun, pełne śladów
męki i krzyża. Człowiek, który przywarł do Chrystusa całym
swym jestestwem, takie ślady będzie nosił. I to jest właśnie
Msza naszego życia – liturgia ofiary, która nosi w sobie zadatek
naszego zmartwychwstania w Chrystusie. Niech przylgnie więc do
Chrystusa wszystko co nasze, polskie, domowe, rodzinne. Niech
się odprawia Msza, liturgia naszych szarych, zwykłych dni, a
Chrystus zmartwychwstały, niech otrze z naszych oczu wszelką łzę.
Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz