Z
Ewangelii według świętego Jana
Jezus
powiedział do swoich uczniów: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam:
Jeżeli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie
tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha
swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie,
zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech
idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli
ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec». (J 12,24-26)
Ziarno,
które obumrze, przynosi plon obfity
W
Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: „Kościół uznaje moc
Ducha Świętości, który jest w nim, oraz umacnia nadzieję
wiernych dając im świętych jako wzory i orędowników. W ciągu
całej historii Kościoła, w okolicznościach najtrudniejszych,
święci byli zawsze źródłem i początkiem odnowy”.
W
dniu dzisiejszym oddajemy cześć jednemu z głównych patronów
Polski, św. Wojciechowi.
Pochodził
z rodu Sławnikowców Czeskich, urodzony w Libicach w 956 roku. Od
początku był chorowity. Może dlatego ojciec przeznaczył go –
jeśli przeżyje – do stanu duchownego. Dziecko nie tylko przeżyło,
ale wyrosło na silnego młodzieńca. Miał zatem wzmocnić świetność
rodu i zrobić karierę. Gdy skończył 16 lat, wysłano go do
Magdeburga, do szkoły katedralnej. Dziewięcioletni pobyt w niej nie
zaznaczył się niczym szczególnym w życiu przyszłego świętego,
chyba tylko uleganiem nie najlepszym wpływom otoczenia. W wieku 25
lat, w roku śmierci swojego ojca, wraca do Libic, a w następnym
roku jest już w Pradze. Nie przejmuje się, na ile jego życie jest
zgodne z Ewangelią. A jednak przemiana nastąpi szybko i
niespodziewanie. Oto w 982 roku umiera biskup praski Dytmar; umiera,
mając przy łożu śmierci Wojciecha, jako jednego z wielu świadków
jego publicznej spowiedzi. Biskup wyznaje w niej, że zmarnował
swoje życie. Wojciech przeżywa szok. Następuje w nim wewnętrzna
przemiana, przemiana całkowita. Zostaje wybrany następcą Dytmara,
biskupem Pragi. Nowy biskup wymaga bardzo wiele od siebie i od
otoczenia. Zwalcza wielożeństwo, nie liczy się z dawnymi
pogańskimi zwyczajami, wyrzuca wiernym rozwiązłość. To się
ludziom nie podoba. Wkrótce zostaje przez wszystkich opuszczony i
podejmuje dramatyczną decyzję: porzuca Pragę i ucieka do Rzymu.
Tam oddaje się do dyspozycji Papieża. Stuka do furty na Monte
Casino, ale nie zostaje przyjęty. Następnie wraca do Rzymu i
przebywa 5 lat w klasztorze na Awentynie. Odtąd już nie chce
przewodzić, chce słuchać i służyć. Tam, na Awentynie, owoce
świętości św. Wojciecha pokazują się w sposób bardzo wyraźny.
Na każdym, kogo spotyka, wywiera duże wrażenie. Zaprzyjaźnia się
z młodym cesarzem Niemiec, Ottonem III. To właśnie między innymi
na jego prośbę powraca do Pragi. I znowu wszyscy są przeciwko
niemu, a on sam nie może nic zrobić. Po raz drugi ucieka do Rzymu.
Ponieważ wytoczono przeciwko niemu proces o to, że opuścił
stolicę biskupią, Papież obiecuje mu pomoc, ale pod warunkiem, że
ruszy z misją do pogan. Rzeczywiście, Wojciech udaje się na
północne krańce ziem słowiańskich. Chociaż ówczesnych ludzi
nie oburzało nawracanie siłą, Wojciech głosi Ewangelię nie
używając przemocy. Po przybyciu do Gniezna, Bolesław Chrobry
wskazuje mu na Prusów, zamieszkujących ziemie północno-wschodnie.
Wyrusza tam w towarzystwie między innymi swojego brata Radzima
Gaudentego w ostatnich dniach marca 997 roku. Towarzyszących mu
żołnierzy pozostawia w Gdańsku, w miejscowości Truso, a trójka
pielgrzymów wysiada na brzeg. Gdy spotykają Prusów, ci każą im
wrócić tam, skąd przybyli. Jednak zrobić tego nie mogli, bo już
odesłali łódź do Gdańska. Pod wieczór, władca pruski
przeprawia misjonarzy i prowadzi do wioski. Pośpieszny wódz
plemienny nakazuje im kategorycznie opuścić ziemie pruską. Jeżeli
ośmielą się wrócić, to zginą. W piątym dniu ich pobytu, 23
kwietnia 997 roku, biskup Wojciech zadecydował, że wrócą. W
czasie drzemki zostają napadnięci, Wojciech związany, poprowadzony
na najwyższe wzgórze i tam zabity. Towarzysze mogą wolno odejść.
Papież
Sylwester kanonizuje biskupa Męczennika w 999 roku i w tym samym
roku powstaje również arcybiskupstwo w Gnieźnie i biskupstwa w
Krakowie, Wrocławiu i Kołobrzegu. W roku 1000, 21-letni cesarz,
Otton III udaje się z pielgrzymką do grobu św. Wojciecha i
koronuje króla symbolicznie w Gnieźnie.
Oto
w zarysie historia św. Wojciecha. Przyznajmy, że patrząc w
kategoriach ludzkiego sukcesu, nie miał on udanego życia.
Należałoby może powiedzieć, że Pan Bóg zmieniał jego plany, i
plany tych, których oczekiwania miał spełnić. Najpierw Bóg
zmienił plany jego ojca, który chciał, aby syn zrobił karierę.
Następnie plany samego Wojciecha, by korzystać z życia. Wreszcie
plany tych, którzy liczyli, że jego biskupstwo nie naruszy ich
interesów i przyzwyczajeń.
Św.
Wojciech doświadczył nawrócenia, ale też dokonał podstawowego
wyboru, a był to wybór świętości. I tego wyboru się nie
wyrzekł, nigdy z niego już nie zrezygnował. Osiągnął pełnię
chrześcijańskiego życia w świadectwie o Chrystusie, jakim stała
się jego męczeńska śmierć. Owo obumieranie ziarna, słowa Bożego
w nim, przyniosło plon obfity. Polska została włączona w
cywilizację narodów chrześcijańskich, stała się dla innych
narodów znakiem wierności Chrystusowi i Ewangelii i Kościołowi;
znakiem wierności misji Kościoła wobec świata. Bo Kościół
powołany jest, aby głosić Ewangelię.
Czego
dzisiaj uczy nas św. Wojciech? Najpierw nam Polakom przypomina, jako
mówił św. Jan Paweł II w dniu 3 czerwca 1997 r. w Gnieźnie, iż
„Nie można zbudować nowego porządku, bez odnowionego człowieka”.
Jeśli dzisiaj w naszej Ojczyźnie przeżywamy kryzys autorytetu,
kryzys wartości, kryzys sprawowania służby publicznej, dzieje się
tak dlatego, że po władzę i odpowiedzialność za innych sięgają
ludzie, którzy w praktyce nie uznają zasad moralnych, którym
brakuje wrażliwości społecznej na ludzi najbardziej
potrzebujących, którzy wreszcie odrzucają głos swojego sumienia,
którzy nie mają odwagi, by postawić przed innymi wymagania moralne
i etyczne, gdyż sami ich sobie nie stawiają.
Chcemy
dzisiaj prosić Pana dziejów, Pana historii, by św. Wojciech, jego
świadectwo wyznaczały w sposób trwały drogi odnowy i rozwoju
każdego człowieka, i każdej ludzkiej społeczności. Oby i w
naszym trudnym „dziś” stał się on źródłem i początkiem
rzeczywistej odnowy moralnej i duchowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz