maja 18, 2019

5. Niedziela Wielkanocna (Rok C) – Abyście się wzajemnie miłowali

maja 18, 2019

5. Niedziela Wielkanocna (Rok C) – Abyście się wzajemnie miłowali
Kochani moi! Gdy czytam słowa Pana Jezusa: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali" (J 13, 34). Aby­ście byli jedno. Nie będę was już nazywał sługami, ale przy­jaciółmi (J 15, 15). Wiem, że to odnosi się do każdego z nas, do wszystkich którzy uwierzyli Chrystusowi; ale myśl moja bieg­nie wtedy do ludzi młodych, którzy wybrali sobie sobotę — dzień Matki Boskiej, aby w kościele zawierać sakrament małżeństwa.
Lubię w kościele dawać śluby. Patrzę już teraz na moich uczniów, cieszę się, że tak pięknie urośli, że tacy są dzisiaj uro­czyści, że mieli taką wiarę i odwagę, by przyjść tu, aż do ołtarza i wobec zgromadzonego Kościoła, Boga wzywać na świadka, że to, co będą mówić, jest prawdą.
Już tylu młodym parom błogosławiłem podczas sakramentu małżeństwa, ale niektóre pamiętam szczególnie. Zosiu i Andrzeju, Kochani! Wasz ślub był w pogodną sobotę. Taki piękny dzień dał wam Pan. Czytałem wam wtedy fragment Listu św. Pawła do Koryntian: Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miło­ści bym nie miał, byłbym jako cymbał brzmiący albo miedź brzęcząca... I gdybym posiadł wszelką wiedzę i wiarę taką iż­bym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym... Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest, miłość nie zazdrości, nie szu­ka poklasku, nie unosi się gniewem, nie szuka swego, nie cieszy się z niesprawiedliwości, ale współweseli się z prawdą... Miłość wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, miłość wszystko przetrzy­ma, bo miłość nigdy nie ustaje (1 Kor 13, 1 n). A z Ewangelii wybrałem wam fragment mowy Arcykapłańskiej Pana Jezusa podczas Ostatniej Wieczerzy: Daję wam nowe przykazanie, abyś­cie się wzajemnie miłowali... Nie ma większej miłości nad tę, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół... Już was nie będę nazywał sługami, ale przyjaciółmi. Będziecie przyjaciółmi moimi jeśli spełnicie, co wam nakazałem. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili i aby owoc wasz trwał (J 15, 12 n).
Mówiłem wtedy do was: Zosiu i Andrzeju! Ten dzień nazy­wamy dla was weselem, bo wy jesteście powodem naszej ra­dości. Kocham was za to, żeście tak dobrze urośli, znam waszą modlitwę, wasze przygotowanie i niczego nie pragnę, jak tylko tego, abyście byli szczęśliwi. Powodem naszego wesela jest i to, że macie taką wiarę, taką odwagę, że stanęliście tu przy ołtarzu i wobec Boga i Kościoła chcecie sobie nawzajem powiedzieć: będę cię kochał, będę wobec ciebie uczciwy i nie opuszczę cię aż do śmierci. Za każdym razem, gdy słyszę słowa przysięgi, przeżywam to ze drżeniem, czy to nie za trudne, czy to nie za wielkie. Wierzę, że wy te słowa rozumiecie dobrze.
Powiedzieć dzisiaj słowo miłość, kochanie — to rzecz ryzy­kowna, bo jedni uważają, że miłość to jest przygoda, sielanka; jeszcze inni miłością nazywają kłamstwo, oszukanie kogoś, wy­korzystanie kogoś; jeszcze inni miłością nazywają wstrętny egoizm albo wprost łajdactwo. Nie o takiej miłości chcę wam mówić. Jedna jest tylko prawdziwa. Bóg jest miłością. I tę dał tylko człowiekowi. Na tyle jestem człowiekiem, na ile potrafię ko­chać. Nie ma większej miłości nad tę, gdy ktoś życie swoje od­daje za drugiego człowieka (J 15, 13). Wy takiej miłości nauczy­liście się od Chrystusa, który do końca nas umiłował. Wy takiej miłości nauczyliście się od rodziców, którzy życie swoje oddali dla was. Pan Jezus powiedział do was: już was nie nazywam sługami, ale przyjaciółmi. Jesteście przyjaciółmi moimi...
Zosiu i Andrzeju! Czy wiecie, co to znaczy być przyjacielem Boga? Tak wam życzę, abyście mieli miłość, która wszystko prze­trzyma, bo ta jedna prawdziwa nigdy się nie kończy. Dopóki będę was widział, że w tej świątyni razem się modlicie, że razem przy­stępujecie do Komunii Św., będę o was spokojny. Andrzeju, pa­miętaj, żebyś Zosi nie zrobił nigdy krzywdy ani przykrości, ale żebyś we wszystkim podawał jej rękę, od wszystkiego, co złe, ją obronił — bo jesteś mężczyzną. Ciebie Zosiu proszę, abyś swą de­likatnością kobiety, potem matki, uzupełniała wszystko, co jest fizyczną siłą Andrzeja i żebyście mieli jedno serce i jedną myśl i jednego ducha, który będzie was ożywiał. Zobacz, Zosiu, twój ślub jest przed obrazem Matki Boskiej, naszej Księżnej Łowi­ckiej, przypatrz się Jej z bliska i naucz się od Niej wszystkiego, co potrafi dobra matka. Jeśli taką macie wiarę i takim jest wa­sze pragnienie, przystąpcie do ołtarza, abym wam błogosławił.
Pan organista śpiewał wam pięknie: O Stworzycielu Duchu przyjdź... Światłem rozjaśnij naszą myśl, w serca nam miłość świętą wlej i wątłą słabość naszych ciał pokrzep stałością mocy Twej (Hymn do Ducha Świętego).Cały Kościół modlił się tym wołaniem i wy często powtarzajcie tę modlitwę. Potem poświęci­łem wasze obrączki, a ty, Andrzeju, zrobiłeś coś, czego was nie uczyłem: ucałowałeś poświęconą obrączkę, założyłeś ją na ser­deczny palec Zosi i po raz pierwszy ucałowałeś jej rękę z obrącz­ką. Bardzo mi się to podobało. Na znak pokoju poszliście do swo­ich rodziców, Zosia przyklękła przed,swoją mamą i ucałowała jej ręce.
Zapamiętałem wasz ślub jeszcze z jednego powodu. Prawie wszyscy wasi goście weselni przystąpili do Komunii św. Wiem, że przy zaproszeniu każdego z nich o to prosiliście. Zachowałem sobie na pamiątkę wasze ślubne zaproszenie i czytam w nim: nasz ślub będzie podczas mszy św. Módlcie się za nas i przystąpcie z nami do Komunii św. Któż by wam śmiał odmówić?
Przepraszam księdza, ale pewnie ksiądz wymyślił całą tę hi­storię o tym pięknym ślubie. Nie! A czy wszystkie śluby są ta­kie? O nie! Niektórych się boję. Niektórzy nie dorośli i nie po­winni brać ślubu w kościele. Przed niektórymi ślubami się bro­nię. Wtedy czynią mi wyrzut: to ksiądz nas od wiary odpycha. A niektóre śluby są dla mnie cierpieniem. Dlaczego? Bo zobacz. Przecież ja ich spowiadam. On wyznaje, że żył ze swoją dziew­czyną przed ślubem i spodziewają się dziecka. A ona, ona jest panienką czystą. Ja mam usta związane tajemnicą spowiedzi.
Udzielam rozgrzeszenia i wiem, że jest to świętokradztwo. Ona za­kłada welon i białą suknię, w kościele organy, wszystkie światła, dywany, a ja wiem, że pod tym wszystkim jest straszny grzech. Daję im Komunię Św., oni udzielają sobie sakramentu i wiem, że to jeszcze jedno świętokradztwo. I od czego tu zacząć i na czym tu budować? Zostaje mi nadzieja, że kiedyś się nawrócą, może dorosną do miłości, która jest czysta i rodząca. Patrzyłem wczoraj na śluby w Warszawie: biały mercedes cały w kwiatach i wstążkach, na masce samochodu lalka, a w środku para młoda. Czy wiesz skąd się wziął ten zwyczaj? Czy rozumiesz, co w naszej kulturze zna­czyło panna z dzieckiem?
I jeszcze jeden ślubny zwyczaj: wychodzi z kościoła para mło­dych i rzucają im garście grosików. Piękna pani młoda, w białej sukni, czołga się po błocie i zbiera grosiki. To też wiem skąd się wzięło. Kiedyś pod kościołem siedziały dziady, a bogaci rzu­cali im grosiwem. Czy to wam nie ubliża? Jak myśmy nisko upa­dli. Dołączyć do tego weselne pijaństwo, głupie przyśpiewki i we­selne grzechy — to trzeba wołać: O tempora, o mores! Jak myś­my nisko upadli.
Po co nam to ksiądz mówi? Żebyś się nie dziwił, skąd jest w rodzinach tyle nieszczęść. Żebyś się nie dziwił, skąd jest tyle nieszczęśliwych dzieci. Żebyś się nie dziwił, dlaczego jest tyle zabójstw nienarodzonych. Dlaczego między nami rosną zbrodnia­rze, złodzieje, rozbójnicy, pijacy, łajdacy; i tacy, co zniszczyli sarkofag św. Wojciecha. Ale po co nam to ksiądz mówi? Ażebyś­cie wiedzieli, że Kościół się ostanie, jeśli będą święte rodziny, że ojczyzna się ostanie, jeśli będą święte rodziny. I w takich rodzi­nach będą rośli nowi piękni ludzie, uczeni i święci, choć będą groby takie jak na Żoliborzu — gdzie byłem w środę. Muszą się spełnić słowa Konopnickiej, które nam wyśpiewał Nowowiejski: „Twierdzą nam będzie każdy próg. Tak nam dopomóż Bóg!"
Zosiu i Andrzeju! Przeżywamy miesiąc maj; przyprowadźcie na majowe nabożeństwa swoje dzieci. Opowiedzcie im, że w tym kościele bra­liście ślub, że tu Matce Boskiej zostawiliście ślubną wiązankę. Ta­kie śliczne macie dzieciaki. A który z chłopców będzie księdzem? Rafał czy Łukasz? Módlcie się o to, bo jest tydzień modlitw o po­wołania kapłańskie. Ja też modlę się za was wszystkich, którym dawałem śluby: abyście się wzajemnie miłowali. Amen.



maja 18, 2019

5. Niedziela Wielkanocna (Rok C) – Przykazanie nowe daję wam

maja 18, 2019

5. Niedziela Wielkanocna (Rok C) – Przykazanie nowe daję wam
Siostry i Bracia w Chrystusie Panu. Ilu to już ludzi marzyło o stworzeniu nowego, lepszego świata. Już od początku dziejów ludzkości marzono o szczęśliwym raju na ziemi. Istniało i istnieje wiele teorii i systemów filozoficznych, które z dumą głosiły i głoszą, że odnalazły prawdę. I co? Jedne przeczą drugim. Zdarza się, że nie trzeba długo czekać, aby lansowana rzekoma prawda uznana została za nieaktual­ną, przestarzałą, nadającą się do lamusa ludzkich pomyłek, błędów i wypa­czeń.
Pomimo naszych autentycznych i wypływających ze szczerych intencji zabiegów w walce z nędzą, ciemnotą i zacofaniem, chociaż próbujemy budować sprawiedliwość, pokój i tolerancję - to nasze zabieganie i budowa­nie przepełnione jest lękiem, poczuciem zagrożenia, niepokojem i niepewnoś­cią czy podjęliśmy właściwą decyzję? Bywa, że człowiek nie widzi sensu w tym, co czyni. Coraz bardziej jest osamotniony i odczuwa ten bezsens. Także wspaniale rozwijająca się medycyna często jest bezradna wobec cierpienia, chorób i śmierci. Dlatego unosi się z tej ziemi ku niebu niemy krzyk, o którym mówi znana pieśń:
„Grzech nas oszpecił i w nędznej postaci
Stoim przed Tobą, jakby trędowaci.
O, spojrzyj, spojrzyj na lud Twój znękany
I ześlij Tego, co ma być zesłany".
Chrześcijaństwo od samego początku wskazywało na Chrystusa i Jego Ewangelię, chcąc pokazać gdzie i jak należy realizować ludzką tęsknotę za doskonałością. Ikonografia chrześcijańska ukazuje nam świętego Justyna, męczennika i apologetę z Ewangelią w ręku. To, co było aktualne w pierwszych wiekach chrześcijaństwa jest aktualne i dzisiaj. Współczesnemu człowiekowi - zagubionemu, marzącemu o szczęściu, zalęknionemu, cier­piącemu, zastraszonemu, prześladowanemu - Kościół zawsze ukazuje Pismo święte i Krzyż.
I oto autor Apokalipsy mówi nam:
„Ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, bo pierwsze niebo
i pierwsza ziemia przeminęły i morza już nie ma.
I Miasto Święte - Jeruzalem Nowe ujrzałem zstępujące
z nieba od Boga, przystrojone jak oblubienica zdobna
w klejnoty dla swojego męża...".
Ktoś powie: oto jeszcze jedno pocieszenie, jeszcze jedna wizja, która pragnie uszczęśliwić człowieka. Czyżby słowa Apokalipsy były utopią?
Umiłowani w Panu.
Kierowani światłem wiary spodziewamy się szczęśliwej i zupełnie nowej rzeczywistości w życiu przyszłym. Wieczność otworzy przed nami zupełnie nowy świat. Apokalipsa stwierdza:
„I usłyszałem donośny głos mówiący od tronu:
Oto przybytek Boga z ludźmi: i zamieszka wraz z nimi.
i będą oni Jego ludem, a On będzie „Bogiem z nimi"...".
Wielu myśli, że to nastąpi w bliższej lub dalszej przyszłości. Tymczasem ta nowa rzeczywistość dokonuje się teraz, w tym świecie bezsensu i cierpienia a przede wszystkim w nas. Chrześcijanin przez chrzest święty stał się nowym stworzeniem. To nowe stworzenie musi mieć nowe zasady, nowe przykaza­nie, nowe prawo.
W dzisiejszej Ewangelii świętej mówi nam o tym nowym przykazaniu Pan Jezus:
„Daję wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; ... Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali".
Wprawdzie to przykazanie było już znane w Starym Testamencie: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego...", ale to Chrystus nadał mu nową treść i interpretację. Wskazując na siebie, mówi: „Miłujcie się... jak ja was umiłowałem". Jest to nowy punkt odniesienia.
Papież Jan Paweł II, podczas pierwszej pielgrzymki do naszej Ojczyzny, w homilii na Błoniach Krakowskich zachęcał nas, abyśmy byli „mocni mocą miłości świadomej, dojrzałej, odpowiedzialnej, która pomaga nam podej­mować dialog z człowiekiem, zakorzeniony w dialogu z Bogiem samym". I prosił, abyśmy „nigdy nie wzgardzili tą Miłością, która jest największa, która się wyraziła przez Krzyż, bez której życie ludzkie nie ma korzenia, ani sensu". Po prostu człowiek nie może żyć bez miłości. Miłość to życie. I Ojciec święty wyraźnie mówi, że tak objawiająca się miłość ma w dziejach człowieka jedną postać i jedno imię - Jezus Chrystus.
Ta miłość jest nam ukazywana i dawana przede wszystkim w Eucharystii. Ten Sakrament, który trwa od wieczernika jest wpisany w dzieje całego Świata i w dzieje każdego człowieka. Kościół uczy, że Sakrament Eucharystii jest Sakramentem-Ofiary i Sakramentem-Komunią, i Sakramentem-Obecnością. A miłość, która rodzi się w nas w Eucharystii i dzięki Eucharystii, też w nas rozwija się. gruntuje i umacnia.
Miłość Chrystusa ma to do siebie, że wciąż domaga się czegoś więcej, domaga się ciągle nowych ofiar, nowego poświęcenia, nowego ducha. Przed kilkunastu laty Pasterz naszej diecezji święcił tylko kilku kapłanów, nato­miast w ostatnich latach liczba święconych kapłanów jest znacznie większa.
To jeszcze zbyt mało. Modlimy się o nowe. jeszcze liczniejsze i święte powołania, gdyż potrzeby naszej diecezji są ogromne. I dlatego zwracamy się do młodych, aby nie bali się pójść za głosem powołania. Prosimy chorych i cierpiących, aby swój krzyż ofiarowali w tych intencjach. Ukochani.
W Eucharystii uobecnia się męka, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Chrystus potrzebuje dzisiaj wielu współofiarników - ludzi, którzy chcieliby swoje cierpienia ofiarować za zbawienie świata. Nie wszyscy jednak rozumie­ją, że cierpienie jest wartością, a cierpiący jest szczególnie wybrany i umiłowany przez Boga. Mówił o tym Ojciec święty 14.VI.1987 roku:
„Drodzy Bracia i Siostry! Na łóżkach szpitalnych, ograniczeni do skromnych warunków codziennego bytowania, chorzy, cierpiący, dajecie świadectwo o Chrystusie: cierpiącym, umęczonym, ukrzyżowanym, konającym na Golgocie. Dajcie świadectwo o Synu, który „wydał samego siebie" za grzechy świata. I Duch Święty daje to świadectwo wraz z Wami: w Was i przez Was. Jest to świadectwo szczególne!... Kościół cały przyjmuje to świadectwo - i jest Wam wdzięczny za to świadectwo".
Dla tych, którzy zawierzyli całkowicie Chrystusowi i poszli za Nim, nie może być straszne ani cierpienie ani śmierć. Jeżeli żyjemy z Chrystusem to już nie umieramy, bo w nas jest życie wieczne. To do nas odnoszą się pełne nadziei słowa Apokalipsy:
„I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już odtąd nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły...". Przyjmijmy , Bracia i Siostry, te słowa z wiarą, nadzieją i miłością. Amen.



maja 12, 2019

4. Niedziela Wielkanocna (Rok C) – Jezus, Dobry Pasterz, daje swoim owcom życie wieczne

maja 12, 2019

4. Niedziela Wielkanocna (Rok C) – Jezus, Dobry Pasterz, daje swoim owcom życie wieczne
Obraz pasterza pasącego swoje stado jest nam właściwie dzisiaj nieznane. Przybliżają je nam jakieś filmy przyrodnicze, czy też jakieś zamazane wspomnienie z dzieciństwa. I nie bardzo potrafimy odnieść tę rzeczywistość do naszego codziennego życia. A dzisiejsze czytania liturgiczne są wspaniałym komentarzem do obrazka, który chyba każdy z nas w życiu widział, na którym Chrystus przedstawiony jest jako Pasterz, dźwigający na swoich ramionach owieczkę.
I oto Prorok Izajasz w I czytaniu poucza, że „Bóg przychodzi z mocą, a z Nim idzie Jego nagroda”. I Bóg, jak pasterz, prowadzi swą trzodę, a jagnięta nosi na swej piersi. Kto zatem chce być blisko Pana, musi stać się jak ta mała owieczka, pełna dziecięcej ufności i czystości. Często sama już iść nie może, jest zbyt słaba, ale ufa, że Ten, który jest Dobrym Pasterzem, pomoże jej i nie pozwoli odłączyć się od stada, nie pozwoli jej zgubić drogi do owczarni.
Psalmista Pański z kolei mówi o wielkiej radości, która stanie się udziałem wszystkich, dla których Pan jest Królem. Powtórne przyjście Pana nie będzie powodem strachu, ale wesela, bo „Pan będzie sądził świat sprawiedliwie, a ludy według swej prawdy”. Kto zatem żył sprawiedliwie w oczach Bożych, kto żył według Bożej, nie ludzkiej, ale Bożej prawdy, ten będzie miał udział w Bożej radości, bo Bóg jest sprawiedliwy i każdemu daje możliwość doświadczenia radości ze swojego przyjścia.
I wreszcie Ewangelia. Św. Jan zapisał słowa Jezusa, że "Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną, a Ja daję im życie wieczne. Nie zginą na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy". Tak, Jezus nie chce stracić żadnej z tych, która Mu zginęła. Posuwa się do wielkiej troski, i sam szuka tych owiec, które osłabły, czy też odeszły; ba, nawet życie swoje oddaje za swe owce. A jeżeli znajdzie taką zagubioną owcę, cieszy się, że wreszcie wróciła do domu.
Jakże często my sami odchodzimy z Bożej Owczarni. Odchodzimy przez grzech: przez pychę, zazdrość, nienawiść, obłudę, kradzież, bezmyślność, czasem przez naszą łatwowierność, gadulstwo, przez kłamstwo, czy oszczerstwo. Czasem odchodzimy przez nienawistne spojrzenia, prymitywne uśmieszki. I w ten sposób bardzo często szukamy usprawiedliwienia dla naszych własnych grzechów. Sądzimy siebie według własnych uczynków, i innych sądzimy według naszego własnego postępowania.
I często nie zastanawiamy się nad skutkami naszych czynów, nad tym, jakie konsekwencje niosą nasze grzechy dla nas samych i dla innych ludzi. A jakie one są, prześledźmy choćby na podstawie oszczerstwa. Oto do św. Filipa Nereusza przyszła pewna znana hrabina i prosiła o pokutę za grzech oszczerstwa. I jako sakramentalną pokutę miała rozerwać i rozrzucić na wietrze poduszkę z piórami. Zaraz też wróciła, zadowolona z siebie, aby pochwalić się św. Filipowi, że tak dokładnie wypełniła sakramentalną pokutę. A wówczas święty kazał jej pozbierać wszystkie pióra, co do jednego.  Ależ to nie możliwe – zawołała hrabina. Właśnie – tak samo, jak nie jest możliwe naprawienie zła, wyrządzonego przez twoje obmowy, plotki i oszczerstwa – odparł święty.
I to jest nasze odejście od Chrystusowej Owczarni – nasz grzech. A Chrystus nie przestaje nas szukać; czeka na nas, przychodzi po nas, chce nas wziąć w ramiona i przygarnąć do siebie. Chce, abyśmy wrócili do Niego, abyśmy znowu się z Nim spotkali, abyśmy do Niego należeli. I czeka na nas w Sakramencie Pokuty, czeka w Sakramencie Eucharystii, czeka w kościele podczas Mszy św., czeka na nas w drugim człowieku, także tym skrzywdzonym.
Jednak jakże często my wcale nie wychodzimy Mu naprzeciw, bo sądzimy, że jeszcze mamy czas, że jeszcze nie nasza pora, że tak właściwie to jeszcze możemy z tą pokutą, nawróceniem, czuwaniem, gotowością, że jeszcze możemy poczekać. Albo sądzimy, że nasze nawrócenie polega tylko i wyłącznie na odprawieniu sakramentalnej spowiedzi. I żyjemy w złudnym poczuciu sprawiedliwości, zapominając, że istnieje jeszcze jeden warunek dobrej spowiedzi: zadośćuczynienie, czyli naprawienie wyrządzonej krzywdy: pychy i zazdrości – pokorą i chęcią służenia innym; nienawiści – miłością; obłudy – krytycznym spojrzeniem na samego siebie; kradzieży – zwrotem skradzionych rzeczy, a kłamstwa i oszczerstwa – publicznym odwołaniem ich. I dopiero po dokonaniu zadośćuczynienia człowiek jest tą owcą, która się znalazła, która jest źródłem radości dla Dobrego Pasterza. On zawsze szuka owcy zagubionej. On nie chce, aby jakaś zginęła. Każdą chce wziąć na swoje ramiona i włączyć do swej owczarni.
Jeśli więc chcesz być źródłem radości, pozwól się odnaleźć i wziąć Chrystusowi na ramiona. Podejmij trud powrotu do Ojca, aby przez pokutę i zadośćuczynienie przygotować Chrystusowi nie szopę, ale prawdziwą świątynię swojego serca. Aby Jego przyjście było dla ciebie rzeczywiście źródłem radości i wesela. AMEN.

maja 09, 2019

4. Niedziela Wielkanocna (Rok C) – Niedziela Dobrego Pasterza

maja 09, 2019

4. Niedziela Wielkanocna (Rok C) – Niedziela Dobrego Pasterza
Drodzy Bracia i Siostry!
To już czwarta niedziela wielkanocna, zwana niedzielą Dobrego Pasterza. Jak w każdą niedzielę, tak i dziś, gromadzi nas Chrystus-Dobry Pasterz wokół jednego Ołtarza. On zna swoje owce, bo nie ma większej miłości od tej, jak oddać życie swoje za swoich przyjaciół. Każdego z nas zna po imieniu i pragnie udzielić nam siebie bez reszty. Czyni to poprzez ludzi, poprzez kapłanów. Jakże ważną jest sprawą, aby było jak najwięcej ludzi, którzy będą przedłużeniem Jego rąk, którzy niejako wypożyczą Chrystusowi swoje usta, swoje ręce, swoje serce. Jednym słowem – potrzeba kapłanów.
Przeżywamy Niedzielę Dobrego Pasterza, która jest niedzielą modlitw o liczne i godne powołania do życia poświęconego Chrystusowi-Dobremu Pasterzowi w stanie kapłańskim czy zakonnym. Chrystus wzywa nas, abyśmy prosili Pana o wysłanie robotników na żniwo. Jest rzeczą ważną, aby przyjąć to zaproszenie z wiarą pełną nadziei.
Rozważmy: W czym tkwi ważność tegoż zaproszenia?
Pan kiedyś stanął nad brzegiem, stanął nad brzegiem jeziora Genezaret, i szukał ludzi gotowych pójść za Nim; gotowych porzucić wszystko, by być z Nim na zawsze. I wybrał sobie Jezus Dwunastu, którzy zachwyceni Jego osobą, porwani Jego miłością, poszli za Nim, pozostawiając swoje rybackie łodzie i sieci, swoje ulubione zajęcia i sprawy, i stali się Jego uczniami. Byli z Nim zawsze. Byli przy Nim, gdy nauczał rzesze, gdy czynił cuda. Wiele spraw jeszcze nie rozumieli. Tłumaczył im na osobności. To była wspaniała szkoła Jezusa. To było pierwsze Seminarium Duchowne, które prowadził sam Jezus, a kandydatami do kapłaństwa byli wybrani przez Niego Apostołowie. I nadszedł wielki dzień, dzień Wielkiego Czwartku, dzień pierwszych święceń kapłańskich. A Chrystus świadom, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, ustanawia obrzęd Najświętszej Ofiary i swoim kapłaństwem dzieli się z apostołami: „To czyńcie na moją pamiątkę”, „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody udzielając im chrztu… którym grzechy odpuścicie, są im odpuszczone…”. W ten sposób, w kruchym naczyniu glinianym został złożony drogocenny skarb – skarb chrystusowego kapłaństwa. Bóg, w swej nieskończonej świętości, oddał się człowiekowi i niejako zniżył się do swego stworzenia, zaufał mu bezgranicznie.
Kochani moi. Ten sam Jezus Chrystus przechodzi niejako przez nasze wioski i miasta i staje przed wybranymi przez siebie ludźmi ze swoim cichym zaproszeniem: „Pójdź za Mną”. Ten głos powołania odzywa się w sercach wielu młodych ludzi, którzy poruszeni do głębi bożą miłością, porwani pięknem osoby Jezusa Chrystusa – Dobrego Pasterza, zostawiają wszystko i idą za Nim, by później świadczyć o Nim swoim słowem, poświęceniem, oddaniem Jego sprawie. I to się nazywa powołaniem i dawaniem odpowiedzi na Boże wezwanie.
Każde powołanie stanowi pełne tajemnicy i piękna spotkanie Boga z człowiekiem. Dla ilustracji przypatrzmy się Słowu Bożemu skierowanemu do proroka Jeremiasza: „Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię. Nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię, prorokiem dla narodów ustanowiłem cię” (Jer 1, 5). A do apostołów powie Chrystus: „Nie wyście mnie wybrali, ale ja was wybrałem i posłałem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i aby owoc wasz trwał” (J 15, 16). Pan jednak lubi serca ochocze i odważne. Pan czeka na odpowiedź człowieka, na odpowiedź ludzkiego serca. Przede wszystkim mam tu na uwadze serca ludzi młodych, serca planujące co dopiero drogę życia. Gdy się tak zastanawiają nad swoją przyszłością, dochodzą niekiedy do jasnego rozeznania i mocnego przeświadczenia: „Tak, Pan mnie wzywa. Nie będę nigdy szczęśliwy na innej drodze życia, więc obieram drogę życia kapłańskiego, służby Bogu i ludziom w życiu kapłańskim czy zakonnym”. Na nasze życie trzeba popatrzeć jako na dar, najpiękniejszy i najważniejszy dar samego Boga; dar, który otrzymaliśmy w określonym celu i za który jesteśmy odpowiedzialni. Świadomość, ze należymy do Boga, że żyjemy dla Niego, że to On do nas kieruje swoje wezwanie, daje nam życiową szansę – to cudowny start w nowe życie. Wyrażają to słowa piosenki religijnej, tak bardzo ulubionej przez św. Jana Pawła II: 
„O, Panie, to Ty na mnie spojrzałeś,
Twoje usta dziś wyrzekły me imię.
Swoją barkę pozostawiam na brzegu,
Razem z Tobą nowy zacznę dziś łów.”
Oto piękno Bożego wezwania i ludzkiej decyzji – odpowiedzi. Decyzji, która często kieruje życie człowieka na nowe tory. A to nie jest łatwe, bo nie łatwo jest pozostawić na „brzegu” barkę swego dotychczasowego życia, bo nie łatwo dawać świadectwo samemu Bogu, zwłaszcza w dzisiejszych czasach.
Kochani Bracia i Siostry,
Chrystus-Dobry Pasterz mówi nam dzisiaj: „Żniwo wielkie, ale robotników mało. Proście Pana żniwa, aby wyprawił robotników na swoje żniwo” (Mt 9, 37-38). O jakich żniwach mówi Pan Jezus? Mówi o ludzkich sercach czekających na Boga. Kto dziś czeka na Boga? Czekają dzieci przed I Komunią św., aby Chrystus dał im Pokarm dający życie wieczne – Ciało swoje. Czekają młodzi i starsi u kratek konfesjonału, aby im Chrystus przebaczył i powiedział: „Idź w pokoju”. Czekają chorzy, aby ich Chrystus-Dobry Pasterz umocnił w cierpieniu i dał pokarm na życie wieczne. Czekają wierni w kościołach, aby do nich Chrystus-Dobry Pasterz przemówił, jak nikt inny przemówić nie może, nakarmił ich Słowem Bożym i Ciałem Pańskim. Kto jeszcze czeka dziś na Boga? Czekają ci wszyscy, co na swych życiowych drogach się pogubili, wszyscy spragnieni dobra, prawdy i miłości…. Wszyscy oczekujący są jako te dojrzałe kłosy w czasie żniw. Dlatego Jezus mówi: „Żniwo wielkie, ale robotników mało….”. I jak kiedyś Pan wysyłał uczniów na swoje żniwo, tak i dziś posyła kapłanów. I o nich trzeba nam zabiegać i modlić się, i prosić bardziej niż o polityków, społeczników, artystów, czy naukowców, choć i ci są ważni. To jest nasza wielka wspólna sprawa. Bo z jednej strony to sam Bóg czuwa nad losem wiecznym swego Ludu i zasiewa w sercach młodych ludzi ziarno powołania, to z drugiej strony Bóg potrzebuje narzędzi do pielęgnacji powołań kapłańskich. Najwięcej przysługi w tym dziele mają rodziny, ale takie rodziny, które żyją duchem wiary, miłości, pobożności. Takie rodziny stają się jakby pierwszym seminarium. Na potwierdzenie powyższego można by przytoczyć szereg wypowiedzi kapłanów o rodzinach w których wzrastali – przytoczmy dwie:
Myślę, że zostałem wezwany do służby kapłańskiej już w łonie matki, i że moja matka wychowywała mnie w tej intencji. A umacniała mnie w tym cała rodzina, całe otoczenie. Powtarzam jednak, najpierw moja matka, ta prosta robotnica, która nauczyła mnie modlić się, poznawać świętą historię, która nauczyła mnie przede wszystkim kochać biedniejszych od siebie i siebie dla nich poświęcić”.
Powołanie zasiane przez Boga kształtuje się tam, pod sercem dobrych matek, pod okiem i przykładem kochających ojców. Dobre matki są pierwszymi nauczycielkami religii, one składają słabe rączki dziecka do pacierza, i uczą je znaku krzyża, one mówią dziecku o Bogu i uczą przed Nim zginać te kolana dziecięce, które później będą się zginały przy ołtarzu.
I jeszcze jedno świadectwo warto tutaj zacytować. Pochodzi ono od znanego francuskiego jezuity, głoszącego Ewangelię w piosence, ks. Duvala: „Byłem piątym z dziewięciorga dzieci w rodzinie. W tej rodzinie nie uczono pompatycznej i ostentacyjnej pobożności. Dzień w dzień odmawiano w niej tylko wieczorny pacierz. Do końca życia będę wspominał te chwile. Do dziś porusza mnie do głębi wspomnienie postawy ojca mego. Zmęczony pracą na roli, albo przy transporcie drzewa, klękał po kolacji na podłodze, opierał łokcie na siedzeniu krzesła i ukrywał twarz w dłoniach. Nie spojrzał na nas, nie podnosił głowy, nie pokaszliwał, nigdy nie okazywał zniecierpliwienia. A ja myślałem sobie: oto mój ojciec, który zawsze jest taki nieugięty, jakikolwiek los go spotka, który nie boi się ani burmistrza, ani złych, ani bogatych – schyla głowę przed Panem Bogiem. Kiedy z Nim rozmawia staje się kimś innym. Tak – Bóg musi być wielki, jeśli mój ojciec przed Nim klęka, ale i bardzo bliski ludziom, skoro mój ojciec rozmawia z Nim w zwykłym roboczym ubraniu”. Oto namacalny dowód gdzie tkwi początek tej wspaniałej drogi każdego powołanego do kapłaństwa czy życia zakonnego. Dziś zmieniły się czasy, zmieniły się warunki życia ludzi, ale nie zmienił się Bóg, który wciąż powołuje, wzywa. Ten Bóg patrzy z wielką nadzieją na nasze rodziny. Oby dopatrzył się w nich wspaniałych ojców i matek, żyjących autentyczną wiarą i miłością. Oby w tych naszych rodzinach dopatrzył się Bóg wielu wspaniałomyślnych chłopców i dziewcząt, którzy delikatnego głosu Bożego wezwania nie zagłuszą, nie odrzucą, ale, jak Maryja z Nazaret, odpowiedzą: „Oto ja, służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa!” (Łk 1, 38).
Za tę wielką sprawę trzeba nam, drodzy Bracia i Siostry, modlić się gorąco i prosić Pana, aby posłał robotników na swoje żniwo. A wszyscy młodzi niech modlą się codziennie wytrwale: „ Panie Jezu – Dobry Pasterzu, daj mi poznać Twoją wolę, daj mi siłę męstwa i odwagę pójścia za Tobą”. Taka szczera modlitwa będzie wysłuchana, bo przebija z niej jednocześnie pokora i uczciwość wobec Pana. Amen 
 
 

maja 03, 2019

Uroczystość NMP Królowej Polski - Królowa miłości, jedności i pokoju

maja 03, 2019

Uroczystość NMP Królowej Polski - Królowa miłości, jedności i pokoju
Ukochani Bracia i Siostry!
Posłuszni wezwaniu Apostoła Narodów, świętego Pawła, skie­rowanego pierwotnie do wiernych Chrystusowi Kolosan, a w dniu dzisiejszym skierowanego do nas, wiernych Prawu Bożemu Pola­ków, zgromadzeni w dostojnej bazylice Świętego Krzyża w War­szawie, z radością dziękujemy Bogu Ojcu, który przez Mękę, Śmierć i Zmartwychwstanie swojego Syna Jezusa Chrystusa, uzdolnił nas do uczestnictwa w dziale świętych w światłości (por. Kol 1, 12).
Zachowaniem „godnym i sprawiedliwym, słusznym i zbawien­nym", dla nas i dla wszystkich pokoleń idących przez polską zie­mię jest, abyśmy zawsze i wszędzie nosili w naszej indywidualnej i narodowej pamięci uwielbienie dla Boga, który dał Narodowi Polskiemu, niczym świętemu Janowi pod Krzyżem na Golgocie, „w Najświętszej Maryi Pannie przedziwną pomoc i obronę" (Ko­lekta z Mszy św. o NMP Królowej Polski). „Ona bowiem przyjmu­jąc pod krzyżem testament Bożej miłości, wzięła za swoje dzieci wszystkich ludzi, którzy przez śmierć Chrystusa narodzili się do życia wiecznego (...) i otacza macierzyńską miłością Naród, który Ją wybrał na swoją Królową...".
Razem z Maryją, naszą Matką i Królową, stajemy jeszcze raz pod Chrystusowym Krzyżem, aby jeszcze raz usłyszeć i jeszcze raz przyjąć „testament Bożej miłości". Pierwszą i ostatnią wolą Bożej miłości, która objawiła się w Jezusie Chrystusie było i wiecznie jest, „byśmy mieli Życie w sobie i abyśmy mieli je w obfitości" (por. J 10, 10).
Wszystko to, co najważniejsze i najwartościowsze dla człowie­ka, dokonało się na Krzyżu i wyrosło tuż obok Chrystusowego Krzyża. Na Krzyżu została pokonana śmierć. Na Krzyżu został zniweczony grzech. Na Krzyżu zatrzymana została obłędna i śmiercionośna diabelska logika, u podstaw której leży pokusa, by być jak Bóg; by móc decydować o tym, co jest dobre, a co jest złe; by móc ustalać kryteria życia osobistego i społecznego. Obok Krzyża Chrystusowego narodził się „nowy człowiek", stworzony mocą Bożej miłości według wzoru i na podobieństwo Jezusa Chrystusa.
Ten „nowy człowiek" wyzwolony z niewoli grzechu, czyli z niewoli egoizmu, poczuwa się do odpowiedzialności za los -doczesny i nadprzyrodzony - drugiego człowieka. A w aspekcie życia społecznego, bierze odpowiedzialność za los Kościoła, Oj­czyzny i świata całego.
To właśnie „obok Krzyża Chrystusowego" wyrasta „plemię ludzi nowych"; pokolenie na miarę nie tylko ludzkiego, ale przede wszystkim Bożego upodobania. Ci, stworzeni na wzór i podobień­stwo Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, stojąc wiernie, zdecydowanie i konsekwentnie „obok Krzyża" razem z Najświętszą Maryją Pan­ną, Królową Polski przez wieki zgodnie proszą:
Serce wielkie nam daj, zdolne objąć świat! Panie, serce nam daj mężne w walce ze złem! Zwleczmy z siebie uczynki starych ludzi, Zniszczmy wszystko, co budzi Boży gniew! Wdziejmy biel no­wych szat w Chrystusie Panu! Nowy człowiek powstanie w każ­dym z nas! Nowi ludzie w historię wpiszą miłość, Wskażą drogi odnowy ludzkich serc. Nowi ludzie przeżyją własne życie, Two­rząc wspólnym wysiłkiem nowy świat. Nowi ludzie przyniosą zie­mi pokój, W znaku wiary zjednoczą cały świat. Nowi ludzie przy­niosą ziemi wolność, Prawda ludzi wyzwoli, niszcząc zło.
Dziełem „nowego człowieka" stojącego „obok Krzyża" była Ustawa Rządowa, zwana Konstytucją 3 Maja z 1791 roku, gdy król Polski, Stanisław August Poniatowski, właśnie „w imię Boga, w Trójcy Świętej jedynego. (...) Uznając, iż los nas wszystkich od ugruntowania i wydoskonalenia konstytucji narodowej jedynie zawisł, długim doświadczeniem poznawszy zadawnione rządu na­szego wady, a chcąc korzystać z pory, w jakiej się Europa znajduje i z tej dogorywającej chwili, która nas samym sobie wróciła, wolni od hańbiących obcej przemocy nakazów, ceniąc drożej nad życie, nad szczęśliwość osobistą, egzystencję polityczną, niepodległość zewnętrzną i wolność wewnętrzną narodu, którego los w ręce nasze jest powierzony, chcąc oraz na błogosławieństwo, na wdzięczność współczesnych i przyszłych pokoleń zasłużyć, mimo przeszkód, które w nas namiętności sprawować mogą dla dobra powszechne­go, dla ugruntowania wolności, dla ocalenia Ojczyzny naszej i jej granic z największą stałością ducha, niniejszą konstytucję uchwa­lamy i tę całkowicie za świętą, za niewzruszoną deklarujemy...".
Dziełem „nowego człowieka", stworzonego na wzór i podo­bieństwo Jezusa Chrystusa, odpowiedzialnego za ziemię, którą Bóg nam dał, są również słowa Roty - „Nie rzucim ziemi stąd nasz ród" - napisane przez Marię Konopnicką w odpowiedzi na cierpienia dzieci z Wrześni, jakie zadał im pruski zaborca tylko dlatego, że chciały mówić w szkole po polsku. Dziełem „pokolenia ludzi no­wych" było wykonanie tego utworu z muzyką Feliksa Nowowiej­skiego przez kilkutysięczny zgodny chór Polaków w Krakowie w 1910 roku, przy odsłonięciu pomnika Bitwy pod Grunwaldem w 500 rocznicę zwycięstwa nad Krzyżakami. Ale też i ci, którzy „...niczym kamienie rzucane na szaniec" byli z pokolenia, które wyrosło i wciąż wyrasta „obok Krzyża".
Długa, wręcz niemająca końca, jest litania z imionami świę­tych i błogosławionych synów i córek wyrosłych na polskiej zie­mi. Wspomnieć tylko tych, których znaliśmy bezpośrednio: Sł bożego Ste­fana kardynała Wyszyńskiego, św. Jana Pawła II czy bł. ks. Jerzego Popiełuszkę.
Boża miłość objawiona światu na Krzyżu, kazała im i uzdal­niała ich - by wzorem Jezusa Chrystusa - „nie zwyciężać zła złem, lecz zło dobrem zwyciężać" (por. Rz 12, 21). Pokolenie „nowych ludzi" stojących „obok Krzyża" to nie pokolenie naiw­niaków i frajerów, ale to pokolenie ludzi przez Chrystusa wyzwo­lonych z samych siebie, zdolnych do tego, by zauważyć potrzeby żyjących wokół nich. To pokolenie - w myśl uchwał Konstytucji 3 Maja - ceni drożej nad życie, nad szczęśliwość osobistą, egzy­stencję polityczną, niepodległość zewnętrzną i wolność wewnętrzną narodu.
Spod Krzyża Chrystusowego, z nadprzyrodzonej perspektywy jerozolimskiego wzgórza zwanego Golgota, gdzie można doświad­czyć zmienności, ale również nieskończoności życia człowieka, spoglądamy na nasze „wczoraj, dziś i jutro".
Szeroko nam Bóg otworzył oczy na nieśmiertelność ostatnimi wydarzeniami. Otworzył nam oczy na Polskę. Obudził w nas tę nadprzyrodzoną odpowiedzialność za „ojczysty dom" i wszystkich, którzy w nim mieszkają, i mieszkać będą.
Obudził w nas Bóg odpowiedzialność za zbawienie człowieka. Miłość bliźniego, której szczególnym przejawem jest patriotyzm, przestał był pustym frazesem, a na powrót stało się wartością i to wartością cenniejszą nad własne życie. Wbrew cynicznym i zja­dliwym wypowiedziom, że „budzi się demon polskiego patrioty­zmu", to właśnie w dniach następujących po 10 kwietnia tego roku, okazało się, że jako naród nie jesteśmy „stadem baranów niemających pasterza".
Nie błąkaliśmy się po ulicach naszych miast i wsi, jak owce niemające pasterza. Pokolenie „nowych ludzi", stworzonych we­dług wzoru i na podobieństwo Jezusa Chrystusa, na nowo i po raz kolejny odnajdowało siły i nadzieję u stóp Chrystusowego Krzyża. Bo „Tylko pod tym Krzyżem, tylko pod tym znakiem Polska jest Polską, a Polak Polakiem" - jak pisał Adam Mickiewicz. Dni żało­by narodowej i pogrzeby tych, co zginęli pod Smoleńskiem, poka­zały Polsce i światu, że „Pasterzem naszym jest Pan" i „chociaż przechodzę przez ciemną dolinę, to zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną, Boże!" (por. Ps 23). Bóg otworzył nam oczy i zobaczyli­śmy nie tyle dalej, co głębiej; zobaczyliśmy, że Ojczyzna nasza umiłowana - i „...tyle razy we krwi skąpana" - może być „Króle­stwem prawdy, miłości, jedności i pokoju".
„Serce wielkie nam daj, zdolne objąć świat! Panie, serce nam daj mężne w walce ze złem!".
Jeśli więc „Ojczyzna ma" może być Królestwem prawdy, miło­ści, jedności i pokoju, to czemu na co dzień nie jest?
Pragnienie prawdy, pragnienie miłości, jedności i pokoju są podstawowymi pragnieniami zarówno pojedynczego człowieka, jak i całych społeczeństw, wspólnot narodowych i religijnych. Czemu człowiekowi pragnącemu prawdy serwuje się kłamstwo? Czemu człowieka spragnionego jedności, takiej zwykłej ludzkiej solidarności, w której „jeden drugiego brzemiona niesie", prowo­kuje się do kłótni, waśni i wojen? Czemu człowieka pragnącego miłości, sprowadza się na bezdroża partyjnego egoizmu i nienawi­ści? Zaspokajanie pragnienia prawdy - kłamstwem, pragnienia jedności - awanturnictwem, pragnienia miłości - uprawnianiem egoizmu, powoduje, że zamiast oczekiwanego „Królestwa prawdy, jedności, miłości i pokoju" żyjemy w „królestwie kłamstwa, awan­tur, nienawiści i wojen".
Stefan kardynał Wyszyński, Prymas Tysiąclecia, człowiek za­kochany w Bogu, a Kościół i Ojczyznę ceniący bardziej niż własne życie, nauczał: „Wystarczy spojrzeć wokół i nadstawić uszu, aby przekonać się, jakie są losy prawdy w życiu. Co ludzie robią ze słowami, jak używają i nadużywają słów często kłamliwych, brud­nych, zafałszowanych, burzących, druzgocących wokół wszystko, nieodpowiedzialnych, obliczonych na wprowadzenie w błąd, kogo się da. Człowiek współczesny jest rozgadany, rozkrzyczany, rozdyskutowany, rozkrytykowany, produkujący bezmyślnie słowa, na­wet w dyskusji i dialogu słuchający tylko siebie. Prasa jest pełna gadulstwa, niesprawdzonych informacji, kłamstwa, sensacji, które odbierają nam ciszę, skupienie, szarpią nerwy i serca. Kto dba o to, aby pisać prawdę? Kto czuwa, aby przez radio czy telewizję płynę­ła w świat prawda? Czemu właściwie służą te potęgi społecznego przekazu i o czym informują? Czemu to przypisać?" A przecież ludzie mają wielkie osiągnięcia w wielu dziedzinach wiedzy dzięki ścisłości myślenia i odpowiedzialności za każdy znak czy słowo (Stefan kard. Wyszyński, Warszawa, 8 września 1970 roku). Czy potrzeba aż katastrofy, płaczu, bólu, śmierci, żeby człowiek odgru­zował własne sumienie i sumienie Narodu?
Nie istnieje coś takiego, jak „poprawność polityczna", tak jak nie istniała - chociaż takiego terminu używano nagminnie - „mo­ralność socjalistyczna".
Nie ma „poprawności politycznej", jest natomiast zwykła „po­prawność" i ludzka „przyzwoitość". Nie ma też „moralności socja­listycznej" jest po prostu „moralność człowieka". A to, co „poli­tycznie poprawne", okazuje się być w rzeczywistości odrażającym „świństwem" niegodnym i obrażającym człowieka.
Jest taki brak w „poprawności" i „przyzwoitości", który odbiera honor, czyli godność i dobre imię przede wszystkim sprawcy. „Po­lityczna poprawność" - tak jak przed laty „moralność socjalistycz­na" - pozbawia honoru i dobrego imienia, a tym samym pozbawia mandatu do piastowania jakichkolwiek urzędów w służbie dobra publicznego. Dlatego z ufnością prosimy Boga w Trójcy Świętej Jedynego, przez pośrednictwo naszej Matki i Królowej:
„Serce wielkie nam daj, zdolne objąć świat! Panie, serce nam daj mężne w walce ze złem!".
Zygmunt Szczęsny Feliński, święty arcybiskup Warszawy, za miłość do Kościoła i Ojczyzny wygnany z Warszawy i zesłany na Syberię, zwykł mawiać: „Bo na ziemi być Polakiem to żyć bosko i szlachetnie". Rzeczpospolita Polska od chrztu Mieszka I stała się równą w rodzinie państw i narodów Europy i świata, ale też stała się częścią Królestwa Bożego na ziemi. A Królestwo Boże to zawsze „Królestwo prawdy, miłości, jedności i pokoju". Nic więc dziwnego, że wrodzonym pragnieniem dzieci Narodu żyjącego między Bałtykiem a Tatrami jest pragnienie „Królestwa prawdy, miłości, jedności i pokoju". Ale ten Naród również wie, że do tego Królestwa wchodzą tylko ludzie o wielkim sercu. Dlatego prosimy:
„Serce wielkie nam daj, zdolne objąć świat! Panie, serce nam daj mężne w walce ze złem!".
Dziś Jezus Chrystus, który ni­czym Szymon z Cyreny, wziął na swoje ramiona ciężar naszej od­powiedzialności za Ojczysty Dom, wytrwale nam powtarza: Sursum corda - w górę serca. Ale mówi też: podnieście głowy; nie w pysze i zarozumiałości, ale w godności ludzi, których „ku wol­ności wyswobodził Chrystus" (por. Ga 5, 1). Kładliśmy i dalej kładziemy przed Oblicze Wszechmogącego Boga Ojczyznę naszą umiłowaną. Przez wieki wytrwale powtarzamy zgodnym chórem modlitwę błagalną: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie!". Głęboka, bolesna i nadal otwarta jest rana na ciele naszej Ojczyzny od dnia 10 kwietnia, kiedy pod Smoleńskiem zginął nie „kwiat polskiego narodu", ale „dojrzałe owoce, jakie wydała ojczysta zie­mia". Mając wspomnienie na ich ofiarną śmierć prosimy Boga: racz nam wrócić Panie Ojczyznę wolną od kłamstwa, wolną od hipokryzji, wolną od „politycznej poprawności". Boże, racz nam wrócić Ojczyznę wolną od historycznej amnezji, partyjnego ego­izmu, antykościelnej neurozy. Racz nam wrócić Ojczyznę o „wiel­kim sercu, mężnym w walce ze złem". AMEN.


maja 03, 2019

Uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski - Jestem, pamiętam, czuwam

maja 03, 2019

Uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski - Jestem, pamiętam, czuwam
Dziś 3 maja. Dzień bliski każdemu Polakowi. Wszak dziś wspominamy 228 rocznicę Konstytucji Trzeciego Maja.
I wspominam tych, co śpiewali:
„Witaj majowa jutrzenko,
Świeć naszej polskiej krainie!
Uczcimy ciebie piosenką,
Która z serc naszych popłynie.
Witaj maj, piękny maj!
U Polaków błogi raj!” (Rajnold Suchodolski, z Powstania Listopa­dowego)
Wspominam twórców Konstytucji Trzeciego Maja: Ignacego i Stanisława Kostków Potockich, Adama Czartoryskiego, Hugona Kołłątaja oraz Sta­nisława Małachowskiego. Patrzę i wiem, jak droga im była Polska, o którą walczyli i którą zawierzyli Bogu.
I może się wydawać dziwne, dlaczego Kościół nie idzie z duchem czasu i nie zmieni tego tytułu? Dzisiaj, kiedy z powierzchni ziemi znikają trony, korony i królewskie tytuły? Pytamy — bo nie chcemy być zacofani, nie chcemy mieć cesarzy, królów, tyra­nów. Nie chcemy płacić podatków na królewskie dwory, stroje i zabawy. Tak myślimy i pytamy: dlaczego Królowa w Kościele?
Bo najpierw Maryja nie jest taką królową, o jakich czytamy w historii różnych narodów. —Nie jest Marią Antoniną — królową Francji. Pustoszyła ona kasę królewską, wydając ogromne sumy na suknie, z których każdą przywdziewała tylko je­den raz. Nie jest królową perską, noszącą na głowie brylantową koronę, ważącą kilka kilogramów. — Nie jest królową Egiptu, co jak Kleopatra chciała swoją pięknością zniszczyć cesarstwo rzymskie. — Nie jest królo­wą, co swoich rywali skazuje na więzienie i śmierć. — Nie jest królową z ba­jek, z podręczników historii, z życiorysów sławnych kobiet. — Nie jest kró­lową, po której zostają tylko wspomnienia, pamiątki, obrazy, muzea. — Nie jest królową letniego czy zimowego sezonu. — Nie jest tanią pseudo-królową młodzieżowych festiwali. Maryja nie ma nic wspólnego z takim pojęciem i z takim wyobrażeniem królowej.
Maryja jest Matką Boga-Człowieka, Matką Króla królów. Ona razem z Chrystusem prowadzi Lud Boży do wiecznego królestwa. Ona żyje i królu­je. Ona jedyna, po Bogu, jest najbliżej nas, aby nam pomagać, aby nas po­dnosić, pocieszać, prowadzić. Ona jedyna jest naszą tęsknotą, marzeniem, ideałem i przewodniczką. I dlatego nazywamy Ją — Królową. Dlatego mo­dlimy się „Witaj Królowo, Matko Litości”. W Litanii — wołamy: „Królo­wo bez zmazy pierworodnej poczęta”, „Królowo Wniebowzięta”, „Królo­wo Różańca Św.”, „Królowo pokoju”…
Ale jest nadto jeden tytuł bardzo bliski nam Polakom — Maryja jest Królową Polski. Jest rzeczą znamienną, że pierwszy Kościół polski w Gnie­źnie — poświęcony był Maryi Wniebowziętej; że pierwsze kazanie w języ­ku polskim głosiło cześć Matki Najświętszej; że pierwsza polska pieśń bo­jowa — to była Bogurodzica. Może to był polski instynkt narodowy, a może instynkt religijny, który w wyjątkowo twardych warunkach narodo­wego dzieciństwa szukał serca czułego i tkliwego. Może to wreszcie było świadome poszukiwanie macierzyńskiej opieki, skierowane do najpotęż­niejszej Matki i Pośredniczki. Do Niej uciekaliśmy się; do jednej i tej samej Bogurodzicy w koronie i bez korony, w gonitwie i bitwie, w radzie i biesia­dzie, nad łóżkiem rodzinnym i nad ladą sklepową.
I cały polski kult maryjny to nie jest tylko sentymentalizm. Jeżeli trzy ty­siące Polaków z Imieniem „Maryja” na ustach rozbija szesnaście tysięcy Szwedów pod Kircholmem — to nie jest sentymentalizm. Jeżeli pod Racła­wicami polskie chłopstwo pod sztandarem Matki Boskiej Częstochowskiej kosami zwycięża armaty — to nie jest tani sentymentalizm. Jeżeli w Częstochowie stu kilkudziesięciu ludzi przetrzymuje pięciotygodniowe oblężenie dziewięciotysięcznej regularnej armii szwedzkiej — to nie jest sentymenta­lizm. Pola Grunwaldu i Racławic, mury Częstochowy i Wiednia niech świadczą, czy to był tylko tani sentymentalizm. To są fakty nieliczne spo­śród wielu innych, które świadczą, że zwycięska wiara była po jednej stro­nie — a silna i zwycięska opieka — po drugiej. Jakież to szczęście, że wład­czynią polskiego serca stała się Matka, Królowa nieba i ziemi. Wszystkie najszlachetniejsze porywy serca polskiego: idealizm, patriotyzm, serdecz­ność, uczynność, gościnność, odwaga, wiara, nieugiętość — właśnie w kul­cie Matki Najświętszej znalazły swój najpiękniejszy wyraz. I dlatego naj­bardziej polski poeta musiał swoje dzieło — epopeję narodową rozpocząć od wezwania „Panny Świętej, co Jasnej broni Częstochowy”. Mógł też Henryk Sienkiewicz włożyć w usta ks. A. Kordeckiego słowa: „Wszystkie cnoty — być może zginęły już w narodzie naszym, pozostała jedna cnota, pozostało nabożeństwo do Matki Najświętszej i na tej cnocie, na tym nabo­żeństwie tak jak na fundamencie odbudujemy resztę cnót w wolnej i szczę­śliwej Ojczyźnie naszej”.
I kiedy w dzisiejszym dniu Episkopat Polski na czele z Księdzem Pryma­sem odnawia Śluby Jasnogórskie, to nie robi nic nowego. Potwierdza histo­rię, potwierdza tradycję, potwierdza potrzebę ludzkiego serca, potwierdza to, o czym wie cały świat, że chcemy, aby te skrzydła orła wielkiego nadal spoczywały w rękach Matki Najświętszej. I żeby Pani serc naszych nadal pozostała pośród nas. Nie tylko na medalikach i szkaplerzach — ale w ser­cach naszych, w postępowaniu naszym, w czynach naszych, w życiu na­szym.
Drodzy czciciele Maryi! Z tego zaszczytnego tytułu Królowej Polski, płyną zobowiązania: — Królowę trzeba szanować i czcić. Nie wolno Jej przynosić wstydu. Trzeba żyć jak przystało na dziecko Królowej Polski. Wszelkie poniżanie godności ludzkiej — to bolesny miecz wbijany w serce Matki — Królowej. — Królowej trzeba słuchać; trzeba Jej być posłusz­nym. A Ona wydała tylko jedno polecenie w czasie swego ziemskiego ży­cia: „Cokolwiek wam Syn mój każe, to czyńcie” (J 2,5). A Jej Syn, Jezus Chrystus po tysiąckroć razy woła z kart Ewangelii: „Miłujcie się wzajem­nie, bądźcie dla siebie braćmi”. Kto tego nie spełnia, nie jest godzien nazy­wać się dzieckiem Królowej Polski, bo nie jest Jej posłuszny. Tam gdzie pa­nuje nienawiść w domu — w sąsiedztwie, tam nie ma miejsca na obecność Królowej Polski. Tam, gdzie w sercu panuje obłuda, krętactwo, donosicielstwo, oszczerstwo i obmowa, wszelki egoizm — tam choćby ręce ściska­ły różaniec, choćby usta wołały: Zdrowaś Maryjo — panuje zło i nie ma miejsca dla Królowej Polski.
W najpiękniejszym miesiącu — maju, śpiewem Litanii i Pod Twoją obronę wyrażamy Jej szczególną wdzięczność za cudowną opiekę w ciągu ostatnich stuleci tragicznie trudnych dla naszego narodu. W Jej kulcie uma­cniała się świadomość naszej narodowej tożsamości i gotowość do najwięk­szych ofiar w obronie ojczyzny. Ona, jako Królowa Polski, chroniła w na­szym narodzie wiarę i ducha narodowego, mimo wszelkich niebezpie­czeństw i przeciwności, a nawet klęsk i upadków. Naszym nabożeństwem i modlitwą oraz pracą nad sobą okazujemy Jej sw6ją wierność.
Potrzebowaliśmy Maryi, aby Kościół był zawsze wierny Bogu, krzyżowi i Ewangelii. Potrzebowaliśmy, aby mimo naszych wad i grzechów osobis­tych i społecznych, można było zmartwychwstać i odbudować kraj. Potrze­bowaliśmy i potrzebujemy Maryi — Matki Królowej, jako Nieustającej Pomocy ku obronie w walce ze złem i grzechem. Jak kiedyś, tak i dzisiaj po­trzebujemy Maryi, Matki-Królowej na drugie tysiąclecie. I dlatego dzięku­jemy Bogu, dziękujemy Kościołowi, że mamy Matkę-Królowę. Nie pyta­my już, dlaczego Królowa, ale wołamy: „Królowo nieba, wesel się, Allelu­ja!” Jesteśmy przy Tobie na zawsze. Pamiętamy, żeś nam Matką i Królową ukochaną. Czuwamy i czuwać będziemy, aby ojczyzna nasza, aby nasze ro­dziny, aby nasze szpitale i sanatoria, aby wszędzie nasze serca były Twoim królestwem. Amen!

kwietnia 19, 2019

Uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego - Chrystus żyje i zbawia!

kwietnia 19, 2019

Uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego - Chrystus żyje i zbawia!
"Pan naprawdę zmartwychwstał, Alleluja!" Chrystus umęczo­ny i ukrzyżowany zmartwychwstał po trzech dniach i zatrium­fował nad śmiercią, nad siłami ciemności, nad lękiem i cier­pieniem... Jest to święto naszego zbawienia, fundamentalna praw­da naszej wiary, z której czerpiemy moc, odwagę i radość w naszej codziennej chrześcijańskiej misji głoszenia światu tej najważ­niejszej prawdy, że Chrystus żyje i zbawia!
Ukochani Bracia i Siostry! Dzielimy więc między sobą radość płynąca z tego święta, pró­bując mozolnie i konsekwentnie - dzień po dniu - pokonywać każdą pokusę osłabienia w nas owej radości i mocy; pokusę, która zrodzić się może w sercu człowieka pod wpływem konfrontacji ze złem obecnym w świecie. Jako chrześcijanie jesteśmy również świadomi, że prawda Zmartwychwstania Jezusa pozostaje do dzisiaj, z różnych powodów, nieczytelna bądź niedostępna. Dla wielu ludzi, niestety, pusty grób Jezusa nie oznacza jeszcze praw­dy Zmartwychwstania. Dotkliwie odczuwając dramat swego życia, stają na progu jego beznadziei, przekonani o nieobecności Boga w świecie. Może się nawet niekiedy wydawać, że niektórym jakby odpowiada to kontemplowanie pustego grobu. Nie przypadkowo o twórczości najpopularniejszego dramaturga naszych czasów - Becketta, powiedziano, że ukazał w swojej twórczości człowieka uwię­zionego pomiędzy Wielkim Czwartkiem a Wielkim Piątkiem. Mo­żemy śmiało dopowiedzieć: człowieka, który nie usłyszał jeszcze brzmienia dzwonów w Niedzielę Zmartwychwstania. Zresztą, w poważnej części twórczości literackiej naszych czasów obecne jest owo Beckettowskie «misterium rozczarowania» - poczynając od pamiętnych fraz Eliota: "I tak kończy się świat, nie hukiem, ale skomleniem", a skończywszy na posępnym Skowycie Ginsberga, będącym jeszcze nie tak dawno hymnem kontestującej młodzieży.
Tak, jak gdyby nie było nigdy owego poranka, o którym piszą i świadczą swoim życiem naoczni świadkowie tamtego wydarze­nia, którzy do końca swoich dni nie mogli zapomnieć szalonego biegu Magdaleny z okrzykiem na ustach: "Widziałam Pana!" (J 20,18). Tak jak gdyby nie było nigdy nieoczekiwanego powrotu uczniów z drogi prowadzącej do Emaus, relacjonujących z przeję­ciem, jak Go rozpoznali przy łamaniu chleba. Tak jak gdyby nie było tych, którzy nie mogli zapomnieć Jego przybycia pomimo zaryglowanych drzwi...
Spróbujmy spojrzeć w świetle Ewangelii na przyczynę tej dominującej obecnie perspektywy "pustego grobu". Za pomocą relacji z wydarzenia pod Emaus, Ewangelia podpowiada nam, iż nie dostrzeżemy Zmartwychwstałego Jezusa, jeśli nasze oczy pozo­staną "niejako na uwięzi" (Łk 24, 13). Prawdę tę potwierdza w odczytanym dziś fragmencie św. Jan, zwracając naszą uwagę na sposób, w jaki się "patrzy" na pusty grób Jezusa.
Maria Magdalena, patrząc po raz pierwszy na pusty grób, zdolna jest dostrzec jedynie odwalony kamień. Gdy przerażona powraca z cmentarza, wypowiada dokładnie takie samo zdanie, które później w formie plotki, będzie rozpowszechniane przez wro­gów Jezusa: "Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie go położo­no" (J 20,2). Sensacja, jaką wzbudziła relacja Magdaleny, powo­duje, że do pustego grobu przybywają kolejno, "drugi uczeń" i Szymon Piotr, ale i oni przy pierwszej konfrontacji z rzeczywistoś­cią nieobecności ciała Jezusa w grobie, "patrzą na płótna i chustę, zamknięci, jak później uczniowie idący do Emaus, w swoim uwię­zionym patrzeniu". Św. Jan podkreśla ten fakt poprzez użycie tego znaczenia wyrazu "zobaczyć", które wskazuje w języku greckim na "materialne" widzenie świata. Dopiero, za kolejnym razem ów drugi uczeń "ujrzał i uwierzył" (J 20,8), bo, jak wyjaśnia ewan­gelista, dotąd nie rozumiał Pisma.
Widzimy więc, Moi Drodzy, że nasz świat, jeżeli już tak często koncentruje się na beznadziei pustego grobu, a nawet, choć brzmi to niepraw­dopodobnie, "gustuje" w jego mrocznej pustce, to tylko dlatego, że "patrzy" na prawdę pustego grobu oczami niewiary, nie wsłuchu­jąc się w to, co mówią Pisma.
Z dalszej części czytanego dzisiaj fragmentu Ewangelii dowia­dujemy się, jak to Magdalena "ujrzała" Zmartwychwstałego Jezu­sa, a On nakazał jej: "udaj się do moich braci i powiedz im" (J 20, 17). Także i my, którzy spotkaliśmy w naszym życiu Chrystusa zmartwychwstałego, mamy jak Maria Magdalena głosić w świecie, że Pan zmartwychwstał i my zmartwychwstaniemy. Mamy to czynić tym bardziej, że nasz czas - co podkreślił Ojciec św. na spotkaniu młodzieży w Denver - "to nie jest czas wstydzenia się Ewangelii" (Rz 1,16), ale czas głoszenia jej na dachach!
Ukochania Bracia i Siostry! Pan rzeczywiście zmartwychwstał i pozostał ze swymi ucznia­mi, którzy wyczuwali Jego bliskość, chociaż nie potrafili Go uchwycić ani opisać dokładnie Jego obecności. Chrystus Zmar­twychwstały wykracza poza granice świata, który można bezpoś­rednio ująć zmysłami. Stąd niedokładności i pozorne sprzeczności w opowiadaniach ewangelijnych o spotkaniach Zmartwychwstałe­go ze swymi uczniami, w czasie których Jezus wydaje się jedno­cześnie "być i nie być". Ten dyskretny sposób opisu zdaje się także przemawiać za prawdziwością Zmartwychwstania Chrystusa.
Pan rzeczywiście zmartwychwstał i jest obecny w historii jako pierwszy jej autor. Dzięki Jego mocy i światłu mógł narodzić się Kościół. Zaiste, jeżeli zaneguje się historyczny charakter Zmar­twychwstania, odbierze mu walor realnego wydarzenia, narodziny Kościoła i wiary stają się tajemnicą bardziej niewytłumaczalną niż samo Zmartwychwstanie.
"Idea, że imponująca budowla historii chrześcijaństwa jest niczym ogromna piramida wspierająca się niepewnie na fakcie bez znaczenia, jest mniej wiarygodna niż stwierdzenie, że Zmartwych­wstanie miało faktycznie miejsce w historii, porównywalne do tego, które mu przyznaje Nowy Testament" (C.H. Dodd).
Pan rzeczywiście zmartwychwstał!
Kochani moi! Módlmy się i życzmy sobie dzisiaj, aby Chrystus obdarzył nas wiarą w Jego Zmartwychwstanie i pozwolił doświadczyć Jego obecności. W ten sposób będziemy mogli przezwyciężyć każdą roz­pacz i smutek i być zwiastunami nadziei i budowniczymi cywiliza­cji życia. Amen.

kwietnia 19, 2019

Uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego - Śmierć zwyciężona

kwietnia 19, 2019

Uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego - Śmierć zwyciężona
Patrzę na wielki Krzyż przy Grobie. Na nim zawieszona czerwona stula. Symbol władzy i zwycięstwa. Imponujący grób, licznie odwiedzany przez mieszkańców miasta.
Są groby cieniem wspaniałych piramid znaczone.
Są groby, nad którymi wody oceanów szumią...
Są groby misterną rzeźbą marmurów lśniące...
i skromne - zwykłą zieloną murawą okryte...
Są groby przeklęte przez miliony...
i błogosławione - chwałą osnute...
Są groby przez warty strzeżone i takie, obok których
tylko zwierz dziki przechodzi w lasach i przepaściach górskich...
Kogo w tych grobach nie ma?...
i dzieci maleńkie i starcy...
 
Reymont wśród chłopów, Żeromski z piórem w ręku, Solski z krzyżykiem, mistrzowskie ręce Chopina i Moniuszko ze Strasznym Dworem... Dostojni królowie z dziejów Polski w Wawelskiej katedrze... I prochy spalonych męczenników w ostatniej wojnie...
Wszyscy w grobach: twardzi Ślązacy, dzielni Kosynierzy krakowscy i spokojni Kaszubi... Wielkopolska, Kujawy i Podlasie wśród grobów... Warszawa - na grobach... Piękny Paryż otoczony grobami... Groby na Monte Cassino... Wśród kwitnących jabłoni i wiśni - straszny grób - Hiroszima... I po dziś dzień nowe otwierają się groby... w Katyniu, Ostaszkowie czy Starobielsku - groby niewinnie straconych na Wschodzie... i groby w Armenii - znaczone tragedią trzęsienia ziemi, groby - a właściwie zbiorowe mogiły ofiar katastrof lotniczych i samochodowych...
Ponury byłby to widok, straszny widok - gdyby wśród tych grobów nie znalazł się ten jeden grób - leżący na ziemi palestyńskiej, u stóp Kalwarii...
Grób - który głosi wielką radość: „Nie lękaj się, śmierć zwyciężona!"
Ukochani Bracia i Siostry! Dwa tysiące lat temu znalazł się wśród tych rozrzuconych kości Bóg-Człowiek, Jezus Chrystus. Spoczął w ciszy kamiennego grobu na Kalwarii, ale nie na długo. Bo oto trzeciego dnia Zmartwychwstał. Znad Jego Grobu, Anioł Strażnik ogłasza całemu światu „Powstał z martwych... nie ma Go tu"...
Wstał z całym triumfem - i to była Wielka Noc!!! Wśród tylu innych nocy, z których rodzą się nasze święta - tylko o tej jednej mówimy, że jest wielka. Tę Noc chwalił wczoraj Kościół ustami diakona: „O zaiste błogosławiona noc. Noc. która oddala zbrodnie, zmywa winy, przywraca niewinność upadłym, a radość smutnym. Noc, która rozprasza nienawiść, usposabia do zgody i ugina potęgi. Noc, w której łączą się sprawy nieba i ziemi, sprawy Boże z ludzkimi. Całą niejako treść chrześcijaństwa Kościół przypisuje tej Nocy! To, że chrześcijaństwo ż yj e... A nasza tu obecność jest tego żywym dowodem!
Moi Drodzy! Dzisiaj promień Zmartwychwstania Chrystusa - pada na żałosny, smutny świat, na przybytek rezygnacji, na zuchwałe i niemądre wystąpienia, na ludzi żyjących w zwątpieniu..., na opuszczających Ojczyznę, szczególnie ludzi młodych... nie widzących perspektyw... i na ludzi, którzy rozmyślnie tłumią wielkie i szlachetne pragnienia swych serc. padł również na tych, co szczycą się swoją niewiarą - padł na cały kulturalny świat, na rzesze inteligencji, która nieraz uważa wiarę za ciężkie jarzmo, na tych co nadzieję życia wiecznego uważają za iluzję.
Ten promień Zmartwychwstania rozjaśnia świat. ZMARTWYCHWSTANIE - mówi nam, że Bóg jest Życiem! Śmierć Go nie dotyka. Bóg nie stworzył śmierci, lecz ją tylko dopuścił jako zapowiedzianą karę za grzech. Bóg jest przeciwnikiem wszelkiej śmierci.
Wprawdzie dopuszcza śmierć pożółkłego listka, ale tylko po to, by wiosną na miejscu „śmierci" życie zakwitło nowymi barwami, głosami i radością...
Dopuszcza nawet na człowieka śmierć jego ciała, lecz tylko po to, by to ciało kiedyś mogło powstać - przemienione, niejako odświeżone, do wiecznego już życia.
Zmartwychwstanie Chrystusa objawiło światu potęgę Ducha - właśnie w tym momencie, kiedy Jego dusza dotknęła martwego ciała - w tym momencie okazał się Zwycięzcą Śmierci.
I to jest PRAWDA dla nas wszystkich! Zwycięstwo Ducha nad materią, nad ciałem... Nasze czasy wciąż wołają o taki cud. By zmaterializowanej kulturze przypomnieć starą prawdę, że Nieśmiertelny Król Wieków panuje nad czasowym światem materii, że zawsze duch ma pierwszeństwo przed ciałem. Duch ludzki - dusza ludzka - to iskra najdoskonalszego życia na ziemi, która wyszła spod samego serca kochającego Boga. Dusza ludzka - to nie skarb odkryty na ziemi, to nie dzieło ludzkiego pochodzenia, dusza - to dzieło Mistrza, pierwsze i ukochane! Z ludzką duszą jest podobnie jak z dziełami malarza. Artysta malarz może mieć setki obrazów przez siebie wykonanych - wszystkie może wysłać na wystawę, ale ma jeden obraz, którego nie pozwala nikomu nawet dotknąć - sam opakowuje. sam go na wystawę zawozi - to jest jego pierwszy obraz, w który włożył swą duszę...
I dusza ludzka, która ma swój początek w akcie Stworzenia - ma swój początek w człowieku. Początek dopiero - a z tego początku ma się rozwijać... aby powstało Człowieczeństwo - poprzez wysiłek samego czło­wieka wsparty Bożą Łaską.
Cała nasza wiara opiera się na fakcie Zmartwychwstania. „GdybyChrystus nie Zmartwychwstał, próżna byłaby nasza wiara i - jak dodaje św. Paweł - próżne nasze przepowiadanie" (1Kor 15,14). Tak Ukochani! My nie chcemy przepowiadać martwego Chrystusa.
Cud zmartwychwstania sięga głębiej: Dynamika, która rozsadziła grób (prócz Boga nikt z grobu nie wstał) przenika do ludzkiego życia. Cud Zmartwychwstania Chrystusa przedłuża się w cudzie zmartwychwstania nas. ludzi. Na dnie naszej duszy Bóg się zakorzenił, powstało tam nowe zmartwychwstałe życie, które nas dźwiga ku szczytom od momentu Chrztu świętego.
Właśnie o to chodzi, by zrozumieć, że wydarzenie dokonane przez Jezusa jest tak potężne, że sięga dzisiaj, po dwóch tysiącach lat nas wszystkich. My wszyscy zmartwychwstaliśmy w Chrystusie. Dzisiaj - dla tych, którzy odwalili kamień grzechu i szczerze wyznali swoje grzechy - święta Zmart­wychwstania są pełną radością... Dla innych - pozostał pusty Grób - bez Jezusa... Ale może się jeszcze zapełnić Chrystusem - przez  S p o w i e d ź... Ze strony Boga nie ma żadnej trudności. Jest gotowy odwalić kamień grzechu i wpuścić do duszy grzesznika promień Swojego Światła - i dać ŻYCIE - SIEBIE samego w Eucharystii...
Najmilsi!
Odwalony kamień grobu Chrystusowego - to fundament naszej wiary. Jeżeli biedny, wątpiący świat nie potrafi ufać szczerym wyznaniom niewiast, i czterech Ewangelistów - musi przynajmniej uwierzyć f a k t o m...
Kto z uwagą wsłuchiwał się w dzisiejsze wspaniałe czytania zauważył, że człowiek, na którym dokonało się Zmartwychwstanie, chce właśnie drugie­mu człowiekowi powiedzieć, chce się z nim podzielić, chce mu zwiastować ten fakt! „Maria Magdalena udała się do grobu, a potem od grobu pobiegła do Szymona Piotra i do Jana, którego Jezus miłował i rzekła im... (J 20, 1-2) nowinę o Zmartwychwstaniu..."
Chrystus, o którym mówiła, był po prostu „ciepły", wyjęty z ust i dany drugiemu człowiekowi. To nie była tylko Ewangelia słów. teoryjek, ale Ewangelia Faktu, z jakże prostego argumentu: „Myśmy z Nim jedli i pili..."
Proszę pomyśleć, czy nasze dramaty i kryzysy religijne nie rodzą się z tego, że nigdy w życiu nie odczuwaliśmy dynamiki tego wydarzenia, które z grobu, od Zmartwychwstałego, idzie ku ludziom i w ludziach płonie jak gorejąca lawa. Kto miał rodziców, którzy nie tylko formułkami wierzyli, ale wierzyli żywą wiarą, kto spotkał takich chrzestnych rodziców, takich katechetów, takich ludzi, takie wspólnoty żywe, chrześcijańskie - ten wie. czym jest wiara żywa! Wiara zapala się od wiary, jak ogień od ognia, a nie jak formułka od formułki, nie jak paragraf od paragrafu, nie jak nakaz od nakazu, czy zakaz od zakazu. Ogień od ognia! Tak, jak wczoraj od paschału zapalaliśmy małe świece. I każdy z nas dobrze wie, że jeśli zabrakło tego ognia, to pomimo Chrztu zgasło wszystko, spopielało - wcześniej czy później... Te kryzysy ludzi młodych, osiemnasto- czy dwudziestoletnich, kiedy nikt z boku nie potrafi zapalić czy dmuchnąć w ten ogień, w tę iskrę, żeby się rozpaliła! Wszystko gaśnie...
Najmilsi!
Wielkanoc jest dniem nie tylko słów, ale i czynów, a ten czyn jest mocny jak śmierć i triumfalny, jak życie. W radosnych blaskach Zmartwychwstania - z uczuciem kapłańskiej - duszpasterskiej wdzięczności, spoglądamy na wyniki waszej pracy i odnowy ducha... W tym odnowionym duchu przesyłamy Wam drodzy Chorzy, Samotni, Smutni, Więźniowie w miejscach odosobnienia, Wam żołnierze pełniący służbę i wszystkim tworzącym naszą Wspólnotę Parafialnego Kościoła - Wielkanocne Życzenia pełnego uczestnictwa w Łasce Bożej, życzenia pomocy Bożej w usuwaniu kwasu złości i pielęgnowania ducha szczerości i prawdy... By codzienne urzeczywistnianie tego ducha wielkanocnej odnowy, pozwoliło współpraco­wać z Chrystusem i sprowadziło pełnię Królestwa Bożego na ziemię... Niech Zmartwychwstały Chrystus odpowie wszystkim tęsknotom Waszego życia: do WOLNOŚCI, do RADOŚCI, do PRAWDY - i niech Wam daje skrzydła nadziei - na przyszłość! Niech będzie Zmartwychwstaniem i Życiem dla każdej duszy, natchnieniem kultury duchowej, postępu ku coraz lepszemu i bardziej godnemu życiu wszędzie tam, gdzie jesteście - czy w kraju, czy na obczyźnie... W tę Wielką Noc roku 2019... Obyśmy umieli ją godnie przeżyć, i świętować, a nie tylko „spędzać w tradycyjnej rodzinnej atmosferze przed telewizorem w „Kamiennym kręgu"... Niech Wasze serca rozgłaszają radosne Alleluja - Jezus Żyje! Alleluja Zbawcy Zmartwychwstałemu w na­szych duszach. Alleluja. Amen.

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger