czerwca 25, 2022

Uroczystość Świętych Apostołów Piotra i Pawła - "Tobie dam klucze królestwa niebieskiego"

czerwca 25, 2022

Uroczystość Świętych Apostołów Piotra i Pawła - "Tobie dam klucze królestwa niebieskiego"
Radujmy się w Panu BRACIA w uroczystość Piotra i Pawła, którzy własną krwią użyźnili Kościół, pili kielich Pański i stali się przyjaciółmi Boga – te słowa słyszymy w antyfonie rozpoczynającej dzisiejszą liturgię w uroczystości świętych Piotra i Pawła.
1. Drodzy Bracia i Siostry zebrani na tej uroczystości! Oto przyszliśmy dzisiaj do tej świątyni w dzień poświęcony dwom Apostołom – Piotrowi i Pawłowi. Przychodzimy, aby wzmocnić się duchowo wiarą w Boga i tradycją naszych ojców. Przychodzimy, aby dostąpić odpuszczenia win i kar za grzechy i być zawsze przygotowanym na spotkanie z Panem, który przychodzi w niespodziewanej dla nas chwili.
Uroczystość dnia dzisiejszego przenosi nasze myśli i serca do stolicy chrześcijaństwa – Wiecznego Miasta, do Rzymu, gdzie bierze początek historia dzisiejszej uroczystości, a przed oczyma naszej duszy raz jeszcze rysują się sylwetki wielkich wojowników, świadków i męczenników Chrystusowych, świętych Apostołów Piotra i Pawła.
Można by rzec, „najpotężniejsze filary” Jezusowej budowli – Kościoła, który, jak wiemy zbudowany jest na łasce Pana i wierze apostołów. Wierze w to, że Jezus jest Panem, Bożym Synem i naszym Zbawicielem.
Kościół umieszcza w jednym dniu uroczystość św. Pawła wraz ze św. Piotrem nie dlatego, aby równał go w prymacie z pierwszym następcą Chrystusa. Chodzi o wypowiedzenie, że obaj Apostołowie byli współzałożycielami gminy chrześcijańskiej w Rzymie, że obaj w tym wyjątkowym mieście oddali dla Chrystusa życie oraz że są tam ich relikwie i liczne sanktuaria.
 

2. Święci Apostołowie to ludzie, którzy pochodzeniem społecznym, wykształceniem, temperamentem różnili się bardzo. Twardy jak skała Piotr – i odważny Paweł, wędrujący po ówczesnym świecie. A jednak Pan Bóg wybrał i połączył ich do wspólnego działania.
Piotr pochodził z Betsaidy – małej miejscowości położonej nad jeziorem Genezaret. Trudno mówić o jakimś specjalnym wykształceniu Piotra, a galilejskie pochodzenie kazało innym patrzyć nań z lekka drwiną, mówiono przecież: czyż może być coś dobrego z Galilei?. A jednak!!! Piotr był prostym rybakiem. Był żonaty – Ewangelie nawet wspominają o uzdrowieniu jego teściowej. On był przy Jezusie od początków Jego nauczania od powołania. Chrystus wyraźnie go faworyzował: kazał mu przyjść do siebie po wodzie, a gdy zwątpiwszy zaczął tonąć – uratował go. To jemu polecił zapłacić podatek monetą, wydobytą cudownie z pyszczka ryby. Piotr był w grupie najbliższych uczniów, których Jezus zawsze brał ze sobą, Przemienienie na Górze Tabor. Od Piotra Jezus rozpoczął umycie uczniom nóg w Wieczerniku, jego tez posadził przy sobie podczas Ostatniej Wieczerzy.
Paweł pochodził z Tarsu – metropolii, liczącej wówczas ok. 200 tys. mieszkańców. Urodził się jako obywatel rzymski, co dawało mu pewne przywileje. Tkał dywany, ale był też dobrze wykształcony. Był gorliwym wyznawcą judaizmu, gotów wszystkich odstępców wysłać na śmierć. Do tych odstępców zaliczał także wyznawców rodzącego się Kościoła, na którego czele stał właśnie św. Piotr. Paweł nigdy nie spotkał Jezusa przed Jego męką i zmartwychwstaniem. Jego nawrócenie jest wynikiem późniejszego spotkania z Synem Bożym. Światłość Jezusa powaliła go na kolana, oślepiła, a kiedy Paweł odzyskał wzrok, jego życie zmieniło się całkowicie. Z Dobrą Nowiną, którą przedtem miał za herezję, dotarł w najdalsze zakątki ówczesnego imperium. Nigdy nie założył rodziny – całe życie podporządkował Ewangelii. 
Paweł z prześladowcy wskutek działania łaski Bożej stanie się gorliwym uczniem i Apostołem Narodów. Piotr z najbliższego ucznia stał się zdrajcą. Na szczęście potrafił gorzko zapłakać i wyrazić Jezusowi swoją miłość w słowach: Panie, Ty wiesz, że Cię kocham.
Piotr i Paweł, obydwaj wieńczą swe życie śmiercią męczeńską. Pod topór katowski kładzie głowę św. Paweł, a św. Piotr umiera na krzyżu głową w dół, gdyż czuł, że nie jest godzien umierać jak Chrystus.
Młody Kościół, zroszony obficie krwią świętych męczenników, głęboko zakorzenił się w serca i dusze ludzkie. I choć dręczono chrześcijan w lochach i więzieniach, przybijano do pali i topiono w morzach, ćwiartowano ciała i męczono w nieludzki wprost sposób, to jednak Kościół wyszedł z katakumb i więzień zwycięski, pozyskując coraz to większe rzesze wyznawców Chrystusa, w myśl starożytnej maksymy: „Sanguis martyrum semen christianorum” – Krew męczenników jest posiewem wierzących.
Kościół trwać będzie aż do skończenia wieków, gdyż ma zapewnioną pomoc swego Założyciela i ożywiającą wciąż moc Ducha Świętego.
3. Bracia i Siostry! Jest wiele fragmentów w Piśmie świętym, mówiących o tych wielkich Apostołach. W dzisiejszej Ewangelii usłyszeliśmy, jak Pan Jezus pod Cezareą Filipową przeprowadził pewien rodzaj wywiadu. Skierował do apostołów dwa pytanie: Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego? Pytał również apostołów za kogo oni Go uważają? Tłumy słuchaczy widziały w Jezusie albo drugiego Jana Chrzciciela, bądź nowego Eliasza, czy Jeremiasza lub po prostu proroka. Dopiero św. Piotr w imieniu całego grona apostolskiego dał trafną odpowiedź o Chrystusie, że jest on Synem Bożym, Mesjaszem.
Piotr wtedy usłyszał słowa od Jezusa: Ty jesteś Piotr, i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. Chrystus Pan jest założycielem Kościoła, pozostaje zawsze z nim (jako Emmanuel), lecz równocześnie wybiera Piotra, jako swojego bezpośredniego współpracownika.
I tobie dam klucze królestwa niebieskiego… Wręczenie Piotrowi kluczy królestwa niebieskiego jest znakiem jego władzy w królestwie Chrystusa. „Cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz będzie rozwiązane w niebie…” 
Jeden z moich uczniów, odbył z rodzicami pielgrzymkę do Rzymu. Całej klasie opowiadał, co widział w czasie pielgrzymki. Najpierw udali się do bazyliki Św. Piotra w Watykanie, gdzie przebywa Ojciec święty. W podziemiach tej bazyliki modlili się przy grobie św. Piotra. Odwiedzili też bazylikę św. Pawła, wybudowaną w miejscu, gdzie Apostoł poniósł śmierć męczeńską. Na koniec swojej pielgrzymki udali się do katakumb. Katakumby – to miejsce, gdzie grzebano pierwszych chrześcijan. Przewodnik oprowadzając pielgrzymów po katakumbach wskazał na wyryty napis, który na młodym pielgrzymie wywarło wielkie wrażenie: „Piotr nie umiera”.  Rzeczywiście, jak sobie później uświadomi. Piotr nie umiera, bo żyje w swoich następcach. Każdy papież, obojętnie z jakiego pochodzi kraju, jest Piotrem-Opoką, jest biskupem Rzymu i pasterzem Kościoła na całym świecie.
Bracia i Siostry! Obserwując dzisiejszy stan Kościoła w Europie, ale i chyba we wszystkich epokach, przeżywa on mniejsze lub większe prześladowania. Przypomina on niekiedy burzę na jeziorze Genezaret, kiedy fale biły o łódź tak, że zdawała się tonąć. Taka jest już natura Kościoła. Łódź ta nie zatonęła wtedy, nie zatonie nigdy, nie może zatonąć. Ale trzeba na tej łodzi być temu, kto nie chce zatonąć. A ta łódź, to łódź Piotrowa i jego następców, papieży rzymskich.
Jak powie starożytne powiedzenie: „Gdzie Piotr, tam Kościół”. Idąc dalej można powiedzieć: „Gdzie Kościół tam Chrystus”. Gdzie Ojciec Święty tam Piotr, nieomylny nauczyciel ludów, wierny stróż depozytu wiary, który jak prorok odczytuje wolę Bożą i oznajmia ją ludowi.
W Wenecji, w katedrze św. Marka, znajduje się czcią otoczony tron biskupi św. Marka ewangelisty. Wieść niesie, że kupcy weneccy przywieźli go w IX w. wieku z Egiptu. Na czcigodnej relikwii widnieje napis, który był wyznaniem wiary tych ludzi: „W wiecznej wierności Rzymowi”.
Połączonymi siłami zła przypuszcza się dzisiaj do chrześcijaństwa, przede wszystkim zaś do Kościoła katolickiego, szturm tak potężny, tak daleko sięgający, jak chyba nigdy… W jednych krajach wróg już jest tak pewny swego zwycięstwa, stara się go urzeczywistnić ustawami, którym daje nazwę praw. W innych krajach jeszcze nie tak pewny siebie, nie zamyka kościołów, ale burzy moralne fundamenty Kościoła, a wiemy, że i nie bez skutku.
Przekonał się o tym w 1917 r. młody franciszkanin studiujący w Rzymie, Maksymilian Kolbe, który był świadkiem niecodziennej manifestacji w tym mieście, inspirowanej przez masonerię. Na czele pochodu niesiono czarny sztandar, na którym zamieszczono znak Lucyfera, depczącego św. Michała Archanioła. Wtedy to manifestanci w szalonej nienawiści do Kościoła krzyczeli: „Szatan będzie rządził w Watykanie, a papież będzie jego sługą”.
13 maja 1981r. moce piekielne na Placu św. Piotra posłużyły się zamachowcem, aby odebrać życie Janowi Pawłowi II. Ale ręka Boska zwyciężyła.
Przykładów nienawiści czy agresji wobec następców św. Piotra czy papiestwa można by podawać więcej.
W Książce pt: „Światłość świata” papież Benedykt XVI zapytany przez Petera Siwalda, dlaczego jest taka nagonka na urząd papieża, on spokojnie odpowiedział, że jest to wpisane w naturę Kościoła. Chcąc być wierny nauce Pana zawsze towarzyszy temu znak sprzeciwu. Każdy papież, biskup, kapłan chcą być wiernym nauce Pana wkłada na swoją głowę koronę cierniową.
Wróg Kościoła może dokuczyć biskupowi Rzymu, uwięzić go czy nawet zabić, jednak nigdy nie zwycięży, ponieważ Kościół jest dziełem Boga – Człowieka, Jezusa Chrystusa.
„Ty jesteś Piotr Opoka i na tej opoce zbuduje mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą”.

4. Do postaci św. Piotra nawiązuje również czytany dzisiaj urywek Dziejów Apostolskich, mówiący o opiece opatrzności Bożej nad św. Piotrem, cudownym uwolnieniu go z jerozolimskiego więzienia w czasie prześladowania. Jego los byłby przesądzony, gdyby nie cudowna interwencja Boża. Modlitwa pierwotnego Kościoła.
Rozważanie tego fragmentu dzisiaj w uroczystość Apostołów Piotra i Pawła jest zaproszeniem do ufności Bogu. Losy Piotra i jego następców są w rękach Boga.
Ujawniona treść trzeciej tajemnicy fatimskiej pokazuje nam, jak wiele zależy od naszej modlitwy i pokuty, od zaufania Bogu i zawierzenia losów Kościoła Najświętszej Maryi Pannie.
4. Wsłuchując się w drugie czytanie liturgii Słowa, słyszymy o drugim wielkim apostole św. Pawle. Jest to ostatni list św. Pawła, napisany podczas drugiego uwięzienia w Rzymie na krótko przed jego męczeńską śmiercią w 67 r. List jest testamentem duszpasterskim pozostawionym Tymoteuszowi, biskupowi Efezu.
W tym fragmencie zaświadcza, że głoszona przez niego Ewangelia nie jest wymysłem ludzkim, ale Bożym dla naszego zbawienia.
Długie i pracowite było życie Pawła, począwszy od cudownego nawrócenia pod bramami Damaszku, przez podróże misyjne a skończywszy na męczeństwie w Rzymie.

Jak Chrystus dążył do swojej godziny, która nadeszła podczas męki, tak również i Paweł ukończył bieg i czeka na męczeństwo.
Pięknie napisał o św. Pawle Apostole ks. Jan Twardowski, pokazując, jak ważna jest obecność św. Pawła w każdej chrześcijańskiej wspólnocie:
„Święty Pawle, nie odchodź daleko
Nie porzucaj nas, pozostań blisko
Jeszcze raz w liście nam napisz
O miłości, która przetrwa wszystko”.

5. Bracia i siostry!
Za wzorem Apostołów Piotra i Pawła miłujmy Kościół Chrystusowy, do którego zostaliśmy wszczepieni przez sakrament chrztu św., a przez sakrament dojrzałości Chrystusowej – sakrament bierzmowania – powołani na jego obrońców i żołnierzy.

Miłość Kościoła to świadectwo, służba, wierność i stała formacja
W przemyskim seminarium w jednej z kaplic znajdują się piękne freski znanego artysty malarza Jana Henryka Rosena z 1936 r., przedstawiające drogę formacji kandydatów do kapłaństwa. Jest tam św. Paweł, który leżąc na ziemi po wydarzeniu spod Damaszku ukazuje alumnowi konieczność nawrócenia jest tam Jezus powołujący Piotra i Jana,  są tam uczniowie w drodze do Emaus, którzy pokazują młodemu człowiekowi rozeznającemu powołania jak ważna jest eucharystia,  są tam apostołowie wychodzący z wieczernika po Zesłaniu Ducha św., ukazując klerykowi odwagę i dynamizm życia ucznia Chrystusa.
Czytając te obrazy formacji alumnów dostrzegamy pewną analogię do naszego chrześcijańskiego życia. Potrzeba nam NAWRÓCENIA, odkrycia na nowo chrześcijańskiego POWOŁANIA, potrzeba nam siły eucharystii oraz odwagi Ducha świętego do świadczeniu o Chrystusie.
6. Bracia i Siostry! Dzisiaj przy okazji tej uroczystości warto zapytać się: Co z tych dwóch historii życia św. Pawła i Piotra płynie dla nas? Podobnie jak niegdyś Chrystus stanął przed uczniami, pytając ich kim jest dla nich, tak codziennie staje On przed każdym z nas. Każdego pyta: „Kim dla ciebie jestem?”
Piotr odpowiedział: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego…” A Ty jak odpowiesz. Chodzi o odpowiedź nie tylko ustami, ale całym sobą.

(codzienne, świadectwo wiary, przykazania, służba, otwartość na pomoc, walkę ze złem…)
Czy udałoby się Piotrowi zbudować Kościół, który trwa do dziś, gdyby nie jego żarliwa wiara?
Czy udałoby się Pawłowi rozprzestrzenić na cały świat nauki chrześcijańskie, wytrwale głosić świadectwo o naszym Zbawicielu wśród wrogich mu narodów?  Na pewno NIE
Nam dzisiaj Jezus stawia, tak jak Piotrowi kolejne pytanie, stawia je ojcu, matce: Czy kochasz Mnie? A jeśli usłyszy odpowiedź: Tak, Panie, powierza im swe owce i mówi: Paś owce moje. Dzieci nie są własnością rodziców. Są własnością Boga. On tylko na kilkanaście lat oddaje je w ręce rodziców, aby troszczyli się o ich życie.
7. Kiedy zwiedzamy Watykan, w środku Placu Św. Piotra, między dwiema potężnymi fontannami, wystrzela w górę na 25 metrów obelisk, z czasów antycznych, który jeden z cesarzy kazał ustawić w cyrku Nerona, gdzie masowo ginęli chrześcijanie oddając życie swe za Chrystusa. W XVI w. jeden z papieży, kazał ten niemy świadek prześladowań chrześcijan przenieść na obecne miejsce na Placu św. Piotra. Ozdobiono go krzyżem, w nim znajduje się relikwia Krzyża św. Widnieje również na nim bardzo wymowny i dający nadzieję wszystkim Chrześcijanom napis: „Chrystus zwycięża, Chrystus panuje, Chrystus rozkazuje; niechaj zachowa nas od wszelkiego złego”.Bracia i Siostry! Niech te słowa wleją w nasze serca nadzieję, że z Chrystusem i Jego Namiestnikiem na ziemi nic złego stać się nam nie może.
Prośmy więc Boga przez wstawiennictwo świętych apostołów Piotra i Pawła, o łaskę budowania jedności w naszym Kościele, parafii, narodzie, w naszych rodzinach, w nas samych, aby świat wypełniał się ludźmi, którzy będą jednego serca i jednego ducha. 
Dzisiaj w modlitwie po przyjętej komunii świętej usłyszymy piękne słowa modlitwy, które brzmią, jak SUPLIKACJA – prośba do Boga: (…) spraw Panie, abyśmy żyli w Kościele jak pierwsi chrześcijanie, trwając w łamaniu chleba i nauce Apostołów, a utwierdzeni w miłości stanowili jedno serce i jedną duszę.
Niech zatem przykład Apostołów, których dziś wspominamy, zachęca nas do żarliwej wiary, mocnej nadziei i niesłabnącej miłości do Chrystusa, Kościoła oraz Piotra naszych czasów na wzór pierwszych Chrześcijan.
„Tak to dobrze przypaść Mu do nóg …
Jak do nóg Mistrza nad mistrze
I wsunąć się w jego modlitwy, …
Najłzawsze, najcichsze, najczystsze
Kocham go, gdy rzutem ramion…
Chce przygarnąć wobec Boga i nieba
Tych wszystkich co łakną prawdy…
Tych wszystkich co łaknął chleba
I uwielbiam bezbronnego…
Jak białe Hostyi osłony
Bo Bóg kryje się w nim jak prawda …
I Chrystus miłowany i lżony”

AMEN
 

czerwca 25, 2022

13. Niedziela Zwykła (C) - Trzeba porzucić wszystko, aby iść za Jezusem

czerwca 25, 2022

13. Niedziela Zwykła (C) - Trzeba porzucić wszystko, aby iść za Jezusem

Pojdź za Mną

Kochani moi. Już są wakacje. I dziś właśnie w takim nastroju czytam Księgę Królewską, o powołaniu Elizeusza, który orał wołami. Pan go wybrał i powołał. I Ewangelię Łukaszową, o tym jak zgłaszają się do Pana Jezusa chłopcy, którzy chcą być Jego uczniami. Maturzyści szukają uczelni. Studenci pracy. Wybierają, i znów nie mogę się oprzeć wrażeniom, które mi zostały z ostatnich wyborów i tych, które nadejść mają. Chcę być wybrany: ja zajmę się waszym zdrowiem, ja oczyszczę wodę w waszych rzekach, ja wam dam czyste powietrze, ogórki i nowalijki, ja kocham was emeryci, ja wam zreformuję szkołę, ja was ubiorę, obuję, urządzę, ja zbuduję wam domy, dam wam samochody, ja kocham wasze dzieci. Jakie to było śliczne! Czekałem czy ktoś powie: a mnie wybrał Pan. Owszem jeden powiedział: Pan dał siłę swojemu ludowi. Pan swój lud ocali... Tak panie senatorze, tak panie pośle, z którejkolwiek jesteś strony, jeśli nie wybrał i nie powołał cię Pan, stetryczejesz na swoim krześle. Zostawmy to, bo dziś nie daje mi spokoju zdanie: powołał go Pan. Gdy mówię o powołaniu, to wszyscy myślimy o zakonniku, o siostrze zakonnej, o księdzu. Nie, bo powołanym jest każdy z nas. Spełnić to, czego żąda ode mnie Bóg, to znaczy wypełnić swoje powołanie. Stąd mówimy o rodzicach z powołania, o nauczy­cielach, lekarzach z powołania, o fachowcach z powołania. Inni to najemnicy, ludzie swoich, nie Bożych interesów. Gdy człowiek w swoim powołaniu pyta: jak mam to uczynić, Panie? To wtedy czyni wszystko dobrze.

Mówiąc o powołaniu nie sposób pominąć tego, które jest jakimś szczególnym. Jest Ten, który woła. Jest Ten, który jest powołany. W każdym powołaniu jest jakiś przetarg z Bogiem. Dobrze, pójdę za Tobą. ale najpierw pożegnam się ze swoimi w domu, pójdę za Tobą, ale najpierw pożegnam mojego ojca, pójdę za Tobą, ale co mi za to dasz?

A mój Pan mówi tak prosto - jeśli chcesz możesz pójść za Mną, jeśli chcesz możesz być moim uczniem, ale wiedz: lisy mają nory, ptaki mają gniazda. A Syn Człowieczy nie ma gdzie głowy schronić. Nic ci nie obiecuję: jeśli kochasz więcej matkę, ojca, braci, siostry, aniżeli Mnie, nie jesteś Mnie godzien, jeśli masz dużo majętności, swoich przywiązań, to wróć i będziesz smutny, jeśli chcesz swoje życie zachować dla siebie, to je stracisz, jeśli je stracisz dla Mnie, to je odzyskasz. Pójdę Panie, ale boję się samotności, boję się upokorzeń, boję się sieroctwa, boję się biedy. Synu mój - przecież nigdy nie będziesz sam. Będziesz miał stokroć więcej i matek i ojców, i braci i sióstr, i domów i dzieci. Tak Panie, ale Ty mi wciąż każesz kochać inne matki, innych ojców, innych braci, inne siostry, a ja bym chciał wrócić do swoich. Jeśli przyłożyłeś rękę do pługa i oglądasz się wstecz nie nadajesz się do Królestwa Bożego, jesteś gapa i wróć do swoich. To przeżywa każdy z nas. I tak można dyskutować z Bogiem całe życie - szkoda czasu. Aż przyjdzie dzień, kiedy Pan Jezus postawi ostatnie pytanie: Piotrze, czy ty mnie kochasz więcej niźli tamci? Jeśli odpowiesz na serio: Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham, to Pan powie ostatnie zdanie: pójdź za Mną. Ale to trzeba naprawdę kochać.

Przychodzi wtedy gorliwość apostołowania. Panie, jeśli chcesz to pój­dziemy i wyrwiemy wszystek chwast. Zobacz, Panie, tam skazują na śmierć młodych, odważnych ludzi. Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby spadł ogień z nieba i spalił ich. Wtedy można usłyszeć od Pana, albo cierpliwe pouczenie: poczekajcie do czasu żniwa, bo teraz wyrywając kąkol podeptalibyście i pszenicę. W żniwa najpierw zbierzcie kąkol i spalcie, a pszenicę sprzątnijcie do moich spichrzów, albo: zejdź mi z oczu szatanie, wciąż myślisz po staremu, [jesteś betonem, tępakiem] nic się nie nauczyłeś. Wy macie ich nawrócić, nauczyć myśleć, wierzyć, kochać. Trzeba się nauczyć w tym powołaniu: i przebaczenia 77 razy, i cierpliwości aż do czasu żniwa, i miłosierdzia, aby nie minąć kogoś leżącego przy drodze do Jerycha. Trzeba się nauczyć mieć jedną suknię i jedne sandały, przychodzić i odchodzić, cieszyć się z tymi, którzy się cieszą, i płakać z tymi, którzy płaczą, i gromadzić skarby, których rdza nie psuje i mole nie zżerają, i zobaczyć belkę w swoim oku, zanim wyjmę źdźbło z oka brata, i nie sądzić, aby nie być sądzonym, i taką miarą mierzyć jaką chcę, aby mi odmierzono, i siedzieć na ostatnim miejscu, i czuwać, aby gdy Pan powróci, natychmiast Mu otworzyć, i tak się upracować, aby skołataną głowę, położyć na sercu Pana. i tak już pozostać.

Powołany nie może zapomnieć o pierwszej gorliwości, aby Pan nie powiedział: znam twoje imię, znam wszystkie twoje dobre czyny... ale jedno mam ci za złe, żeś odszedł od pierwszej gorliwości. Tę naukę, innymi słowami, powiedział mi mój Tata: Józek, gdybyś był taki gorliwy jak wtedy, gdy byłeś ministrantem, byłbyś wielkim świętym. Tak Tato kochany, miałeś rację. 

Kochani moi, wiem, że pragniecie mieć dobrych kapłanów, święte siostry, a dlaczego tak mało się za nas modlicie? Tak mi potrzeba waszej pomocy, bo ręce mi osłabły i kolana zdrętwiały. Dlaczego tak mało się modlicie, aby nie brakło tych, którzy nas zastąpią, Podnieście oczy i zobaczcie - pola już bieleją, będą wielkie żniwa, a robotników jest za mało.

Chłopcy, którzy idziecie do seminarium, dziewczęta, które wybieracie się do zakonu, przychodzą nowe czasy, toć już nowe tysiąclecie, nowe, niespotykane dotąd wyzwania..., nie wiem co was czeka, ale wiem, że jesteście światu bardzo potrzebni. Pytasz mnie czy masz tam iść? Tam przed furtą siedzi frasobliwy Chrystus. Pyta wchodzących: czy ty mnie kochasz więcej, niźli tamci? Kocham! Panie, przecież Ty wszystko wiesz. To wejdź. 

Siostro moja kochana, chciałbym być na twoich ślubach i ucałować twoje ręce. Chłopcy z naszej parafii, chciałbym doczekać waszych prymicji i uklęknąć i ucałować wasze namaszczone ręce. Tylko pamiętaj, to nie ty wybrałeś Chrystusa, ale On cię wybrał i powiedział - pójdź za mną. Amen.

 

 

maja 02, 2022

Uroczystość Matki Bożej, Królowej Polski

maja 02, 2022

Uroczystość Matki Bożej, Królowej Polski
Ukochani Bracia i Siostry! Dziś 3 maja. Dzień bliski każdemu Polakowi. W dzień rocznicy Konstytucji Trzeciego Maja i wspominam tych, co śpiewali:
Witaj majowa jutrzenko,
Świeć naszej polskiej krainie!
Uczcimy ciebie piosenką,
Która z serc naszych popłynie.
Witaj maj, piękny maj!
U Polaków błogi raj!” (Rajnold Suchodolski, z Powstania Listopa­dowego)
Wspominam dziś twórców Konstytucji Trzeciego Maja: Ignacego i Stanisława
Kostków Potockich, Adama Czartoryskiego, Hugona Kołłątaja oraz Stanisława Małachowskiego (marszałka Sejmu Czteroletniego, otwarcie oddanego dziełu reformy – jego zwłoki spoczywają w dolnym kościele Św. Krzyża). Patrzę i wiem, jak droga im była Polska, o którą walczyli i którą zawierzyli Bogu.
I chociaż trwamy w atmosferze Wielkanocy, to jednak zostajemy w atmosferze święta Królowej Polski. I może się wydawać dziwne, dlaczego Kościół nie idzie z duchem czasu i nie zmieni tego tytułu? Dzisiaj, kiedy z powierzchni ziemi znikają trony, korony i królewskie tytuły? Pytamy – bo nie chcemy być zacofani, nie chcemy mieć cesarzy, tarów, królów, tyra­nów. Nie chcemy płacić podatków na królewskie dwory, stroje i zabawy. Tak myślimy i pytamy: dlaczego Królowa w Kościele? Bo najpierw Maryja nie jest taką królową, o jakich czytamy w historii różnych narodów. – Nie jest Marią Antoniną – królową Francji. Pustoszyła ona kasę królewską, wydając ogromne sumy na suknie, z których każdą przywdziewała tylko je­den raz. Nie jest królową perską, noszącą na głowie brylantową koronę, ważącą kilka kilogramów. – Nie jest królową Egiptu, co jak Kloepatra chciała swoją pięknością zniszczyć cesarstwo rzymskie. – Nie jest królo­wą, co swoich rywali skazuje na więzienie i śmierć. – Nie jest królową z ba­jek, z podręczników historii, z życiorysów sławnych kobiet. – Nie jest kró­lową, po której zostają tylko wspomnienia, pamiątki, obrazy, muzea. – Nie jest królową letniego czy zimowego sezonu. – Nie jest tanią pseudo-królową młodzieżowych festiwali. Maryja nie ma nic wspólnego z takim pojęciem i z takim wyobrażeniem królowej.
Maryja jest Matką Boga-Człowieka, Matką Króla królów. Ona razem z Chrystusem prowadzi Lud Boży do wiecznego królestwa. Ona żyje i królu­je. Ona jedyna, po Bogu, jest najbliżej nas, aby nam pomagać, aby nas po­dnosić, pocieszać, prowadzić. Ona jedyna jest naszą tęsknotą, marzeniem, ideałem i przewodniczką. I dlatego nazywamy Ją – Królową. Dlatego modlimy się „Witaj Królowo, Matko Litości”. W Litanii – wołamy: „Królo­wo bez zmazy pierworodnej poczęta", „Królowo Wniebowzięta", „Królo­wo Różańca Św.”, „Królowo pokoju”...
Ale jest nadto jeden tytuł bardzo bliski nam Polakom – Maryja jest Królową Polski. Jest rzeczą znamienną, że pierwszy Kościół polski w Gnie­źnie – poświęcony był Maryi Wniebowziętej; że pierwsze kazanie w języ­ku polskim głosiło cześć Matki Najświętszej; że pierwsza polska pieśń bo­jowa – to była Bogurodzica. Może to był polski instynkt narodowy, a może instynkt religijny, który w wyjątkowo twardych warunkach narodo­wego dzieciństwa szukał serca czułego i tkliwego. Może to wreszcie było świadome poszukiwanie macierzyńskiej opieki, skierowane do najpotęż­niejszej Matki i Pośredniczki. Do Niej uciekaliśmy się; do jednej i tej samej Bogurodzicy w koronie i bez korony, w gonitwie i bitwie, w radzie i biesia­dzie, nad łóżkiem rodzinnym i nad ladą sklepową.
I cały polski kult maryjny to nie jest tylko sentymentalizm. Jeżeli trzy ty­siące Polaków z Imieniem „Maryja” na ustach rozbija szesnaście tysięcy Szwedów pod Kircholmem – to nie jest sentymentalizm. Jeżeli pod Racła­wicami polskie chłopstwo pod sztandarem Matki Boskiej Częstochowskiej kosami zwycięża armaty – to nie jest tani sentymentalizm. Jeżeli w Często­chowie stu kilkudziesięciu ludzi przetrzymuje pięciotygodniowe oblężenie dziewięciotysięcznej regularnej armii szwedzkiej – to nie jest sentymenta­lizm. Pola Grunwaldu i Racławic, mury Częstochowy i Wiednia niech świadczą, czy to był tylko tani sentymentalizm. To są fakty nieliczne spo­śród wielu innych, które świadczą, że zwycięska wiara była po jednej stro­nie – a silna i zwycięska opieka – po drugiej. Jakież to szczęście, że wład­czynią polskiego serca stała się Matka, Królowa nieba i ziemi. Wszystkie najszlachetniejsze porywy serca polskiego: idealizm, patriotyzm, serdecz­ność, uczynność, gościnność, odwaga, wiara, nieugiętość – właśnie w kul­cie Matki Najświętszej znalazły swój najpiękniejszy wyraz. I dlatego naj­bardziej polski poeta musiał swoje dzieło – epopeję narodową rozpocząć od wezwania „Panny Świętej, co Jasnej broni Częstochowy”. Mógł też Henryk Sienkiewicz włożyć w usta ks. A. Kordeckiego słowa: „Wszystkie cnoty – być może zginęły już w narodzie naszym, pozostała jedna cnota, pozostało nabożeństwo do Matki Najświętszej i na tej cnocie, na tym nabo­żeństwie tak jak na fundamencie odbudujemy resztę cnót w wolnej i szczę­śliwej Ojczyźnie naszej”.
I kiedy Episkopat Polski na czele z Księdzem Prymasem odnawia Śluby Jasnogórskie, to nie robi nic nowego. Potwierdza histo­rię, potwierdza tradycję, potwierdza potrzebę ludzkiego serca, potwierdza to, o czym wie cały świat, że chcemy, aby te skrzydła orła wielkiego nadal spoczywały w rękach Matki Najświętszej. I żeby Pani serc naszych nadal pozostała pośród nas. Nie tylko na medalikach i szkaplerzach – ale w ser­cach naszych, w postępowaniu naszym, w czynach naszych, w życiu na­szym.
Drodzy czciciele Maryi! Z tego zaszczytnego tytułu Królowej Polski, płyną zobowiązania: – Królowę trzeba szanować i czcić. Nie wolno Jej przynosić wstydu. Trzeba żyć jak przystało na dziecko Królowej Polski. Wszelkie poniżanie godności ludzkiej – to bolesny miecz wbijany w serce Matki – Królowej. – Królowej trzeba słuchać; trzeba Jej być posłusz­nym. A Ona wydała tylko jedno polecenie w czasie swego ziemskiego ży­cia: „Cokolwiek wam Syn mój każe, to czyńcie” (J 2,5). A Jej Syn, Jezus Chrystus po tysiąckroć razy woła z kart Ewangelii: „Miłujcie się wzajem­nie, bądźcie dla siebie braćmi”. Kto tego nie spełnia, nie jest godzien nazy­wać się dzieckiem Królowej Polski, bo nie jest Jej posłuszny. Tam gdzie pa­nuje nienawiść w domu – w sąsiedztwie, tam nie ma miejsca na obecność Królowej Polski. Tam, gdzie w sercu panuje obłuda, krętactwo, donosicielstwo, oszczerstwo i obmowa, wszelki egoizm – tam choćby ręce ściska­ły różaniec, choćby usta wołały: Zdrowaś Maryjo – panuje zło i nie ma miejsca dla Królowej Polski.
W najpiękniejszym miesiącu – maju, śpiewem Litanii i Pod Twoją obronę wyrażamy Jej szczególną wdzięczność za cudowną opiekę w ciągu ostatnich stuleci tragicznie trudnych dla naszego narodu. W Jej kulcie uma­cniała się świadomość naszej narodowej tożsamości i gotowość do najwięk­szych ofiar w obronie ojczyzny. Ona, jako Królowa Polski, chroniła w na­szym narodzie wiarę i ducha narodowego, mimo wszelkich niebezpie­czeństw i przeciwności, a nawet klęsk i upadków. Naszym nabożeństwem i modlitwą oraz pracą nad sobą okazujemy Jej swoją wierność.
Potrzebowaliśmy Maryi, aby Kościół był zawsze wierny Bogu, krzyżowi i Ewangelii. Potrzebowaliśmy, aby mimo naszych wad i grzechów osobis­tych i społecznych, można było zmartwychwstać i odbudować kraj. Potrzebowaliśmy i potrzebujemy Maryi – Matki Królowej, jako Nieustającej Pomocy ku obronie w walce ze złem i grzechem. Jak kiedyś, tak i dzisiaj potrzebujemy Maryi, Matki-Królowej na drugie tysiąclecie. I dlatego dzięku­jemy Bogu, dziękujemy Kościołowi, że mamy Matkę-Królowę. Nie pyta­my już, dlaczego Królowa, ale wołamy: „Królowo nieba, wesel się, Allelu­ja!” Jesteśmy przy Tobie na zawsze. Pamiętamy, żeś nam Matką i Królową ukochaną. Czuwamy i czuwać będziemy, aby ojczyzna nasza, aby nasze ro­dziny, aby nasze szpitale i sanatoria, aby wszędzie nasze serca były Twoim królestwem. Amen!
 

kwietnia 30, 2022

3. Niedziela Wielkanocna (Rok C) - Obecność Zmartwychwstałego

kwietnia 30, 2022

3. Niedziela Wielkanocna (Rok C) - Obecność Zmartwychwstałego
Jezus żyjący, wskrzeszony przez Boga po śmierci krzyżowej, Jezus zmartwychwstały jest ze swoimi uczniami, jest obecny w ich codziennym życiu: takie jest orędzie odczytanej przed chwilą Ewangelii.
O wydarzeniu, jakim było trzecie ukazanie się uczniom Chrystusa Zmartwychwstałego, pisał Ewangelista kilkadziesiąt lat po śmierci i zmart­wychwstaniu Chrystusa, do ludzi, którzy, tak jak my, nie zetknęli się bezpośrednio z Jezusem ani przed Jego śmiercią ani po Jego zmartwychws­taniu. Pisał do ludzi, którzy, tak jak my, wierzyli w zmartwychwstanie Chrystusa. Wierzyli w Jego słowa: „Jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata" (Mt 28. 20), ale, podobnie jak my, nie zawsze rozpoz­nawali Chrystusa, z trudem odkrywali Jego żywą, prawdziwą obecność w swym codziennym życiu.
Jak słyszeliśmy, także apostołowie, świadkowie życia, śmierci i zmart­wychwstania Chrystusa, nie rozpoznali Go od razu, gdy przyszedł do nich po raz trzeci - widzialnie i doświadczalnie. Po dwukrotnym spotkaniu ze Zmartwychwstałym w Jerozolimie: w dniu powstania z grobu i w tydzień później, gdy Tomasz był obecny, powrócili do swej ojczystej Galilei sami. Tak im się wydawało, bez Chrystusa. Powrócili do swych zajęć, do swej pracy, którą kiedyś porzucili, gdy poszli za Jezusem, wezwani przez Niego. Teraz znów szli łowić ryby. byli bowiem rybakami i (jak się to zdarza w tego rodzaju pracy) tym razem nic nie ułowili. Zmartwychwstanie Chrystusa niczego nie zmieniło w zwykłym trybie ich życia. Żadnych ułatwień, nadal ciężki trud, nawet bezowocny. Świadkowie Zmartwychwstania żyli i praco­wali jak inni ludzie, nie wiedząc, jak się dalej potoczy ich życie. Wierzyli tylko w zapowiedź Chrystusa, że się im ukaże w Galilei. Oczekiwali spełnienia tej obietnicy, żyjąc i pracując jak inni, którzy wiary nie mieli.
I właśnie w czasie ich zawodowej pracy, pracy na chleb powszedni, mozolnej i do tego bezowocnej, ukazuje się im zmartwychwstały Jezus.
Sprawia, że ich dotychczasowy, bezowocny wysiłek zostaje ukoronowany niespodziewanym, nieprawdopodobnie wielkim połowem. Czy to był przy­padek, że właśnie wtedy to się stało? Czy Bóg działa na zasadzie przypadku?
Apostołowie, może nie od razu, ale po Zesłaniu Ducha Świętego napewno zrozumieli to trzecie ukazanie się im Zmartwychwstałego Pana w zwykłym powszednim dniu. Gdy Piotr i Jan po uzdrowieniu człowieka pozbawionego władzy w nogach zostaną postawieni przed sądem i zapytani: „Czyją mocą, albo w czyim imieniu uczyniliście to?". Piotr odpowie: „W imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, którego wy ukrzyżowaliście, a którego Bóg wskrzesił z martwych, przez Niego ten człowiek stanął przed wami zdrowy" (Dz 4, 7.10). Piotr już wtedy wiedział, że przez niego, Piotra, działał uzdrawiająco zmartwychwstały Chrystus, obecny w swoim Kościele co­dziennie, aż do skończenia świata. Wiara w obecność i działanie Chrystusa Zmartwychwstałego pośród swoich uczniów kazała napisać w Liście św. Jakuba: „Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie" (5, 14—15). „Pan" - to znaczy zmartwychwstały Chrystus, Jezus, który do dziś działa swą mocą w sakramencie namaszczenia chorych, przez pośrednictwo swoich sług - kapłanów.
To właśnie pierwsi uczniowie Chrystusa, którzy doświadczyli prawdziwo­ści Jego zmartwychwstania i spotykali się z całkowicie przemienionym lecz tym samym Jezusem, którego znali przed śmiercią Jego, przekazali nam wiarę w Jego obecność trwającą w Kościele. W sakramentach, w Eucharystii, w głoszonym Słowie Bożym. Ci uczniowie, którzy poznali, odkryli Jego obecność przy łamaniu chleba w Emaus: ci, co nad Morzem Tyberiadzkim, po cudownym połowie ryb, brali z Jego rąk chleb i rybę. a nie odważyli się zadać Mu pytania: „Kto Ty jesteś?", bo wiedzieli, że to jest Pan, oni to nauczyli nas odkrywać obecność Chrystusa pod znakami sakramentów. Przekazali nam wiarę w to, że gdy podczas chrztu obmywa się człowieka, to chrzci go, dając mu udział w swym życiu, zmartwychwstały Chrystus. Apostołowie przekazali nam wiarę w to, że gdy wypowiada się nad chlebem Jego słowa: „To jest ciało moje" - działa Zmartwychwstały Jezus, przemie­niając mocą Ducha Świętego chleb w swoje Ciało. Od nich też czerpiemy wiarę, że gdy ochrzczeni, a więc należący do Ciała Chrystusa, mężczyzna i kobieta zawierają z sobą przymierze małżeńskie na całe życie, wtedy też Zmartwychwstały Chrystus czyni z nich świętą i nierozerwalną jedność: „Tajemnica to jest wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i Kościoła" - mówi o małżeństwie chrześcijańskim św. Paweł w Liście do Efezjan (5, 32).
Pierwszym, kto przy trzecim ukazaniu się Chrystusa po zmartwychws­taniu zauważył Jego obecność, rozpoznał Jezusa w nieznajomym człowieku stojącym na brzegu jeziora, był uczeń, którego Jezus miłował. A więc uczeń.
który w jakiś szczególny sposób wierzył w miłość Jezusa ku sobie. Był to ten sam uczeń, który stał pod krzyżem umierającego Zbawiciela i otrzyma! Matkę Jezusa za swoją matkę. I ten sam, co pierwszy uwierzył w zmartwych­wstanie nie widząc jeszcze Jezusa żyjącego po śmierci, lecz tylko pusty grób.
Wiara w to, że Jezus go miłował i miłuje, otwierała temu uczniowi oczy. udzielała mu szczególnej zdolności rozpoznawania Zmartwychwstałego Jezusa w znakach Jego działania, uwrażliwiała na obecność Chrystusa: ta wiara w miłość Chrystusa uzdolniła go do wyjątkowo głębokiego rozumienia tajemnicy Chrystusa o czym świadczy czwarta Ewangelia i Księga Apoka­lipsy.
Dlaczego o tym wspominamy? Bo Eucharystia, Msza święta, w której uczestniczymy teraz w tej świątyni - ilekroć jest sprawowana, jest wypełniona obecnością Chrystusa Zmartwychwstałego, żyjącego Pana. To On mówi do nas, gdy czyta się Pismo święte; Jego uwielbione, zmartwychwstałe Ciało i Krew są pod postaciami chleba i wina. i On nas napełnia swoją obecnością, gdy Go przyjmujemy w Komunii świętej: ..Kto spożywa moje ciało i krew moją pije, trwa we mnie, a ja w nim" (J 6,56).Czy to, że nieraz z takim trudem odkrywamy Jego obecność, obecność Zmartwychwstałego Pana we Mszy świętej, a może nawet powracamy stąd do domów nieświadomi, że byliśmy bardzo blisko Niego, że On do nas mówił, nie ma źródła w tym, że nie uważamy się za uczniów, których Jezus miłuje? Czy niewrażliwość na Jego obecność we wspólnocie Kościoła nie wypływa z niedostatku wiary w Jego miłość do mnie.
A przecież - Ukochani Bracia i Siostry - Chrystus umarł za nas, zmartwychwstał dla nas i został z nami przez wszystkie dni, gdyż do końca nas umiłował. Każdy z nas ma prawo nazywać się uczniem, którego Jezus miłował. I jeśli w to uwierzymy, jeśli z tą wiarą wchodzić będziemy na sprawowanie Eucharystii zawsze dostrzeżemy obecnego tam Chrystusa Zmartwychwstałego, podobnie jak ów uczeń z Ewangelii dzisiejszej, którego Jezus miłował, odkrył Jego obecność nad Morzem Tyberiadzkim. AMEN.


kwietnia 30, 2022

3. Niedziela Wielkanocna (Rok C) - Trzy połowy

kwietnia 30, 2022

3. Niedziela Wielkanocna (Rok C) - Trzy połowy
W przedziwną scenerię wprowadza nas dziś św. Jan Ewangelista. Jest wczesny poranek spowity w mgielną promienność wschodzącego słońca. Piotr wraca z sześcioma towarzyszami z noc­nego połowu. Ciężka praca była daremna, wracają pustą łodzią. Na brzegu czeka na nich Jezus. Wszystko zaczyna się jakby od początku. Bo życie apostolskie Piotra i tych tu zebranych za­częło się właśnie od spotkania z Jezusem nad brzegiem Jeziora Genezaret. Może nawet jest to także to samo miejsce. Wtedy „Jezus wszedł do jednej łodzi, która należała do Szymona, po­prosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy" (Łk 5, 3). Gdy przestał mówić polecił Szymo­nowi zarzucić sieci na połów. Zarzucił i sieci zaczynały się rwać, tak wielkie mnóstwo ryb zagarnęli. Zdumienie, a może coś wię­cej, sprawia, że Szymon pochyla się do kolan Jezusowych i wyz­naje swoją grzeszność. Prosi, by odszedł od niego. Tymczasem właśnie wtedy słyszy słowa, które decydują o jego dalszym ży­ciu: „Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił" (Łk 5, 10). Zo­stawił wtedy wszystko: łodzie, ryby, sieci, rodzinę, unormowany tryb życia, swoją małą stabilizację i poszedł w świat z Tym, którego uznał za swego Mistrza, został pierwszym apostołem, no­we imię otrzymał... A teraz znów wraca z nocnego połowu, także pustą łodzią. I znów cudowny połów ryb, niesłychanie łatwy: wystarczyło zarzucić sieci po prawej stronie. Nie ma wątpliwości. Pan to jest.
Zaczyna się wszystko od nowa? Więc jak, znów przypaść do kolan Jezusowych i prosić: Odejdź ode mnie — jestem grzesz­nikiem? (Łk 5, 8). Ale powodów do takiego wyznania byłoby więcej niż przed trzema laty. Bo gorzkim wspomnieniem tkwi w pamięci to wydarzenie, gdy w drodze do Jerozolimy, a miała to być już ostatnia pielgrzymka, począł robić Jezusowi wyrzuty: Niech Cię Bóg broni. Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie — to wydanie w ręce starszych i arcykapłanów, cierpienie, śmierć, zmartwychwstanie... Zapomniałeś Piotrze, coś wtedy usłyszał? „Zejdź mi z oczu, szatanie. Jesteś mi zawadą" (Mt 16, 23). A pamiętasz, jakeś zapewniał, że nawet do więzienia pójdziesz, na śmierć jesteś gotów (Łk 22, 33). A co się stało wkrótce, gdy koguty piać zaczęły? Jak pewnie wyszedłeś z łodzi na słowo Jezusa i kroczyłeś po tafli jeziora. Wystarczył powiew wiatru, chwila wahania i już tonąć zacząłeś (Mt 14, 28 n). Byłeś wśród uczniów, gdy przyniesiono do Jezusa dzieci. Też sam szorstko wzbraniałeś im dostępu. Pamiętasz słowa upomnienia? (Mk 10, 13). Miecze przygotowałeś do obrony swego Mistrza. Nawet ude­rzyłeś sługę arcykapłana. Wstyd wspominać (J 18, 10). Ale naj­bardziej przygniata tamta godzina księcia ciemności, kiedyś nie­pomny na swe wyznanie „Ty jesteś Mesjaszem", zaparłeś się w żywe oczy wobec służącej, która niczym ci nie groziła, że nie wiesz i nie rozumiesz, że nie znasz tego człowieka (Mk 14, 66 n). Przyszło opamiętanie: wyszedłeś na zewnątrz i zapłakałeś gorzko. To był naprawdę straszny dzień w twoim życiu.
Nic nie zostało, zda się, z wielkości obietnicy: „Ty jesteś Piotr, to znaczy skała, opoka i na tej opoce zbuduję mój Koś­ciół" (Mt 16, 18). Czy teraz, gdy Chrystus ukazał się po zwycię­skim zmartwychwstaniu, tylko upaść na kolana i wołać: „Odejdź ode mnie, jestem niestety tylko grzesznikiem"? (Łk 5, 8). Nie zdążył. Zaskoczyło go pytanie: „Czy miłujesz mnie więcej, aniżeli ci?" (J 21, 15). Nie: tak samo, jak ci, co się mnie nie zaparli... Tego Piotr się nie spodziewał. Aluzja jest bardzo wyraźna do' jego pierwszeństwa w gronie apostołów. Piotr ma ponownie zło­żyć wyznanie uroczyste, jak kiedyś pod Cezareą Filipowa. Tam tylko on z grona uczniów wyznał: „Tyś jest Chrystus, Syn Boga żywego" (Mt 16, 16). Teraz tylko on ma w obecności najbliż­szych zapewnić, że miłuje więcej, że miłuje najbardziej. Ma to wyznać publicznie, ale nie to, że zawiódł, że nie jest niegodny, by być po prostu Piotrem, czyli skałą. Nie, na trzykrotne py­tanie Chrystusa trzy razy zapewnia, że kocha więcej. I co dalej? Odeśle go teraz Jezus gestem przebaczenia do sieci, które wy­ciągnięte z jeziora pełne są ryb wielkich. Bo Piotr teraz już wie na pewno, że Syn Boga żywego może wszystko i nawet bez pomocy apostołów nie przeciwstawi mu się żadna ziemska siła. Po pierwszym połowie ryb rola Apostołów nie była zdecydowa­nie jasna. Powołał ich Nauczyciel z Nazaretu jako uczniów. A może chciał zapewnić im miejsce po swojej stronie, gdy przy odrodzeniu zasiądzie na swym tronie chwały? (Mt 19, 28). Ale teraz dopiero po potrójnym zapewnieniu Piotra: „Panie, Ty wszy­stko wiesz, Ty wiesz, że cię kocham" (J 21, 17), pozwala mu objąć pieczę nad swoją owczarnią. Dobry Pasterz, który życie dał za owce swoje, oddał ster swego Kościoła w ręce rybaka, który już nigdy nie rozciągnie niewodu w jeziorze Tyberiadzkim. Rybak dopiero teraz jest Piotrem, fundamentem Kościoła. Wie on lepiej, niż ktokolwiek inny, po wszystkich swoich doświad­czeniach, że jedynie miłość Boża daje przebaczenie i pokój. I tyl­ko ona potrafi tych ludzi przemieniać, którzy na miłość Boga próbują odpowiedzieć miłością. Mocny tym przeświadczeniem bę­dzie Piotr umacniał braci w wierze, spełni zadanie, które Chrystus mu zlecił.
Bracia i siostry! Rozważaliśmy los człowieka, który nosił imię Szymon, a potem Piotr. Zatrzymaliśmy naszą uwagę nad prze­mianą w jego życiu między pierwszym a drugim połowem ryb. Czy jednak na pewno był to tylko los Piotra? Wszyscy jesteśmy przed połowem trzecim, o którym Chrystus Pan opowiedział po­równując królestwo niebieskie „do sieci zarzuconej w morze i zagarniającej ryby wszelkiego rodzaju. Gdy się napełniła, wy­ciągnęli ją na brzeg i usiadłszy dobre zebrali w naczynia, a złe odrzucili. Tak będzie przy końcu świata: wyjdą aniołowie, wy­łączą złych spośród sprawiedliwych" (Mt 13, 47 n). Staniemy wszy­scy przed Chrystusem, gdy nas życie wyrzuci na drugi brzeg, i będzie nas pytał...

kwietnia 26, 2022

Święty Wojciech, Patron Polski

kwietnia 26, 2022

Święty Wojciech, Patron Polski
Święty Wojciech, Patrona Polski
Z Ewangelii według świętego Jana
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec». (J 12,24-26)

Ziarno, które obumrze, przynosi plon obfity

W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: „Kościół uznaje moc Ducha Świętości, który jest w nim, oraz umacnia nadzieję wiernych dając im świętych jako wzory i orędowników. W ciągu całej historii Kościoła, w okolicznościach najtrudniejszych, święci byli zawsze źródłem i początkiem odnowy”.
W dniu dzisiejszym oddajemy cześć jednemu z głównych patronów Polski, św. Wojciechowi.
Pochodził z rodu Sławnikowców Czeskich, urodzony w Libicach w 956 roku. Od początku był chorowity. Może dlatego ojciec przeznaczył go – jeśli przeżyje – do stanu duchownego. Dziecko nie tylko przeżyło, ale wyrosło na silnego młodzieńca. Miał zatem wzmocnić świetność rodu i zrobić karierę. Gdy skończył 16 lat, wysłano go do Magdeburga, do szkoły katedralnej. Dziewięcioletni pobyt w niej nie zaznaczył się niczym szczególnym w życiu przyszłego świętego, chyba tylko uleganiem nie najlepszym wpływom otoczenia. W wieku 25 lat, w roku śmierci swojego ojca, wraca do Libic, a w następnym roku jest już w Pradze. Nie przejmuje się, na ile jego życie jest zgodne z Ewangelią. A jednak przemiana nastąpi szybko i niespodziewanie. Oto w 982 roku umiera biskup praski Dytmar; umiera, mając przy łożu śmierci Wojciecha, jako jednego z wielu świadków jego publicznej spowiedzi. Biskup wyznaje w niej, że zmarnował swoje życie. Wojciech przeżywa szok. Następuje w nim wewnętrzna przemiana, przemiana całkowita. Zostaje wybrany następcą Dytmara, biskupem Pragi. Nowy biskup wymaga bardzo wiele od siebie i od otoczenia. Zwalcza wielożeństwo, nie liczy się z dawnymi pogańskimi zwyczajami, wyrzuca wiernym rozwiązłość. To się ludziom nie podoba. Wkrótce zostaje przez wszystkich opuszczony i podejmuje dramatyczną decyzję: porzuca Pragę i ucieka do Rzymu. Tam oddaje się do dyspozycji Papieża. Stuka do furty na Monte Casino, ale nie zostaje przyjęty. Następnie wraca do Rzymu i przebywa 5 lat w klasztorze na Awentynie. Odtąd już nie chce przewodzić, chce słuchać i służyć. Tam, na Awentynie, owoce świętości św. Wojciecha pokazują się w sposób bardzo wyraźny. Na każdym, kogo spotyka, wywiera duże wrażenie. Zaprzyjaźnia się z młodym cesarzem Niemiec, Ottonem III. To właśnie między innymi na jego prośbę powraca do Pragi. I znowu wszyscy są przeciwko niemu, a on sam nie może nic zrobić. Po raz drugi ucieka do Rzymu. Ponieważ wytoczono przeciwko niemu proces o to, że opuścił stolicę biskupią, Papież obiecuje mu pomoc, ale pod warunkiem, że ruszy z misją do pogan. Rzeczywiście, Wojciech udaje się na północne krańce ziem słowiańskich. Chociaż ówczesnych ludzi nie oburzało nawracanie siłą, Wojciech głosi Ewangelię nie używając przemocy. Po przybyciu do Gniezna, Bolesław Chrobry wskazuje mu na Prusów, zamieszkujących ziemie północno-wschodnie. Wyrusza tam w towarzystwie między innymi swojego brata Radzima Gaudentego w ostatnich dniach marca 997 roku. Towarzyszących mu żołnierzy pozostawia w Gdańsku, w miejscowości Truso, a trójka pielgrzymów wysiada na brzeg. Gdy spotykają Prusów, ci każą im wrócić tam, skąd przybyli. Jednak zrobić tego nie mogli, bo już odesłali łódź do Gdańska. Pod wieczór, władca pruski przeprawia misjonarzy i prowadzi do wioski. Pośpieszny wódz plemienny nakazuje im kategorycznie opuścić ziemie pruską. Jeżeli ośmielą się wrócić, to zginą. W piątym dniu ich pobytu, 23 kwietnia 997 roku, biskup Wojciech zadecydował, że wrócą. W czasie drzemki zostają napadnięci, Wojciech związany, poprowadzony na najwyższe wzgórze i tam zabity. Towarzysze mogą wolno odejść.
Papież Sylwester kanonizuje biskupa Męczennika w 999 roku i w tym samym roku powstaje również arcybiskupstwo w Gnieźnie i biskupstwa w Krakowie, Wrocławiu i Kołobrzegu. W roku 1000, 21-letni cesarz, Otton III udaje się z pielgrzymką do grobu św. Wojciecha i koronuje króla symbolicznie w Gnieźnie.
Oto w zarysie historia św. Wojciecha. Przyznajmy, że patrząc w kategoriach ludzkiego sukcesu, nie miał on udanego życia. Należałoby może powiedzieć, że Pan Bóg zmieniał jego plany, i plany tych, których oczekiwania miał spełnić. Najpierw Bóg zmienił plany jego ojca, który chciał, aby syn zrobił karierę. Następnie plany samego Wojciecha, by korzystać z życia. Wreszcie plany tych, którzy liczyli, że jego biskupstwo nie naruszy ich interesów i przyzwyczajeń.
Św. Wojciech doświadczył nawrócenia, ale też dokonał podstawowego wyboru, a był to wybór świętości. I tego wyboru się nie wyrzekł, nigdy z niego już nie zrezygnował. Osiągnął pełnię chrześcijańskiego życia w świadectwie o Chrystusie, jakim stała się jego męczeńska śmierć. Owo obumieranie ziarna, słowa Bożego w nim, przyniosło plon obfity. Polska została włączona w cywilizację narodów chrześcijańskich, stała się dla innych narodów znakiem wierności Chrystusowi i Ewangelii i Kościołowi; znakiem wierności misji Kościoła wobec świata. Bo Kościół powołany jest, aby głosić Ewangelię.
Czego dzisiaj uczy nas św. Wojciech? Najpierw nam Polakom przypomina, jako mówił św. Jan Paweł II w dniu 3 czerwca 1997 r. w Gnieźnie, iż „Nie można zbudować nowego porządku, bez odnowionego człowieka”. Jeśli dzisiaj w naszej Ojczyźnie przeżywamy kryzys autorytetu, kryzys wartości, kryzys sprawowania służby publicznej, dzieje się tak dlatego, że po władzę i odpowiedzialność za innych sięgają ludzie, którzy w praktyce nie uznają zasad moralnych, którym brakuje wrażliwości społecznej na ludzi najbardziej potrzebujących, którzy wreszcie odrzucają głos swojego sumienia, którzy nie mają odwagi, by postawić przed innymi wymagania moralne i etyczne, gdyż sami ich sobie nie stawiają.
Chcemy dzisiaj prosić Pana dziejów, Pana historii, by św. Wojciech, jego świadectwo wyznaczały w sposób trwały drogi odnowy i rozwoju każdego człowieka, i każdej ludzkiej społeczności. Oby i w naszym trudnym „dziś” stał się on źródłem i początkiem rzeczywistej odnowy moralnej i duchowej. 

 

kwietnia 23, 2022

2. Niedziela Wielkanocna (C) - Miej miłosierdzie dla nas i świata całego

kwietnia 23, 2022

2. Niedziela Wielkanocna (C) - Miej miłosierdzie dla nas i świata całego


Ukochani Bracia i Siostry!

Niedziela dzisiejsza ma wiele wątków nakreślonych przez liturgię, czy choćby przez czytania mszalne przed chwilą wysłuchane. Przez pierwsze wieki chrześcijaństwa nazywano tę niedzielę „Białą", a to z racji białych szat jakie nosili nowo ochrzczeni podczas Wigilii Paschalnej. Kończył się dla nich „biały tydzień", czas uroczysty, a rozpoczynała szara rzeczywistość, w której trzeba było uczyć się mówić Chrystusowi Panu - „wierzę", a szatanowi - „wyrzekam się". Czyli sprawdzać na co dzień to, co się powiedziało podczas przedchrzcielnego egzaminu. Kościół, jak matka, zwracał się ze szczególną miłością do swoich nowo ochrzczonych dzieci; błogosławił, prosił i prze­strzegał. Mamy ślad takiego pouczania w pismach św. Augustyna: „Zwra­cam się do was wszystkich, dzieci nowo narodzone, niemowlęta Chrys­tusowe, nowe potomstwo Kościoła. Jesteście łaską Ojca i płodnością Matki-Kościoła, świeżą latoroślą, kwiatem naszej czci i owocem trudów, radością i nagrodą naszą, wy wszyscy, którzy trwacie w Panu. (...) Kroczycie teraz drogą wiary, dopóki pozostajecie w tym śmiertelnym ciele i jesteście pielgrzymami daleko jeszcze od Pana, lecz Jezus Chrystus, do którego zdążacie i który raczył dla nas stać się człowiekiem, jest dla nas drogą niezawodną. Pan zachował wielką słodkość dla tych, którzy się Go boją. Wyleje ją w obfitości na tych, którzy w Nim pokładają nadzieję, gdy dostąpimy tej rzeczywistości, którą obecnie posiadamy przez nadzieję." (z kazania 8 na Oktawę Wielk.). Jaki wniosek z tego pouczenia mamy wysnuć my, dawno ochrzczeni i nie noszący już białej szaty? Chyba taki, że o wiarę trzeba dbać jak o wzrost niemowlęcia, karmić ją Słowem Bożym i Ciałem Pańskim. I to również przekonanie niech nam będzie bliskie, że Kościół-Matka z miłością chce dopilnować naszego duchowego rozwoju. On nam zapewnia świeżość wiary, uczy nas chodzić i postępować w tym co można nazwać „nowością" życia.

Do dziś niedziela dzisiejsza nosi również nazwę - „Przewodniej". Przewo­dzi bowiem wszystkim powielkanocnym niedzielom jako dzień niezwykle ważny, tak jak i Chrystus przewodzi nam w wierze. Wniosek w tym miejscu sam się nasuwa - nie stracić z oczu Chrystusa, który zawsze jest naszym przewodnikiem. Dobrze więc będzie dziś szczególnie modlić się o rozpoz­nanie drogi, trafność wyboru. Dobrze utwierdzić się w przekonaniu, że On wszystkim kieruje i we wszystkim przewodzi.

Moi Drodzy!

Niedzielę dzisiejszą można by nazwać w jakimś sensie „dniem dotknięcia". Nazwę taką można wyprowadzić z czytań liturgii słowa. W przeczytanym fragmencie Apokalipsy Jezus kładzie swą rękę na oddającym Mu hołd uczniu i wyzwala go z lęku. Mówi do niego: „Przestań się lękać!" Jezus wskazuje na siebie jako na źródło wyzwolenia, w Nim znajduje sens i dopełnienie wszelki ucisk i wytrwałość, o których mówi św. Jan. To Jezusowe dotknięcie daje cudowną moc i pewność, że jest On z nami we wszystkich doświadczeniach życia. Sam bowiem przeszedł ze śmierci do życia i posiada, jako żyjący, klucze śmierci i Otchłani. Do takich natchnionych wniosków doszedł św. Jan podczas swego internowania na wyspie Patmos przekazując je wszystkim pokoleniom chrześcijan. Bo to dotknięcie i towarzyszące mu słowa: „Prze­stań się lękać" powtarza zmartwychwstały Pan nie tylko chrześcijanom w pierwszych wiekach w dalekiej Jerozolimie i Malej Azji. ale również dziś czyni to wobec wierzących na całym świecie. To położenie ręki jest również gestem wskazującym na wybranie, powołanie i przeznaczenie do określonych zadań stawianych przez Jezusa. Zadań ucznia Pańskiego wśród trudów i prześladowań. Ten gest dotknięcia, wybrania, powołania, tak wiele dla nas znaczy. Właśnie dziś, w Polsce jest tak potrzebny i wyczekiwany, gdy zalewa nas mnogość słów, deklaracji, spotkań, dyskusji i obietnic. Pośród naszego polskiego umęczenia staje Jezus, kładzie na naszych sprawach swoją rękę i mówi: „Przestań się lękać! Jam jest Pierwszy i Ostatni, i żyjący." Popatrzmy również na drugie dotknięcie, o którym wspomina Ewangelia. Oto Tomasz, nieobecny podczas pierwszego spotkania ze Zmartwychwstałym, ma okazję namacalnego sprawdzenia, że Jezus żyje. Do tego dotknięcia ran boku i rąk zachęca sam Jezus, czyniąc Tomaszowi mały zaledwie wyrzut za zrodzone w jego sercu zwątpienie. Czy można na nowo olśnić rozczarowanego? Z pewnością tak. Jeśli tylko uczciwie szuka prawdy i chce ją znać, jak Tomasz. Jest więc coś godnego naśladowania w postawie Tomasza. Ta nieprzeparta chęć dotarcia do prawdy, walka ze zwątpieniem, niezatrzymywanie się w pół drogi. Dziś też to dla nas ważne, bo tylu u nas obojętnych, którzy nawet nie chcą wyciągnąć swojej ręki w kierunku Chrystusa. Nie stać ich na wysiłek, na pytanie o prawdę. Pozostają na najniższym stopniu życiowych aspiracji.

Od niedawna nazywa się dzisiejszą niedzielę „świętem Miłosierdzia". Święto Miłosierdzia obchodzone jest w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, czyli II Niedzielę Wielkanocną, zwaną obecnie Niedzielą Miłosierdzia Bożego. Wpisał je do kalendarza liturgicznego najpierw Franciszek kard. Macharski dla archidiecezji krakowskiej (1985), a potem niektórzy biskupi polscy w swoich diecezjach. Na prośbę Episkopatu Polski Ojciec Święty Jan Paweł II w 1995 roku wprowadził to święto dla wszystkich diecezji w Polsce. W dniu kanonizacji Siostry Faustyny 30 kwietnia 2000 roku Papież ogłosił to święto dla całego Kościoła.

Inspiracją  dla ustanowienia  tego święta  było pragnienie  Jezusa, które przekazała Siostra Faustyna. Pan Jezus powiedział do niej: Pragnę, ażeby pierwsza niedziela po Wielkanocy była świętem Miłosierdzia (Dz. 299). Pragnę, aby święto Miłosierdzia, było ucieczką i schronieniem dla wszystkich dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników. W dniu tym otwarte są wnętrzności miłosierdzia Mego, wylewam całe morze łask na dusze, które się zbliżą do źródła  miłosierdzia  Mojego. Która dusza  przystąpi do spowiedzi i Komunii świętej, dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar. W dniu tym otwarte są wszystkie upusty Boże, przez które płyną łaski (Dz. 699). W wielu objawieniach Pan Jezus określił nie tylko miejsce święta w kalendarzu liturgicznym Kościoła, ale także motyw i cel jego ustanowienia, sposób przygotowania i obchodzenia oraz wielkie obietnice. Największą z nich jest łaska „zupełnego odpuszczenia win i kar” związana z Komunią świętą przyjętą w tym dniu po dobrze odprawionej spowiedzi (bez przywiązania do najmniejszego grzechu), w duchu nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego, czyli w postawie ufności wobec Boga i czynnej miłości bliźniego. Jest to – jak tłumaczy ks. prof. Ignacy Różycki – łaska większa od odpustu zupełnego. Ten polega bowiem tylko na darowaniu kar doczesnych należnych za popełnione grzechy, ale nie jest nigdy odpuszczeniem samychże win. Najszczególniejsza łaska jest zasadniczo również większa niż łaski sześciu sakramentów z wyjątkiem sakramentu chrztu: albowiem odpuszczenie wszystkich win i kar jest tylko sakramentalną łaską chrztu świętego. W przytoczonych zaś obietnicach Chrystus związał odpuszczenie win i kar z Komunią świętą przyjętą w święto Miłosierdzia, czyli pod tym względem podniósł ją do rzędu „drugiego chrztu”. Przygotowaniem do tego święta ma być nowenna polegająca na odmawianiu przez 9 dni, poczynając od Wielkiego Piątku, Koronki do Miłosierdzia Bożego. Święto Miłosierdzia Mojego wyszło z wnętrzności [Moich] dla pociechy świata całego (Dz. 1517) – powiedział Pan Jezus do Siostry Faustyny.

Ukochani Bracia i Siostry!

Prawda o Bożym miłosierdziu została nam przedstawiona w Ewangelii w specyficzny sposób. Miłosierdzie przychodzi do nas przez przebaczenie, przez sakrament pokuty. Jezus ukazując się apostołom powiedział najpierw: „Pokój wam", a później, gdy się uradowali Jego widokiem, mówił: „Weźmijcie Ducha Świętego! Którym grzechy odpuścicie, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane". Tu otrzymujemy najlepszy dowód, że Pan Bóg kocha nas miłością nie sentymentalną, ale konkretną, przebaczającą miłosierną. Daje tego dowód tyle razy przy sprawowanym nieustannie w Kościele sakramencie pokuty, sakramencie miłosiernego pojednania z Ojcem. Miłosierdzie Boże leczy nas schodząc do głębi ludzkich zapo­trzebowań. Leczy fundamenty naszego człowieczeństwa w tej smutnej dobie, w której tak łatwo nam się zatrzymać tylko na powierzchni, tam gdzie główna treść życia rozmywa się na płaszczyźnie sentymentu, techniki, automatyzacji i komputeryzacji. I gdzie tragedią największą jest uprzedmiotowienie człowieka.

Uczestników nabożeństw do Miłosierdzia Bożego uderza żarliwość tej modlitwy, przechodząca czasem w pełen bólu jęk. W powtarzanym we­zwaniu wyczytać można ufną nadzieję: „Miej miłosierdzie dla nas i świata całego!" Gdyby tak tym wezwaniem opleść wszystkie człowiecze lęki, gdybyś tak się wyspowiadał, wierząc, że Pan grzechów nie będzie pamiętał, usłyszałbyś od miłosiernego Jezusa: Pokój wam! Z Tomaszem byś mówił: Pan mój i Bóg mój. Amen.

 

 

kwietnia 23, 2022

2. Niedziela Wielkanocna (C) – Niedziela Miłosierdzia Bożego

kwietnia 23, 2022

2. Niedziela Wielkanocna (C) – Niedziela Miłosierdzia Bożego


Po skończonym święcie wracali do codziennych zajęć. Warsztatów, pól, winnic, sklepów. W tej krzątaninie zapewne mało kto zauważył biegnących do pałacu Piłata żołnierzy i przemykającą uliczkami Marię Magdalenę. Wieść o zmartwychwstaniu bardziej była plotką niż spotkaniem. I – jak to z plotka bywa – wielu zapewne puściło ją mimo uszów.
W przeciwieństwie do uczniów. Drzwi były zamknięte nie tylko z obawy przed Żydami. Strach i owszem, ale i niespełnione nadzieje, i to głębokie przekonanie, że nie mają dokąd wracać. Przecież bez Tego, który nadał sens ich życiu już nic nie będzie takie same. Ani domy, ani rybackie łodzie… I te drwiące spojrzenia. Te szepty za plecami.
Paradoks wielkanocnego poranka. Zmartwychwstanie jest darem dla nie mających dokąd wrócić. Dla wydziedziczonych. Dla poranionych. I pychą (miejsce po prawej i lewej stronie). I zdradą. I ucieczką. Zranionych przyjaźnią. Tak łatwo otrzymaną i tak łatwo zdradzoną.
Pokój wam! Dotknij ran! Spotkanie ze Zmartwychwstałym to przede wszystkim uzdrowienie. 
W poranek Zmartwychwstania, z wyjątkiem pewnych zawodów służebnych, nie pójdziemy do pracy. Pójdziemy do domów i zasiądziemy przy rodzinnym stole, doświadczając kolejnego paradoksu ludzi, mających dokąd wrócić. Rodzinne świętowanie coraz częściej zamiast rozmową okraszone wspólnym oglądaniem telewizji, próby poważnej rozmowy przerywane co chwila zaproszeniem do spożywania sałatki, jajeczka, świątecznej baby i mazurka. A gdzieś na dnie serca przekonanie o kolejnej zmarnowanej szansie. Bo liczyliśmy, że z tego rodzinnego spotkania coś wyniknie, coś się pogłębi a może zapoczątkuje. A znów było powierzchownie, byle jak, bez wchodzenia w głąb, z rozdrapaniem – co prawda niechcący – starych ran, żalów i animozji. By wieczorem, w ciszy serca, znów pytać o pokój i radość głoszoną od pierwszego bicia wielkanocnych dzwonów.
Ten wieczór, nie poranek, pytań i dotykania ran, to idealne miejsce na spotkanie ze Zmartwychwstałym. Pokój! Dotknij ran!
To nie są rany Wielkiego Piątku. Budzące wstręt i odrazę. To rany pełne Bożej mocy i miłości, rany miłosierdzia, rany uzdrowienia, rany nowego początku.
Dotknij ran swymi ranami, swoja pustka i beznadzieją, swoją goryczą i zwątpieniem. Uczyń coś wbrew logice. Może nawet wbrew samemu sobie. Może nawet niedowierzając.
Dotknij ran. Wyciągnięta dłoń Jezusa, odsłonięty bok. Znów Bóg uczynił pierwszy krok. Następny, czyli dotknięcie, to już kwestia naszej wolności, naszego wyboru. Czasem wbrew logice. Bo w tym wszystkim, w Zmartwychwstaniu i poszukiwaniu uczniów, przyjaciół, starych miłości, naprawdę nie ma żadnej logiki. Tej ludzkiej. Wszystko jest Boże po to, by zostało Boże na zawsze.
Uradowali się zatem uczniowie, ujrzawszy Pana”. Przez zmartwychwstanie Jezusa to, co Boskie, nadprzyrodzone i wieczne, połączyło się na zawsze z tym, co ludzkie, ziemskie i czasowe. Przykład uczniów z Emaus, niewiernego Tomasza z dzisiejszej Ewangelii, wielu z nas i tylu milionów ludzi na całym świecie, przekonuje nas, że rzeczywistość wiary nie jest aktem automatycznym i jednostkowym doświadczeniem, lecz długofalowym i wieloetapowym procesem uwzględniającym zwątpienia, odejścia i oczywiście radosne odkrywanie całkowicie innej rzeczywistości, która ich i nas przerasta nowością treści i zakresem życiodajnego oddziaływania. Myślę, że w doświadczeniu wiary mojej, osobistej, dochodzi do czegoś, co można przyrównać do „przewrotu kopernikańskiego”. W jednej chwili zawala się nasz dobrze znany i uporządkowany świat, uważany dotychczas za jedynie możliwy i realny. Nowa i przekraczająca dotychczasowe wyobrażenia rzeczywistość Zmartwychwstałego staje się wielkim wyzwaniem dla zmysłów, rozumu i mentalności świata. Dotychczasowe filozofie, paradygmaty, przemyślne logiki, a zwłaszcza socjotechniki przekłamywania rzeczywistości, tracą swoją jedyną i niepodważalną obowiązywalność i pierwsze miejsce w mass mediach. „Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam”. Od tego momentu tylko Ewangelia Zmartwychwstania staje się najważniejszą, najradośniejszą i prawdziwie Dobrą Nowiną, która przemieniła i wciąż przemienia ludzi i świat.
Widzieliśmy Pana!”. Tak, myśmy Go widzieli i „pokazał” nam Swoje przebite ręce i Swój przebity bok. Nie ma żadnych wątpliwości: to On, nasz Pan i Mistrz. Lecz wielu z nas, tak jak Tomasz, stawia Bogu swoje wymagania czy kryteria wiary: „jeżeli nie zobaczę”, „jeżeli nie włożę mojego brudnego palucha”, „jeżeli nie zobaczę cudu w Lourdes, Fatimie, Rzymie…” – nie uwierzę. I masz rację! Wtedy wiara jest i będzie zawsze na twoją, małą i doniczkową miarę. Ale wszystko się zmieni, kiedy On sam przyjdzie do mnie i do ciebie. Bo wiara to nie „jakaś nauka”, opinia, przekonanie czy kalkulacja matematyczno-fizyczna, lecz spotkanie z Osobą. „Podnieś tutaj swój palec i zobacz”. Bóg i prawdziwa wiara nie boją się żadnej konfrontacji. Tomasz nie sprawdzał już „swojej wiary” na miarę dotyku swojego palca czy ręki. „Pan mój i Bóg mój!” Wszystkie wątpliwości przestały istnieć w obliczu Osoby, której zawierzył, za którą poszedł i za którą wkrótce umrze męczeńską śmiercią na kontynencie indyjskim.
Dzisiejsza Ewangelia mówi również o nas: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. Tak, myśmy uwierzyli, najpierw naszym kochanym dziadkom i rodzicom, którzy na co dzień pokazywali nam Boga. Potem naszym katechetom, wychowawcom i wspaniałym świadkom wiary, takim jak: Jan Paweł II, Maksymilian M. Kolbe, Jerzy Popiełuszko, Faustyna Kowalska.
Ewangelia Miłosierdzia przekonuje najszybciej i najbardziej. Wie o tym doskonale papież Franciszek, ogłaszając 13 marca 2015r. nadzwyczajny czas łaski dla Kościoła i świata. Oficjalne i uroczyste ogłoszenie Nadzwyczajnego Roku Świętego – Jubileuszu Miłosierdzia (Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny – Łk 6, 36) odbyło się w Niedzielę Miłosierdzia podczas uroczystości wprowadzonej przez św. Jana Pawła II. Papież Franciszek, stojąc przed Drzwiami Świętymi w Bazylice św. Piotra na Watykanie, ogłosił oficjalnie Bullę ustanawiającą Rok Święty. „Potrzeba dziś miłosierdzia i istotnym jest, aby wierni świeccy żyli nim i zanieśli je do różnych sfer społecznych. Naprzód! Przeżywamy czas miłosierdzia
 

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger