"Zabrzmijcie radosnym śpiewem..." (Iz 52,9) - wznosi się dziś wołanie Izajasza. Radujemy się z Bożego Narodzenia. Jedni cieszą się z prezentów, które otrzymali na gwiazdkę. Inni, ponieważ mają jeszcze jeden dzień wolny i mogą odpoczywać do woli, odwiedzać przyjaciół albo oglądać bez końca telewizję. Jeszcze inni cieszą się pokojem i rodzinnym nastrojem tych świąt. Wszystkie te motywy radości są dobre. Wiemy jednak, że radość taka nie jest trwała i skończy się, gdy miną jej przyczyny: znudzą się prezenty, wrócą dni ciężkiej pracy, rozwieje się świąteczna atmosfera. Co pozostanie z radości? Jedynie wspomnienie.
Jaki jest powód radości, która mogłaby trwać zawsze? Izajasz kończy swoją frazę: "Zabrzmijcie radosnym śpiewem, wszystkie ruiny Jeruzalem! Bo Pan pocieszył swój lud, odkupił Jeruzalem" (Iz 52,9). Św. Paweł powiada zaś: "Radujcie się zawsze w Panu; :cze raz powtarzam: radujcie się! Niech wasza łagodność będzie liana wszystkim ludziom: Pan jest blisko!" (Flp 4,4-5). Oto pewny i niezawodny powód trwałej radości: Pan jest blisko! Dziś radujemy się jak pasterze z Betlejem, którzy ujrzeli chwałę Pana w prostocie żłóbka. Dziś uradujemy się jeszcze bardziej, gdy przyjmiemy Go w Komunii Świętej, mając nadzieję na radość doskonałą, gdy Pan nadejdzie w ostatnim dniu.
Jeśli Boży Syn jest pomiędzy nami, jeśli wszyscy to wiedzą, to dlaczego na świecie jest tylu smutnych? Dlaczego wielu płacze, utraciwszy nadzieję? Dlaczego nie ma w nich radości Bożego Narodzenia?
Przybycie gościa cieszy, jeśli spełnione są dwa warunki. Wpierw musimy znać przychodzącego, wiedzieć, kim jest, jaka jest jego godność. Gdy zatrzymamy się na zewnętrznych pozorach, powierzchowności, pozycji społecznej albo nazwisku, łatwo możemy kogoś nie docenić i nie rozpoznać. Nie ucieszymy się jego przyjściem, uznając za godnego przyjęcia z radością tylko tego, komu towarzyszy hałas, splendor i kto przynosi bogate dary. Abraham przyjął do swojego namiotu tylko trzech zmęczonych wędrowców. Nie licząc na nic, cieszył się ich przyjściem i podjął ich tym, co miał najlepszego. Jego otwartość na przychodzącego i gościnność została nagrodzona. Rozpoznał w nich aniołów, którzy zwiastowali mu radość nieogarnioną: "za rok o tej porze będziesz miał syna" (Rdz 18,10).
A my, czy znamy Pana, który przychodzi. Czy wiemy, kim jest? Czy nie myli nas pozór szopy? To nie Dzieciąteczko z tęsknej kolędy; nie ubogi "Jezusik", milutki jak maskotka - to wszechpotężny Pan, Bóg, Słowo Wcielone, który wraz z człowieczeństwem przyjął na siebie ludzką biedę fizyczną i duchową, aby nas z niej wyzwolić. "Na świecie było Słowo, a świat stał się przez nie, lecz świat go nie poznał' (J 1,10). Dzisiejsze święto jest dla nas wezwaniem do poznawania Bożego Syna. On objawia się w całej pełni na kartach Pisma Świętego. Mówi o sobie wszystko. Wystarczy sięgnąć po tę Księgę, czytać i medytować. Nie potrzeba wiele czasu, by wsłuchując się w słowa Jezusa, przewędrować z Nim od betlejemskiej stajenki do Wieczernika. Tu można poznać Jego wielkość i ogrom Jego miłości, która kazała Mu dać całego siebie nam. Potem staniemy pod krzyżem i zobaczymy, że Dar z wieczernika nie był tylko symbolem, ale rzeczywistością. I nowa radość wypełni nasze serca, gdy staniemy u pustego grobu, pełni nadziei na nasze zmartwychwstanie. Nie zatrzymujmy się na obrazie szopki. Idźmy za Jezusem, aby poznać Jego miłość i z radością na nią odpowiedzieć.
Drugim niezbędnym warunkiem radości z przyjścia gościa, jest ten: być przygotowanym. Zazwyczaj nie jesteśmy zadowoleni, jeśli ktoś przychodzi nie w porę, gdy dom nie posprzątany a my nie jesteśmy ubrani odświętnie. Sądzę, że przychodzący Pan Jezus nie oczekuje posprzątanych domów ani odświętnego odzienia, ale czystych serc ozdobionych łaską. Tu już nie poczucie smaku wprawia nas w zakłopotanie, ale wyrzut sumienia jest powodem smutku. Pan nie przychodzi nieproszony. "Słyszysz?! Twoi strażnicy podnoszą głos, razem wznoszą okrzyki radosne..." (Iz 52,8). Oni z radością zapowiadają nadejście Pana. Jeszcze mamy możliwość przygotować się i zaprosić Go. Czy nie zamilkli strażnicy naszych serc? Obudźmy ich - niech wołają radośnie! Przebudzenie może być nieprzyjemne. Trzeba będzie przyznać się do wielu błędów i słabości. Trzeba będzie przyjąć prawdę, że przespaliśmy już wiele czasu łaski. Wystarczy jednak szeroko otworzyć okna naszych serc, aby promienie wschodzącego Słońca rozgrzały to, co zziębnięte i wystygłe. W świetle Chrystusa nasze twarze rozpromienieją radością.
Jeśli znamy już Gościa, jeśli zaprosiliśmy Go do siebie, jeśli jesteśmy przygotowani, możemy wyjść Mu naprzeciw i wprowadzić Go w nasze życie. Razem przeżywać będziemy radość nieprzemijającą. Dziś świat jest smutny, bo wciąż powtarza się prawda, że Pan "przyszedł do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli" (J 1,11). A my? Czy przyjęliśmy Go naprawdę? Czy napełnia nas radość? "Słowo stało się Ciałem i zamieszkało między nami. I oglądaliśmy Jego chwałę, chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca, pełen łaski i prawdy" (J 1,14).
Więc "radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się! [...] Pan jest blisko!" (Flp 4,4-5) - oto moje życzenia. Zechciejcie przyjąć je w dzień Bożego Narodzenia! AMEN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz