Wtorek,
II tydzień Adwentu
Nasza
wyobraźnia, ukształtowana przez dewocyjne obrazy i ryciny,
zawęża interpretację przypowieści Pana Jezusa o dobrym pasterzu i
zagubionej owcy. Dotyczy to przede wszystkim zagubionej owcy.
Wydaje się nam, że zagubiona owieczka to takie niewinne,
nieszczęśliwe stworzonko, które przypadkiem uwikłało się w
ciernie i żałośnie pobekując przyzywa ratunku. Kiedy przychodzi
do niej dobry pasterz, patrzy na niego żałosnym wzrokiem i tuli się
z ufnością. Do zagubionej owieczki czujemy dużo litości i
sympatii. Zagubione owieczki bywają jednak również zupełnie inne
i czujemy wtedy wobec nich duży dystans, a nawet niechęć. Na
bydgoskim dworcu kolejowym mijamy starsze panie, którym tak do
twarzy byłoby z różańcem w ręku, podczas gdy one trzymają w
ręku "Strażnicę" i próbują pismem przeciwnym wierze
katolickiej zainteresować przechodniów. Ludzie najczęściej
omijają te osoby zupełnie obojętnie, a nawet niechętnie. Sam
czuję, że wśród swojskiego tłumu pasażerów ci kolporterzy
"Strażnicy" wydają mi się bardzo obcy. A to są także
zabłąkane owieczki.
Spotykamy
i takie zagubione owce, które czasem trudno odróżnić od wilków
drapieżnych. Budzą one nie tylko uczucie obcości, ale nawet lęk.
Kiedy słyszymy młodych ludzi wykrzykujących wrogie hasła pod
adresem Chrystusa, Kościoła i jego ludzi, kiedy odczytujemy napisy
sporządzone przez artystów "sprayu" na murach kościołów,
myślimy nie o zagubionych owcach, lecz o zbuntowanych kozłach.
Owce szalejące na "koncertach" rockowych, dźgające nożem
współtowarzyszy zabawy, budzą nasze przerażenia. Przychodzi
pokusa, aby takie zagubione, czy zbuntowane owce odpisać na straty.
Same przecież chciały swego zagubienia, a ich poszukiwanie może
okazać się niebezpieczne. W dodatku, jest to jednak zjawisko tylko
marginesowe. Po co zajmować się jedną zabłąkaną, skoro zostało
jeszcze dziewięćdziesiąt dziewięć owiec? Czy przejmować się
kilku paniami, które rozprowadzają na dworcu "Strażnicę",
skoro tyle innych kobiet odmawia różaniec? Czy podejmować
nadzwyczajne działania, by ratować młodzież z rejonów
patologii, skoro tylu normalnych młodych ludzi potrzebuje
wykształcenia i warunków do wszechstronnego rozwoju?
Dobry
Pasterz pozostawił 99 owiec, aby szukać jednej zagubionej.
Dzisiaj Pan Jezus też narażałby swoje życie, aby zagubione
odnaleźć, bo Dobry Pasterz życie daje za owce. Ci, którzy
uczestniczą w pasterskiej misji Chrystusa: duszpasterze, rodzice,
wychowawcy i całe społeczeństwo strzec się muszą poczucia
obcości, dystansu i wrogości nawet wobec owiec, które
przyodziewają skórę drapieżnego wilka. Prorok Adwentu Izajasz
zachęca, byśmy naśladowali Najwyższego Pasterza:
Podobnie
pasterz pasie swą trzodę,
gromadzi
ją swoim ramieniem,
jagnięta
nosi na swej piersi,
owce
karmiące prowadzi łagodnie. (Iz
40,11)
„Przyjdźcie
do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was
pokrzepię” (Mt 11,28)
Naśladowanie
Dobrego Pasterza to szukanie małych... Czas Adwentu jest wspólnym
dziełem Kościoła, który prowadzi wielkich, ale i szuka małych.
Takich, w których mieszka wiara maleńka jak ziarenko. Bez odwagi
danej od bliskich, bez modlitwy ludzi kochających, bez
troskliwego szukania w gromadach rozmodlonych, byliby zgubieni.
Czas Adwentu szuka takich maleńkich, jak zdeptane przez przechodniów
krzewy, którymi nieostrożnie przeszli ludzie, i pozostały podarte
szczątki, które ani zakwitnąć, ani nawet zazielenić się nie
mają już siły. Takich, jak odprawieni przez wielu od życzliwości,
od mieszkania, od sąsiedzkiej troski, od koleżeńskiego wsparcia,
od przyjaźni. Nawet w propozycji spotkania z Bogiem, lękają
się kolejnego zawodu i zasmucenia.
Takich
nijakich, przyczajonych, nieśmiałych, którzy nie mogą zdobyć się
na odważne wyzwolenie z nałogu, z kompleksu, z zawstydzenia, którzy
myślą bez radości nie tylko o sobie samych, ale i przywołującym
ich Bogu. Tych wszystkich słabych, bez siły przebicia w życiu,
którzy stoją, gdzie ich postawiono i milczą, jak im kazano, i nie
wierzą, aby dla kogoś mogli stać się jedynymi i ukochanymi, a już
o Bogu nie odważają się marzyć bez skurczu zalęknienia. Tych, z
ostatnich łóżek szpitalnych, którzy nie potrafią się znaleźć
należycie, ani zrewanżować. W domu opieki nie mają innej „pomocy"
nad napastliwość, którą pokrywają strach. W naszej społeczności
żyją cichutko w smutku zapomnienia, i cichej rezygnacji z tylu
młodzieńczych marzeń i aspiracji. I trzeba niekiedy obudzić
czujność na tych, których nam przesłoniło
dziewięćdziesięciu wielkich i ważnych. Na zagubionych małych i
zapomnianych czeka Pan.
Uważnie
wyszukajmy ich wśród bliskich i przynieśmy bliziutko, w miłość
Boga.
Bardzo mocne słowa, ks. Józefie , z którymi jestem całym swym sercem <3 Łatwiej bowiem jest kochać tych , którzy nas kochają, nie zagrażają nam , gorzej wychodzi nam z przytulaniem czy ewangelizacją tych prawdziwie potrzebujących pomocy czarnych owieczek. A niekiedy wystarczy tylko nasza modlitwa za nie, taka od serca , która unosi je w ramiona Miłości <3
OdpowiedzUsuń