Poniedziałek,
II tydzień Adwentu
„Jacyś
ludzie niosąc na łożu człowieka, który był sparaliżowany,
starali się go wnieść i położyć przed Nim”. (Łk 5,18)
Jak
to dobrze, że i dzisiaj są ludzie, którzy pragną pomagać
niepełnosprawnym. Dzięki temu, skazani na nieruchome przebywanie
w jednym miejscu mogą wybrać się w drogę i czynią to w miarę
samodzielnie. Dzięki obniżonym krawężnikom, windom do mieszkań
i autobusów, dzięki specjalnym podjazdom, mogą oni dotrzeć do
różnych miejsc i brać udział w życiu ludzi w pełni sprawnych i
zdrowych.
Wszyscy
zostaliśmy wezwani na drogę Adwentu prowadzącą do Boga. Potrzebna
jest jednak pewna podstawowa sprawność, by na tę drogę wejść i
tą drogą podążać. Jest to droga czysta i święta, jak poucza
nas dzisiaj prorok Izajasz, i „nie przejdzie nią nieczysty, gdy
odbywa podróż i głupi nie będzie się tam wałęsać” (Iz
35,8). To dlatego Pan Jezus przywraca nie tylko sprawność ciała
człowieka sparaliżowanego, ale odpuszcza mu grzechy i w ten sposób
uwalnia od paraliżu również jego duszę, aby mógł wejść na
drogę prowadzącą do Boga. Uzdrowionemu człowiekowi Pan Jezus
powiedział tylko: „Idź do domu!”, lecz ten dobrze zrozumiał,
gdzie jeszcze ma podążać, bo „poszedł do domu wielbiąc Boga”.
Potrafimy
pomagać ludziom niepełnosprawnym w poruszaniu się po mieście, ale
czy możemy pomóc ludziom sparaliżowanym duchowo (przez
niewiarę, brak religijnego myślenia, grzech) wyruszyć w drogę ku
Bogu. Wobec rozmaitych zaniedbań, uprzedzeń i skostnień
jesteśmy tak bezradni, jak ludzie przyjaźni bohaterowi dzisiejszej
Ewangelii. Sami nie mogli go uzdrowić, ale przynieśli go do Syna
Człowieczego, który na dowód tego, że ma moc odpuszczania
grzechów, przywrócił również sprawność ciału sparaliżowanego.
Możemy nie tylko pokrzepić ręce osłabłe i wzmacniać kolana
omdlałe. Możemy również pomóc małodusznym: „Powiedzcie
małodusznym: »Odwagi!
Nie bójcie się! Oto wasz Bóg... On sam przychodzi, by nas
zbawić«”.
(Iz 35,4) Tym, którzy upadli na duchu, których grzech poraził
niesprawnością, nie pomogą żadne wózki inwalidzkie i żadne
ułatwienia komunikacyjne. Tutaj konieczne jest radykalne
uzdrowienie. Trzeba prawdziwego oczyszczenia, aby podążać drogą
czystą i nie pomogą tutaj żadne zabiegi kosmetyczne polegające na
pokrywaniu pudrem i lakierem zgnilizny grzechu. Trzeba prawdziwej
mądrości, bo głupi nie będą wałęsać się na tej drodze i nie
wystarczą gazetowe dezinformacje na temat tego, co jest dobre i co
jest złe. Trzeba prawdziwej świętości, by podążać drogą
świętą. Dlatego należy zwrócić się do Tego, do którego
mówimy: „Tylko Tyś jest święty”.
Wszelkimi
sposobami: modlitwą, radą, świadectwem życia prowadźmy
wszystkich małodusznych do Jezusa, który ma moc odpuszczania
grzechów. On każdemu może powiedzieć: „Ufaj, odpuszczają ci
się twoje grzechy”. Przyjdzie nam to tym łatwiej, że „On sam
przychodzi, aby nas zbawić”. (Iz 35,4) Jeżeli przyczynimy się do
tego spotkania, będziemy się radować spełnieniem adwentowego
proroctwa:
Pójdą
tamtędy wyzwoleni
i
odkupieni przez Pana powrócą.
Przybędą
na Syjon z radosnym śpiewem,
Osiągną
radość i szczęście,
ustąpi
smutek i wzdychanie. (Iz
35,9-10)
Człowiek
religijny czeka na Jezusa z całym skupieniem serca na, jakie go
stać, ale nigdy nie czeka w samotności. Adwent, to przecież
wspólne dzieło Kościoła, który przez liturgię, przez
tradycję rodzinną, przez osobistą formację wierzących, pragnie
zbliżyć światu światło Chrystusa. Adwent to prawie dokładne
przybliżenie ludziom powołania ewangelicznego, szczególnie
wspólnotom apostolskim, zgromadzeniom, stowarzyszeniom,
zakonom. Własne zadania, które opisano: „Wtem jacyś ludzie
niosąc na łożu człowieka, który był sparaliżowany, starali się
go wnieść i położyć przed Nim” (Łk 5,18). Ci „jacyś”
ludzie chodzą po świecie ludzkiego zagubienia, cierpienia,
porzucenia, zwątpienia, poniżenia, oddalenia od ludzi i Boga,
i próbują wnieść i położyć w zasięgu znaków
zbawiennych, owych znalezionych ludzi. W tym czasie wypełniają
się nasze modlitwy apostolskim natręctwem, aby nie zaginęli ci,
którzy się zagubili. Napełnia się intencja ludzi chorych i
zbolałych, aby Bóg zechciał przyjąć dar ich zbolałego życia, a
przez to skrócił drogi zadeptane ludzkimi błądzeniami. Życie
eucharystyczne staje się się żywsze i gorliwe, aby gorzał w
nim ten ogień, który chcielibyśmy, aby Bóg rzucił na świat i
sprawił ciepło i światło w mrocznych zakątkach. Dodatkowe
umartwienia, drobne dary na miarę możliwości i warunków
życia, które dajemy w imię przyjaźni ludziom bliskim, ufając, że
przyjmie Bóg nasze wstawiennictwo i spełni czekanie nawet
tego, kto nie czeka, a za którego my prosimy, kołaczemy i nie
tracimy nadziei.
Odważniej
pełnimy codzienną drogę obowiązków, ten najbardziej prozaiczny
dar, którego ciężar Bóg zna najlepiej, ufając, że i utrudzenia
zwyczajności staną na wadze miłosierdzia, ufając, że komuś
dadzą moc i odwagę zwyciężenia bezwładnego życia, by stał
się cud rozpoznania i zbawienia. Pomyśl uważnie o osobistym, twoim
znaku ustawicznej miłości.
"Wszelkimi sposobami: modlitwą, radą, świadectwem życia prowadźmy wszystkich małodusznych do Jezusa, który ma moc odpuszczania grzechów."...wszelkimi sposobami , czyli tymi narzędziami , darami, w które wyposażył nas Bóg. Może każdy jakimś innym , ale mamy się nie bać ich używać, z miłością oczywiście, każdy inny człowiek jest tego wart, nawet ten najbardziej chory, czy bezduszny ♥ Bóg zapłać ks. Józefie :)
OdpowiedzUsuń