Upłynął
tydzień i znowu spotykamy się przy stole. Chrystus karmi nas swoim
słowem i swoim Ciałem. Przychodząc tu, odpowiadamy na
zaproszenie, jakie skierował do nas Pan Jezus. Poprzez
szarzyznę życia, poprzez ciężar powszedniego dnia – dociera do
nas wezwanie! Mamy się spotkać przy stole jak jedna rodzina.
Chrystus nas zaprasza, Chrystus nas gromadzi, Chrystus nas jednoczy!
Takie zaproszenie można przyjąć tylko z radością. Trzeba teraz z
całą prostotą pomyśleć o sobie: To ja mogę zasiąść do
stołu z Chrystusem, w łączności z apostołami, wraz z Ojcem św.,
z całym ludem Bożym. Stół, przy którym siadamy jest
zastawiony dla wszystkich. Oto rodzina Boża!
„Poznaj
swoją godność, chrześcijaninie! Stałeś się uczestnikiem
Boskiej natury”! – poucza nas papież Leon Wielki (Kazanie o
Narodzeniu Pańskim). Jest to echo słów św. Pawła czytanych przed
chwilą. „Czy nie wiecie, że jesteście świątynią Boga i że
Duch Boży mieszka w was” (1 Kor 3, 16). Zanim więc przyjmiemy
słowo Boże, powinniśmy uświadomić sobie, że to Ojciec
przemawia do swoich dzieci, razem zasiadających do stołu: „Bądźcie
wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5,
48). Zanim przyjmiesz słowo Boże, pomyśl o tym, że jesteś
dzieckiem Boga, że jest to słowo miłującego Ojca! Przykazanie
miłości bliźniego, obejmujące nawet nieprzyjaciół, można
podjąć dopiero wtedy, gdy zna się swoją godność!
Trzeba
się najpierw wyzwolić z lęku i poczucia niepewności, bo lęk i
niepewność są źródłem agresji. Nienawiść rośnie na gruncie
słabości, karmi się poczuciem zagrożenia, rozrasta się,
ogarniając całego człowieka. Kompleks niższości jest jej
najlepszą pożywką. Mściwi są ludzie, lękający się o
własne jutro i o swoje miejsce w świecie, który nadchodzi.
Dlatego, zanim usłyszymy trudne przykazanie miłości, trzeba
powtórzyć z wiarą słowa Apostoła: „Wszystko jest wasze, wy zaś
Chrystusa, a Chrystus Boga” (1 Kor 3, 23). Jeżeli należę do
Chrystusa, jestem tu, przy stole. Znalazłem się tu nie przypadkiem,
to On mnie zaprosił; to moim Ojcem jest Bóg. Mam tak bogatego Ojca.
Nie jestem zagubiony w tym świecie! Nie jestem igraszką sił
przyrody! Jestem współdziedzicem świata. Świat, czy życie,
czy śmierć, czy to rzeczy teraźniejsze, czy przyszłe; to
wszystko jest wasze! (1 Kor 3, 22). Nie jest to oczywiście pewność
siebie, która jest często bez pokrycia. Jest to poczucie
bezpieczeństwa, jakie ma dziecko, ufające miłującemu Ojcu.
Bywa
tak, że popełniamy błąd sądząc, że Bóg jest do nas podobny;
wyobrażamy Go sobie na nasz obraz i podobieństwo. Chcemy się
wyzwolić z naszych lęków prowadząc z Nim różne rozliczenia,
próbując Go przekupić obietnicami i darami. Tymczasem rzecz ma się
odwrotnie. To my jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo
Stwórcy. To nam powiedziano: „świętymi bądźcie, bo Ja jestem
święty” (Kpł 19, 2); „Bądźcie doskonałymi, jak Ojciec wasz
niebieski (Mt 5, 48), a „Bóg jest miłością” (1 J 4, 8). My
jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Stwórcy. Znaczy to
tyle, że stajemy się naprawdę ludźmi przez miłość. Nie ma
człowieka bez miłości. Jest to reguła obowiązująca zawsze.
Nie można stać się człowiekiem, bez miłości. Stając dziś
przed trudnym przykazaniem miłości widzimy jasno, że
człowieczeństwo jest nam zadane. Spełniamy się jako ludzie
każdego dnia na nowo. Na nic się zda wykrętne tłumaczenie, że
żyjemy w świecie obojętności i walki. Jeżeli żyjemy w świecie
nieludzkim, to przynajmniej tyle wiemy, że mamy być ludźmi, bo
jesteśmy dziećmi Bożymi. Jeżeli każdego dnia uchybiamy
przykazaniu miłości, to przynajmniej tyle wiemy, że jest to
program na całe życie. Bo przez kolejne dni i lata nam dawane, mamy
się stawać ludźmi. „Poznaj chrześcijaninie swoją
godność”, Szlachectwo zobowiązuje!
A
jednak słowa: „Jeżeli cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw
mu i drugi” (Mt 5, 39) budzą sprzeciw, są trudne do przyjęcia.
„Miłujcie nieprzyjaciół waszych” (Mt 5, 44). Chętnie
przemknęlibyśmy obok tych słów, a Ewangelię wolimy otwierać na
innej stronie. Pomyślmy jednak: jeżeli potępiamy nienawiść w
działaniu innych ludzi, czy możemy sami odpowiadać im nienawiścią?
Jeżeli wyznajemy zasadę „oko za oko”, za zbrodnię chcemy
zbrodnią płacić, to w czym jesteśmy lepsi od zbrodniarzy?
Zło nie może wywoływać echa nienawiści w naszym wnętrzu.
Podczas
swej drugiej pielgrzymki do ojczyzny, Ojciec św. beatyfikował
dwóch uczestników Powstania Styczniowego. Zryw narodu ku wolności
został stłumiony z niepohamowaną nienawiścią, ale my dziś
podziwiamy ludzi, którzy nie pozwolili się spętać nienawiści.
Pozostali wolni, mocą miłości.
A
cóż powiemy o młodym poecie, Janie Romockim, który poległ
podczas Warszawskiego Powstania?
„Od
rezygnacji w dobie klęski,
Lecz
i od pychy w dzień zwycięski,
Od
krzywd – lecz i od zemsty za nie
Uchroń
nas Panie.
Uchroń
od zła i nienawiści,
Niechaj
się odwet nasz nie ziści.
Na
przebaczenie im przeczyste
Wlej
w nas moc Chryste!”
Jesteśmy
dziećmi narodu, który karmił się Ewangelią, który obronił swą
tożsamość mocą wolnego ducha, który nie pozwolił się spętać
agresji tak często atakującej jego granice.
Wróćmy
na zakończenie do radosnej prawdy; tu, przy stole, nie znaleźliśmy
się przypadkiem. Jesteśmy dziećmi, a nie przechodniami.
Wezwał nas Ojciec. Dlatego pozbywamy się lęków, które rodzą
agresję. W obliczu Ojca, w którego rękach jest wszystko,
odnajdujemy spokój. Jesteśmy dziećmi Tego, który jest
najbogatszy w miłość. Prosimy Go pokornie, aby w nas zachował
to podobieństwo do siebie, które sprawia, że jesteśmy ludźmi,
Jego dziećmi, wolnymi od nienawiści. Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz