Wtorek
IV tygodnia zwykłego
Z
Ewangelii według Świętego Marka
U
Jezusa zebrali się faryzeusze i kilku uczonych w Piśmie, którzy
przybyli z Jerozolimy. I zauważyli, że niektórzy z Jego uczniów
brali posiłek nieczystymi, to znaczy nie obmytymi rękami.
Faryzeusze bowiem, i w ogóle Żydzi, trzymając się tradycji
starszych, nie jedzą, jeśli sobie rąk nie obmyją, rozluźniając
pięść. I gdy wrócą z rynku, nie jedzą, dopóki się nie obmyją.
Jest jeszcze wiele innych zwyczajów, które przejęli i których
przestrzegają, jak obmywanie kubków, dzbanków, naczyń
miedzianych. Zapytali Go więc faryzeusze i uczeni w Piśmie:
«Dlaczego Twoi uczniowie nie postępują według tradycji starszych,
lecz jedzą nieczystymi rękami?» Odpowiedział im: «Słusznie
prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane:
„Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie.
Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi”.
Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji,
dokonujecie obmywania dzbanków i kubków. I wiele innych podobnych
rzeczy czynicie». I mówił do nich: «Sprawnie uchylacie Boże
przykazanie, aby swoją tradycję zachować. Mojżesz tak powiedział:
„Czcij ojca swego i matkę swoją”, oraz: „Kto złorzeczy ojcu
lub matce, niech śmierć poniesie”. A wy mówicie: „Jeśli ktoś
powie ojcu lub matce: Korban, to znaczy darem złożonym w ofierze
jest to, co miało być ode mnie wsparciem dla ciebie” – to już
nie pozwalacie mu nic uczynić dla ojca ani dla matki. I znosicie
słowo Boże ze względu na waszą tradycję, którą sobie
przekazaliście. Wiele też innych tym podobnych rzeczy czynicie».
(Mk 7,1-13)
Komentarz do Ewangelii
Myślę,
że słyszeliśmy w swoim życiu, a może sami opowiadaliśmy takie
słowa: Jakże Ten Bóg może nas kochać? Jakże Ten Bóg może być
Miłością, jeżeli w tym świecie jest tak wiele nieprawości?
Jakże Bóg może być Miłością, kiedy oto giną niewinni ludzie,
sprawiedliwi, kiedy umierają niewinne dzieci, kiedy rodzinę
pozostawia matka? Jakże Bóg może być Miłością, kiedy ja tej
miłości nie doświadczam? Może coś Ten Bóg popsuł, stwarzając
ten świat? Może sfuszerował tę robotę stworzenia?.
Ale,
kiedy bierzemy do ręki Księgę Rodzaju, kiedy pozwalamy Bogu samemu
powiedzieć o dziele stworzenia, to Bóg mówi do nas: Ja niczego nie
popsułem. To wszystko, co uczyniłem, „było dobre”.
W
tej dyskusji nad stworzeniem Bóg, który jest Stwórcą, mówi ze
uczynił wszystko „dobre”, piękne. Może więc należy szukać
powodów tego naszego cierpienia, powodów tego braku doświadczenia
miłości Boga nie w Nim samym. To nie On popsuł świat, ten świat,
którym i my dzisiaj się zachwycamy. Może to jednak my popsuliśmy
ten świat. Może to jednak człowiek w pewnym momencie chciał być
„jak Bóg”, i po swojemu wszystko ustawić sobie. To może
człowiek, któremu Bóg dał tę ziemię i powiedział: „czyń
sobie ją poddaną”, zachłysnął się tym darem, i nie przyjął
ziemi jako daru, ale przyjął ziemię jako ten, który sam uczynił
siebie bogiem, jako przedmiot manipulacji, którą chciał zawładnąć
w sposób taki bardzo zaborczy, despotyczny, głupi, i zniszczyć ją.
Pamiętam
ze swego dzieciństwa, kiedy pisano wiersze – dzisiaj ci poeci
nawet nagrody Nobla otrzymują – i myślę że wstydzą się akurat
tych wierszy, nie chcieli by je wspominano – a jednak pisali kiedyś
(nie wszyscy) wiersze o kominach fabrycznych, które miały być
symbolem tego panowania człowieka nad światem, które miały być
znakiem tej „wielkości” człowieka; te kominy fabryczne, które
miały pokazać światu, że to człowiek rządzi światem, a nie
Bóg, że to człowiekowi Bóg nie jest potrzebny; te kominy
fabryczne, które dzisiaj stały się przekleństwem.
I
dzisiaj człowiek próbuje naprawiać (poprawiać) naturę
stworzenia, próbuje sam siebie czynić kreatorem tej natury:
klonowanie ludzi, eksperymenty na człowieku – wszystko w imię
nauki, dobra dla człowieka. Ale jeżeli zabraknie człowiekowi
pokory, wyobraźni; jeżeli zabraknie człowiekowi wiary, kiedy
człowiek sam będzie nadal chciał być bogiem dla drugiego
człowieka, stanie się tym, które zniszczy wszystko. Nie chodzi
tutaj, by siać pesymizm, by nie być za otwartością dla nauki, ale
o zrozumienie: Kto ma prawo do decydowania o tym, co jest ludzkie, i
ludzkim nie jest? Kto ma prawo do tego stworzenia, jak nie
Bóg-Stwórca?
Ale
On nie zostawia nas, w naszym despotyzmie, w naszej głupocie. On nie
zostawia nas, ale nieustannie czyni wszystko nowym, i daje nam
swojego Syna, Jezusa Chrystusa, by wszystko uczynił nowym. I ta
dzisiejsza scena z Ewangelii, kiedy to widzimy Jezusa piętnującego
obłudę faryzeuszy – dbanie o to, co zewnętrzne, widoczne, a
zaniedbywania swego wnętrza.
Obmywanie
rąk przed jedzeniem i rozluźnianie przy tym pięści, obmywanie
kubków, dzbanków i naczyń miedzianych, wstrzymywanie się od
jedzenia po powrocie z rynku aż do czasu obmycia rąk - to przecież
nic takiego złego (to nawet bardzo pożyteczne i higieniczne
obyczaje), a jednak Pan Jezus nazywa obłudnikami ludzi, którzy
wierni są tego rodzaju obyczajom, a jednocześnie uchylają Boże
przykazania. Przeciw nim cytuje słowa Izajasza Proroka: „Ten lud
czci Mnie tylko wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale
czci Mnie na próżno, ucząc zasad, podanych przez ludzi”.
Nie jest to oczywiście lekceważenie zasad higieny, ani tym bardziej
różnych konwencji, które obowiązują w stosunkach
międzyludzkich. Jest to zdecydowany i ostry protest przeciwko
stawianiu wyżej ustawodastwa ludzkiego nad prawem Bożym.
Jeśli
tak Pan Jezus ocenia „korban” w porównaniu z przykazaniem:
„Czcij ojca swego i matkę swoją”, to jak ocenić różne
dyskusje, które przetoczyły się przez nasz kraj w związku z
uchwalaniem ustaw antyaborcyjnych, czy dotyczących separacji
małżeńskiej. Przytaczano wtedy wiele uczonych dowodów,
posługiwano się mądrymi terminami zaczerpniętymi z nauki
prawa, a nawet filozofii (a jakże!), żeby przekonać ludzi, że
zasady moralności obowiązujące w sumieniu a stanowienie prawa
cywilnego przez ludzi to zupełnie oddzielne dziedziny życia, między
którymi nie ma żadnego związku. Wypowiadano takie opinie z wielką
powagą i przekonaniem.
Tymczasem
takie postępowania to jest wielka nie - boska, ale i nieludzka
komedia. Jeśli zejdziemy o szczebel niżej, z poziomu życia
publicznego na poziom bardziej prywatny, wtedy zobaczymy, jak
śmieszne są takie poczynania. Są osoby bardzo wrażliwe na los
zwierząt (i bardzo dobrze). Jedna z takich osób, podczas kolędy,
bardzo surowo osądziła mieszkańców naszej plebanii za to, że nie
ma u nas psów i kotów. Jednocześnie jednak te same osoby potrafią
z wielką powagą opowiadać się za aborcją i eutanazją ludzi. W
niektórych towarzystwach toleruje się rozmaitych oszustów i
malwersantów, ale tych, co nie potrafią dobrać do ubrania
odpowiedniego krawata uważa się za ludzi spoza sfery
towarzyskiej. Daruje się różnym politykom największe kłamstwa i
bałamutne obietnice, jeśli wypowiadane są gładko, stylowo i
gramatycznie. Niech jednak ktoś, mówiąc prawdę, posłuży się
gwarą lub nieodpowiednim akcentem. Zostanie wykpiony i
odrzucony.
Na
taką ludzką komedię patrzymy codziennie. Jeżeli kogoś stać jest
na odrobinę dystansu wobec tych zachowań widzi całą ich
śmieszność. Patrzy na ludzkie "korbany" Pan Jezus.
Dzisiaj również mówi ze smutkiem: „Ten lud czci Mnie tylko
wargami, a sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno
ucząc zasad, podanych przez ludzi”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz