Poniedziałek
VI tygodnia zwykłego
Z
Ewangelii według Świętego Marka
Faryzeusze
zaczęli rozprawiać z Jezusem, a chcąc wystawić Go na próbę,
domagali się od Niego znaku. On zaś westchnął w głębi duszy i
rzekł: «Czemu to plemię domaga się znaku? Zaprawdę, powiadam
wam: żaden znak nie będzie dany temu plemieniu». A zostawiwszy
ich, wsiadł z powrotem do łodzi i odpłynął na drugą stronę.
(Mk 8,11-13)
Komentarz
do Ewangelii
IRYTACJA
Zarówno
w westchnieniu Pana Jezusa, jak i w Jego słowach, wyczuwamy
pewną irytację. Nie chodzi nawet o to, że domaganie się od Niego
znaku nastąpiło zaraz po cudownym rozmnożeniu chleba. Nakarmienie
tysięcy głodnych ludzi nie było dla faryzeuszy żadnym znakiem!
Przyczyną podejrzanej przez nas irytacji mogło być stawianie
prawdy Bożej przed trybunałem ludzkiego osądu, stawianie Prawdy w
takiej sytuacji, że musi się bronić, że musi dochodzić swoich
praw. Prawdy przecież nie powinno się bronić. Ona broni się sama
swoją wewnętrzną mocą, oczywistością i wewnętrzną
spoistością. Odmowa Pana Jezusa, dana tym, którzy domagali
się znaku, jest zarazem wezwaniem do podjęcia wysiłku
zmierzającego do poznania prawdy od wewnątrz. Kiedy człowiek
znajdzie się nie obok prawdy, ani nawet wobec prawdy, ale właśnie
w prawdzie, wtedy zupełnie niepotrzebne są jakieś zewnętrzne
znaki. Dzisiejszą odmowę Pana Jezusa trzeba koniecznie zestawić z
Jego wezwaniem, byśmy cześć Bogu oddawali „w duchu i
prawdzie” (J 4,23). Ta forma nie jest tylko właściwością
języka, ale zawiera w sobie głęboki sens. „Wewnętrzny”
sposób docierania do prawdy jest na pewno trudniejszy niż
szukanie błyskotliwych argumentów i spektakularnych znaków, ale za
to prostą drogą prowadzi do poznania prawdy i życia w prawdzie.
Powody
do irytacji ma również współczesny Kościół. W książce „Sól
ziemi” kardynał J. Ratzinger mówi o klasycznym kanonie
obowiązującym wśród tych, którzy występują z krytyką
Kościoła. Od lat ciągle powraca się do tych samych problemów. Są
nimi: ordynacja kobiet, ochrona życia poczętego, celibat, nowe
związki małżeńskie ludzi rozwiedzionych i inne. Znowu nie chodzi
tylko o to, że wszystkie te zagadnienia były wielokrotnie
wyjaśniane, a ludzie wyskakują ciągle z tymi samymi pytaniami, z
coraz ostrzejszą krytyką, a nawet potępieniem. Tak, jakby
racji głęboko uzasadnionych nie tylko nie rozumieli, lecz także
ich nie słyszeli. Powodem przypuszczalnej irytacji Kościoła
może być coś bardziej zasadniczego, a mianowicie, zupełne
niezrozumienie przez krytyków, a nawet wiernych, istoty i misji
Kościoła. Jest to wyraźnie widoczne, kiedy uznaje się zasługi
Kościoła w walce o prawa człowieka i demokrację, a
jednocześnie zarzuca się mu, że sam posługuje się autorytarnymi
metodami. Przypisywanie Kościołowi struktury „totalitarnej”
jest nieporozumieniem. To, co krytycy uważają w Kościele za
władzę, jest służbą Bogu i ludziom. Ta służba ma uobecniać
wśród wszystkich pokoleń moc Ducha Świętego, która Kościół
powołała do istnienia i w tym istnieniu ciągle go podtrzymuje.
Kardynał Ratzinger mówi na ten temat: „Myślę, że to bardzo
ważne, by kategorią, która oddaje sens kapłaństwa nie była
kategoria panowania. Kapłaństwo ma być za pośredniczeniem i
uobecnieniem początku, ma oddawać się mu do dyspozycji. Jeśli
kapłan, biskup, papież pojmują swój urząd jako władzę, to
rzeczywiście go wypaczają”. Trudno tu mówić o biskupach i
kapłanach, bo jest ich wielu, ale przecież papież, który
jest jeden, w tak wymowny sposób ukazuje, że jest Sługą Sług
Bożych. Dlaczego więc wraca ciągle oskarżenie, że „czarni
rządzą”? Czyż to może nie budzić irytacji?
DEWOCJA
Faryzeusze
chcieli „wylegitymować” Jezusa. Ich serca były zamknięte na
Jego słowo. Żądali, aby Jezus uczynił jakiś cud. Jednakże po co
komuś cud,skoro serce jego jest zamknięte. Oczy faryzeuszów karmią
się wyłącznie ciekawością, nowinkami, plotkami. Podobnie nasze
oczy często są na uwięzi, patrzymy na rzeczy światowe, na to, co
przemija. Jezus zna nasze serca, tak jak i serca faryzeuszów, które
chciały nakarmić swoje wątpliwości. Często pragniemy, aby nasze
wątpliwości zostały rozwiane, jednak nie stać nas na to, aby
uwierzyć, nawrócić się i przyjąć Jezusa do serca. Wolimy zostać
na tym poziomie zewnętrznym, na tym, co możemy zbadać poprzez
doświadczenie. Jakże nasze serce może być ślepe! Taka sama
ślepota jest u heretyka, jak i u dewotki, klepiącej tylko modlitwy.
Osoba, która modli się tylko ustami, bez udziału serca oraz bez
przełożenia modlitwy na czyn wiary, jest także heretykiem.
Modlitwa bez relacji serca jest pusta. Pójście na niedzielną
Eucharystię, a następnie robienie awantury w pracy w poniedziałek
jest nadużywaniem wiary. W czasie narodzin chrześcijaństwa
broniono się przed heretykami. Dziś wystrzegamy się ludzi, którzy
są letni duchowo, którzy mają serce podzielone, którzy inne
oblicze mają wobec Boga, a inne wobec bliźniego. Ślepota serca,
letniość wiary przyczyniają się do tego, że modlimy się aby Bóg
dostosował się do naszych planów. Wtedy gdy dzieje się źle, to
klepiemy modlitwy, a gdy zostaniemy „źle” wysłuchani przez
Boga – obrażamy się na Niego i mówimy, że Go nie ma, albo
oskarżamy Go o nieuczciwość, karanie za grzechy.... Tak rośnie w
nas żal do Boga.
Jeśli
nie odnajdziesz Boga w swoim sercu, to żaden zewnętrzny znak nie
zostanie ci dany. Wołaj głośno sercem – a nie ustami: Boże,
Ty Boże mój, Ciebie szukam; Ciebie pragnie moja dusza, za Tobą
tęskni moje ciało (Ps
63).
Jak
często tęsknisz za Jezusem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz