Każdego
roku wraca Wielki Post. Tak i dzisiaj – już czujemy wyjątkowy
charakter i atmosferę tego okresu, pomimo, że nasze życie jest
dość zlaicyzowane. Czujemy powiew, który idzie od krzyża i
zmartwychwstania. Ale chyba nie uszły naszej uwadze słowa,
które dzisiaj Bóg do nas kieruje: „Tak mówi Pan: nawróćcie się
do mnie całym swym sercem, przez post, płacz i lament.
Rozdzierajcie jednak wasze serca, a nie szaty. Nawróćcie się do
Pana, Boga waszego” (Jl 2, 12–13). Chrystus podjął ten
starotestamentalny apel i swoje nauczanie rozpoczął także
wołaniem skierowanym do ludzi, wołaniem, które brzmi po dziś
dzień: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże.
Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1,15). Bóg
Jezusa Chrystusa, Ojciec Jego i nasz, daje nam już konkret: nawrócić
się do Boga takiego, jakiego ukazuje Ewangelia.
Paweł
dzisiaj mówi: „W imieniu Chrystusa spełniamy posłannictwo jakby
Boga samego, który przez nas udziela napomnień. W imię Chrystusa
prosimy: pojednajcie się z Bogiem” (2 Kor 5, 20). Każdy kapłan
staje na tej linii Apostołów i Proroków i w imieniu samego Boga
musi te słowa po dwóch tysiącach lat powtarzać. Słowa nie
własne, ale Boże i Chrystusowe. Czy ludzie chcą słuchać, czy nie
chcą, czy chcą się nawracać, czy nie chcą, czy chcą
przestać grzeszyć, czy nie. I może niektórych dziwić ten
surowy ton miłości (paradoks: surowy ton miłości). On dziwi w
epokach, kiedy propaguje się miłość łatwą, lekką,
kompromisową, nieodpowiedzialną. Ale my czujemy, że tylko
miłość, w imię której apeluje Bóg, jest prawdziwa. Bo
weryfikacją miłości jest Prawda, a któż jest Prawdą, jak nie
Bóg?
Zajęcie
stanowiska wobec tego apelu – to jest właśnie teza Wielkiego
Postu. Proch, którym wszyscy posypiemy sobie głowy, przypomina nam
konieczność dania odpowiedzi w kontekście znikomości życia
ludzkiego, jego przemijania – i często jego bezsensu, jeśli
nie jest ono odpowiedzią na apel miłości kierowany przez Boga
do człowieka.
Kiedy
dzisiaj jesteśmy tutaj w kościele, to słuchając tego co mówi Bóg
zastanawiamy się nad tym, kim my jesteśmy. A konkret, który mamy
stąd wynieść, to nie tylko uświadomienie sobie tragicznej prawdy,
że życie nasze zdąża nieuchronnie do śmierci, ale przede
wszystkim, że zdąża do życia – bo Bóg jest kresem, do którego
zdążamy, a nie śmierć. I praktycznym kontekstem tego naszego
dzisiejszego spotkania wielkopostnego jest bardzo konkretna
wskazówka (słuchaliśmy tych słów przed chwilą): strzeżcie się
zewnętrzności – „strzeżcie się, żebyście uczynków
pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli”
(Mt 6, 1). Bóg w swoim apelu sięga do najskrytszych pokładów
ludzkiego istnienia. Mówi, że t o jest najważniejsze i że tam ma
nastąpić ta metanoia, ta przemiana, to wewnętrzne przeistoczenie
pod tchnieniem miłości, która idzie do nas od Boga przez
Chrystusa – z ołtarza Eucharystii.
Może
daleka jest nasza droga do takiego rozumienia chrześcijaństwa.
Wielki Post przyniesie rekolekcje, Wielki Post przyniesie rozważanie
Męki Chrystusowej, Wielki Post pokaże palcem wyraźnie na
konfesjonał, gdzie Słowa nie słucha się we wspólnocie, ale
słucha się Słowa mówionego w cztery oczy, wtedy, kiedy już
nie można mówić, że się nie rozumie – trzeba bowiem pytać
i żądać wyjaśnienia do końca. Tak, jak radykalnego nawrócenia
będzie żądał kapłan. Jeszcze raz daje Chrystus szansę, jeszcze
raz prosi, jeszcze raz ukazuje te horyzonty, do których człowiek
został stworzony i powołany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz