Kochani
moi! Liturgia słowa dzisiejszej niedzieli przypomina nam, że
chrześcijaństwo wytycza nam drogę wzwyż, ku górze. Szczyt i
koniec wędrówki znajduje się ciągle przed nami. Chrześcijaństwo
to religia ciągłego pytania i niepokoju; kontemplacji i zadumania.
Bóg ciągle nas zaskakuje swoją osobą, swoimi słowami i czynami.
On nas zadziwia sobą! To tylko czasem ludziom, którzy
powierzchownie znają Boga i chrześcijaństwo, wydaje się, że
religia daje gwarancję, absolutny spokój, całkowite
samozadowolenie i zabezpieczenie przed wszelkiego rodzaju
wewnętrznymi rozterkami. Czasem także wydaje się nam, że tak
dobrze znamy Boga, że już nas niczym nowym nie zaskoczy, że nic
nowego przy nim nie zobaczymy, nie usłyszymy. Ci, którzy
pobieżnie znają Boga i Jego naukę, mówią, że jest ona zbyt
monotonna i mało interesująca. Czyżby to była prawda?
Może
podobnie patrzyli na Chrystusa ci, którzy byli świadkami Jego
przepowiadania i czynów. Pewnie dlatego Jezus, spośród swych
dwunastu apostołów, wziął Piotra, Jakuba i Jana i wyprowadził
ich na „górę wysoką”, aby mogli zobaczyć inaczej swego
Mistrza i Pana, którego znali tak dobrze. Czyż nie byli zaskoczeni,
gdy zobaczyli, że: „Twarz
Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak
światło. A oto im się ukazali Mojżesz i Eliasz, którzy
rozmawiali z Nim” (Mt
17,2-3). Chciałoby się w tym miejscu zapytać: Dlaczego spośród
wielu proroków i przywódców narodu izraelskiego Chrystus
rozmawiał tylko z Mojżeszem i Eliaszem? Kim byli ci dwaj
mężowie Boży, że zostali tak bardzo wyróżnieni stając z
Chrystusem na Górze Przemienienia?
Dla
Izraelitów Mojżesz był wyjątkowym prorokiem i przywódcą
narodu. Przyszedł na świat w narodzie cierpiącym ucisk i
prześladowanie. Córce faraona zawdzięczał nie tylko to, że
został „uratowany z wody”, lecz także i to, że otrzymał
staranne wychowanie, które go dobrze przygotowało do roli
przywódcy narodu. Lecz on dobrze wiedział, że ani mądrość, ani
dobre imię nie wystarczyłyby, by mógł stać się oswobodzicielem
narodu. On był przekonany, że przemawia w imieniu Boga, że jest
Jego ustami. Objawił i nadał Izraelowi Prawo Boże, a później
troszczył się, aby było ono przestrzegane w życiu codziennym.
Jego rola jako proroka polegała na tym, by tak wychować
buntujący się lud, aby dochował on wierności Bogu jedynemu i
najwyższemu. To właśnie on dzięki swym modlitwom zapewnił
narodowi izraelskiemu zwycięstwo nad ich wrogami, on też
wyjednał ludowi przebaczenie jego grzechów. On do tego stopnia
umiłował swój naród, że uratował go przed śmiercią,
narażając siebie samego na gniew Boży. Pewnie dzięki tym zasługom
znalazł się przy boku Jezusa podczas Jego przemienienia.
Obok
Mojżesza szczególnym uznaniem spośród mężów Bożych Starego
Testamentu cieszył się prorok Eliasz. Prorok ten działał za
czasów bezbożnego króla Achaba (873-854 przed Chr.) i jego
pogańskiej małżonki Jezabel, córki fenickiego króla Etbaala.
Eliasz zasłynął szczególną gorliwością w obronie czystości
wiary monoteistycznej, do której zaczęły przenikać elementy kultu
kananejskiego bożka Baala. Pełne zasług życie Eliasza uwieńczone
zostało cudownym jego przejściem z ziemi do nieba. Stąd zawsze w
tradycji starotestamentalnej oczekiwano powrotu Eliasza na ziemię w
czasach mesjańskich, którego celem miało być odnowienie narodu i
przygotowanie go na przyjście Zbawiciela. To on miał wyjaśnić
swym rodakom, że oczekiwany Mesjasz będzie zwycięskim wodzem i
królem, ale zarazem mężem poddanym cierpieniom, udrękom i
poniżeniom. Żydzi nie mogli prawdopodobnie zaakceptować tych,
wykluczających się ich zdaniem, elementów. Jest rzeczą po
ludzku zrozumiałą, że bliższy był im obraz Mesjasza jako
triumfatora. Eliasz istotnie przyszedł i wyjaśnił to wszystko, ale
tego nie zrozumieli synowie narodu wybranego.
Kiedy
Piotr zobaczył i usłyszał Chrystusa, który rozmawiał z Mojżeszem
i Eliaszem, chciał jak najdłużej radować się Mistrzem
Przemienionym, dlatego wychodzi z zaskakującą propozycją: „Panie,
dobrze, że tu jesteśmy; jeśli chcesz,
postawię tu trzy namioty:
jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza” (Mt
17,4). Ta propozycja nie jest wynikiem jakichś subiektywnych przeżyć
czy nastrojów psychicznych. Nie jest też żadną ekstazą
religijną, złudzeniem zmysłowym czy halucynacją. Widać, że
powoli Piotr dochodzi do rozumienia pism proroków, które
zapowiadały kontrowersyjnego Mesjasza. Zrozumiał, że aby pozostać
przy Mistrzu, trzeba gdzieś w dole zostawić świat, który
kusi i nęci złudnymi urokami i propozycjami. Dopiero na górze
zrozumiał, że dobrze jest być blisko Pana. Ze warto pozostawić
wszelkie codzienne sprawy, aby cieszyć się Jego obecnością,
oddając Mu hołd, uwielbienie i dziękczynienie.
Podobnie
jak Piotrowi, Jakubowi i Janowi, tak i nam potrzebny jest czas
spotkania z Chrystusem, abyśmy dostrzegli w Nim nie tylko człowieka,
ale przede wszystkim Przemienionego Człowieka-Boga. Bo taki Mistrz
pomoże nam zrozumieć wszystkie doświadczenia życia. On nam pomoże
tajemnice bolesne naszego życia przemienić w tajemnice radosne i
chwalebne. Dziś świat i człowiek tak bardzo potrzebuje blasku
Chrystusa Przemienionego. Człowiek potrzebuje tego światła
nadprzyrodzonego, które wskaże mu nowe perspektywy. Potrzeba nam
tego, bo jakiś dziwny mrok ogarnął ziemię i ludzkie serca.
Człowiek zbyt mocno przylgnął do materii, do ziemi i tylko ją
widzi. Wielu chrześcijan zapomniało, że Chrystus pragnie
przemienić ich życie. Tak wielu uczniów Jezusa skarłowaciało, bo
nie zaczerpnęli z tego światła i blasku, które daje Chrystus
Przemieniony.
Kościół
wzywa nas do tego, abyśmy podjęli trud spojrzenia na własną wiarę
nowymi oczyma, wcale nie po to, żeby porzucić jej dawną postać
czy też zastąpić ją czymś bardziej dostosowanym do nowych czasów
i potrzeb, ale po to, abyśmy zapytali siebie, czym była, czym jest
i czym jeszcze może być w naszym życiu. Bo żadne tłumaczenie i
wyjaśnianie nie może i nie jest w stanie zastąpić naszego
osobistego spotkania z Mistrzem na Górze Przemienienia.
Czas
Wielkiego Postu powinien być takim czasem, w którym podejmiemy trud
wspinania się do Jezusa, aby zobaczyć w Nim obiecanego Chrystusa,
Zbawiciela świata. Trzeba zacząć od szukania Boga. Człowiek
musi odczuć w sobie potrzebę Boga, musi doświadczyć tajemnicy, w
której On się objawia. Najwyższy czas, abyśmy rozważyli i
zrozumieli, że jesteśmy stworzeniem zanurzonym w blasku
Chrystusa Przemienionego. Potrzebny jest nam czas, abyśmy dobrze
wpatrzyli się w naszego Odkupiciela, aby On nas zadziwił swoim
bóstwem, abyśmy w Nim rozpoznali Boga-Człowieka. On pragnie,
abyśmy, dzięki świadectwu prawdziwej, żywej i autentycznej wiary,
mogli pociągnąć otoczenie i spowodować jego zainteresowanie
się Chrystusem Przemienionym, Ewangelią, Kościołem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz