Czytania
liturgiczne drugiej niedzieli Wielkiego Postu wyznaczają
uczestnikom mszy św. konkretny temat rozważań – przemienienie
Jezusa na górze Tabor i naszą osobistą przemianę. Problem
przemiany człowieka!, jego sposobu myślenia i wartościowania,
jego życia i czynów, stawia Kościół od samego początku swego
istnienia przed każdym bez wyjątku pokoleniem ludzi. Do przemiany
zachęca nieustannie Bóg, mówiąc do nas słowami ostatniej księgi
Pisma św. – Apokalipsy: „Oto czynię wszystko nowe” (Ap 21,
5). Tę „nowość” przemiany spostrzegamy wszędzie. O
przemianie mówi nam kosmos, w którym wszystko jest ciągłym
ruchem, zawrotnym i tak trudnym do ogarnięcia przez umysł
człowieka, kruchego jak źdźbło trawy. Przemianą oddycha ziemia,
znająca następstwo dni i nocy, obracająca się w rytmie zmiennych
pór roku i poddana zadziwiającej logice przyrody.
Przemiana
powinna być również ciągłą tęsiknotą człowieka. I właściwie
jest, bo nie może być na nią obojętny człowiek, który sam
jest jej prawom poddany. Patrzy więc człowiek na nieubłaganie
upływający czas: lata, dni, godziny. Na wciąż za szybko
umykające życie i zdrowie. Nikt nie jest w stanie zatrzymać,
choćby na trochę, swojej młodości. Pierwsza refleksja dotycząca
przemiany jest gorzka, jak prawda o umieraniu.
Jakże
wielu ludzi, nawet chrześcijan, zatrzymało się w tym miejscu, przy
tym bolesnym stwierdzeniu: wszystko się zmienia, wszystko przemija.
Taka refleksja nie wystarczy! Nie jest nawet w części
chrześcijańska. Byłaby zbyt daleko idącą identyfikacją z
naturalnymi tylko prawami przyrody. Takim ludziom pozostałaby
bezwzględna walka o byt, a to jest zbyt smutne, zbyt pogańskie,
nawet wówczas, gdy się na pociechę doda, że byt kształtuje
świadomość. Im więcej tej smutnej walki, tym chętniej świat
mówi o postępie. A człowiek, który w tym wszystkim musi żyć,
umiera stopniowo na postępujący paraliż. Paraliż serca,
niewydolność myślenia i galopujące suchoty znieczulicy.
Jak
leczyć tę chorobę? Podstawowa kuracja – zobaczyć nie tylko
siebie i krąg magiczny swoich wyłącznie spraw, lecz otworzyć
oczy, by widzieć człowieka. Jest to pierwszy krok ku przemianie,
może jeszcze nie tej religijnej, ale już przecież tak bardzo
ludzkiej. Dziś tak tego bardzo potrzeba. Wciąż rośnie
zapotrzebowanie na ludzi o poszerzonym kącie widzenia
człowieka, jego spraw i problemów. Taka radosna przemiana dokonuje
się czasem w ludziach, którzy zetkną się nieoczekiwanie z
cierpieniem, chorobą, kalectwem, czy jakąkolwiek ludzką
potrzebą i niedostatkiem. Jeśli wtedy, oprócz zwyczajnego
odruchu współczucia, człowiek zdobywa się na gest miłosierdzia,
to tak jakby wyciągał ręce do Boga w błagalnej prośbie o
dalsze owoce przemiany. Pamięć przywołuje tu przykłady ludzi,
którzy potrafią bezinteresownie opiekować się chorym w domu
lub w szpitalu; zauważyć ludzi starszych, bezradnych wobec coraz
trudniejszych warunków życia, czy przyjść z pomocą wielodzietnej
rodzinie. Są to bezimienni społecznicy, których imion nigdy
nie poznamy. Ludzie o jasnych, promiennych twarzach, szerokich
sercach i radosnym uśmiechu, których szczęściem jest to, że
zobaczyli człowieka. Nawet gdyby się na tym zatrzymali, to przecież
są tak potrzebni. Można powiedzieć, że żyje w nich gotowość
przemiany, bez której nie ma wzrostu duchowego i moralnego, bez
której świat stacza się w dół.
Zupełnie
coś nowego zaczyna się tam, gdzie człowiekowi zabłyśnie
światło objawienia. Dlatego prowadzi nas dzisiaj Kościół na
górę Tabor, byśmy przyjrzeli się przemienionemu Jezusowi.
Widzimy Go w towarzystwie apostołów: Piotra, Jakuba i Jana, którzy,
jak mówi Ewangelia, zobaczyli od tej chwili znacznie więcej
niż dotąd. Poszli za Jezusem na Tabor jako (ludzie w pełni
rozumiejący potrzeby człowieka. Wrażliwości i dostrzegania
ludzkich problemów uczyli się od samego Chrystusa, który przecież
mówił o sobie, że jest Synem Człowieczym. Jeszcze przed
wydarzeniem z góry Przemienienia patrzyli na cuda Jezusa, wyraz
najwyższej troski i miłosierdzia okazywanego ludziom. Byli
świadkami licznych uzdrowień i dwukrotnego rozmnożenia chleba dla
głodnych. Mieli więc czas na to, by się nauczyć troski o
człowieka. Lecz na Taborze stało się coś znacznie większego
niż najbardziej miłosierne spojrzenie człowieka na człowieka.
Ewangelia mówi o tym w prostych słowach: „Gdy podnieśli oczy,
nikogo już nie widzieli, tylko samego Jezusa” (Mt 17, 8). Jest to
więc dalszy etap leczenia naszych niemocy: widzieć Jezusa.
Tego
uczymy się od apostołów, którzy głosząc światu Ewangelię,
czynią go bardziej ludzkim, gdyż uczą widzieć Jezusa we
wszystkim. Widzieć Jezusa – to dla nas wierzących zadanie
najpierwsze. Śmiesznym byłby zarzut stawiany nieraz przez
niedowiarków, że widzieć wszędzie Jezusa to przesada, bo
przesłoni zbyt wiele. Odpowiedź jest tak prosta: przecież Chrystus
przyszedł ma ziemię „dla nas ludzi i dla naszego zbawienia”.
Dlatego mamy widzieć Jezusa jako jedyną szansę uratowania świata
i siebie, a widzieć Go powinniśmy całego – nie wykreślając
z Ewangelii żadnego zdania. Dziś, kiedy oglądamy Go w
blaskach przemienienia, mamy pamiętać o tym, że Tabor – to
jakby oddech przed trudnym etapem krzyża. Po to Jezus przemienił
się wobec uczniów, aby umocnić ich na późniejszą drogę krzyża,
którą sam przecież miał przyjąć jako pierwszy.
Będąc
posłusznym swemu Panu, stawia nam Kościół krzyż jako motyw do
rozważań wielkopostnych. Przez krzyż okazuje się najpełniej pokrewieństwo
człowieka z Bogiem i pokrewieństwo między ludźmi. Przez krzyż
Bóg zawiera przymierze z narodami. Przez Krew Jezusa umęczonego na
krzyżu i nasz naród jest spokrewniony z Bogiem. Dlatego mocno
wyznajemy przed wszystkimi: chcemy widzieć Jezusa, chcemy
widzieć Jego krzyż tam, gdzie żyje i cierpi człowiek.
Przypomnijmy
sobie, co mówił sł. boży Stefan Wyszyński: „Jesteśmy
przyzwyczajeni w tej »krainie krzyżów« do dźwigania krzyża. Nie
jest to dla nas rzecz nowa. Jesteśmy zahartowani, W tej chwili
wydaje nam się, że ten krzyż na nowo wyrasta na horyzoncie
polskiego nieba”. Niech będzie to krzyż zwycięstwa. Krzyż,
w światłach którego widzi się dobrze Jezusa i człowieka.
Krzyż, który jest drogowskazem dla ojczyzny i żyjących w niej
ludzi. Niech przez krzyż dokonuje się najcudowniejsza przemiana
naszych serc, a Zbawiciel niech rzuci nam światło na życie przez
Ewangelię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz