Bracia
i Siostry! Jezus wskrzesił Łazarza na krótko przed swoją własną
śmiercią. Poza wszystkim innym był to z Jego strony akt pełnej
suwerenności nad śmiercią. Rozkładającego się trupa Jezus budzi
do życia z taką samą łatwością, z jaką my budzimy kogoś
śpiącego. Ten fakt wskrzeszenia Łazarza rzuca istotne światło na
śmierć Jezusa, która nastąpiła wkrótce potem. Ten, który
wskrzesił Łazarza, z pewnością sam nie podlegał konieczności
umierania. Z pewnością mógł, gdyby chciał, uchronić się od
śmierci. Jezus umarł na krzyżu dlatego, że zgodził się na swoją
śmierć z podobną suwerennością, z jaką dokonał wskrzeszenia
Łazarza. Przypomnijmy sobie Jego własne słowa na ten temat. Mówił
tak: „Ja życie moje oddaję, aby je znów odzyskać. Nikt mi go
nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam
moc je znów odzyskać”.
Owszem,
my grzesznicy postanowiliśmy Go zabić i rzeczywiście Go
ukrzyżowaliśmy. Ale nasza zła wola spełniła się nie dlatego,
jakoby udało nam się zapędzić Go w sytuację bez wyjścia, ale
dlatego, że On do tego dopuścił i dobrowolnie przyjął na siebie
śmierć, na jaką Go skazaliśmy. A przyjął na siebie Jezus mękę
krzyża dlatego, bo chciał dobrowolnie przejść przez
najciemniejszą otchłań, jaką grzech potrafi stworzyć na tej
ziemi i w jaką człowiek potrafi wpędzić swego bliźniego. Otchłań
męki krzyżowej to były dla Jezusa nie tylko straszliwe cierpienia
fizyczne, ale jeszcze bardziej straszliwe poczucie jakby opuszczenia
przez Ojca. A przecież nawet na samym dnie tej otchłani Jezus był
całkowicie oddany swemu Ojcu i potrafił się modlić: „Ojcze, w
ręce Twoje oddaję ducha mego!” W ten sposób dokonało się nasze
odkupienie. Odtąd każdy, kto chce być bratem lub siostrą Jezusa,
nawet jeśli się znajdzie w najciemniejszej otchłani, może liczyć
na Jego pomoc. Nie ma już na tej ziemi takiego niepowodzenia ani
takiego nieszczęścia czy prześladowania, które nie mogłoby być
wypełnione obecnością Jezusa Zbawcy i stać się drogą do
życia wiecznego. Bylebyśmy tylko się naprawdę Jezusa trzymali.
Otóż,
Jezus stanął przy grobie Łazarza, a wkrótce sam miał znaleźć
się w grobie. W jednym i drugim przypadku objawia początkowo swoją
słabość, ale jest to słabość kogoś kochającego, który swoją
potęgę chce objawiać tylko poprzez miłość. Nad grobem Łazarza
Jezus zapłakał. Dlaczego zapłakał, skoro za chwilę miał
przecież wskrzesić pogrzebanego w tym grobie? Otóż, Jezus wtedy
nie nad Łazarzem płakał, ale nad ludzką śmiercią. Płakał nad
tym, że porzucając Boga odeszliśmy od Źródła życia i
sprowadziliśmy na siebie śmierć. A przez wskrzeszenie Łazarza
Jezus chciał nas przekonać, że przyszedł do nas z potęgą mającą
moc zwyciężyć potęgę zła i śmierci. Potęga zła i śmierci
wydawała się niezwyciężona i wciąż niektórzy ją za taką
uważają. Ale Jezus przyszedł do nas z potęgą jeszcze
większą.
Mianowicie
przyszedł z potęgą miłości. Potężny swoją miłością do
swego Ojca i do nas nie tylko przeszedł przez ziemię dobrze
czyniąc. Potrafił tę potężną swoją miłość zachować w sobie
nawet podczas męki krzyżowej. Do jakiego stopnia potęga Jego
miłości przekracza wszelkie nasze wyobrażenia, okazało się w
Jego grobie: chociaż ukrzyżowany, zabity i pogrzebany, trzeciego
dnia zmartwychwstał! Zauważmy, że zarówno przy grobie Łazarza,
jak w swojej własnej śmierci Jezus najpierw objawia swoją słabość,
słabość kogoś kochającego. Ostatecznie jednak w jednym i w
drugim przypadku objawia nieskończoną potęgę swojej miłości.
Czy my dzisiaj zechcemy otworzyć się na tę prawdę o słabości
Jezusa oraz potędze Jego miłości? Marta powiedziała do Jezusa:
„Panie, gdybyś tu był, nie umarłby brat mój!” My wierzymy w
Jezusa razem z Martą. Wierzymy, że Jezus nawet naszą śmierć chce
przenikać swoją kochającą obecnością. Słowa Marty odnosimy
przede wszystkim do śmierci duchowej, śmierci straszniejszej niż
śmierć ciała, bo oddzielającej nas od Boga. Straszna to rzecz,
jeśli człowiek zniszczy w sobie zarodek życia wiecznego i zamknie
się całkowicie w życiu doczesnym. Gdyby człowiek trzymał się
Jezusa, nigdy by się to nie stało. „Panie, gdybyś tu był, nie
umarłby brat mój”.
Na
szczęście Jezus i kocha nas i jest wszechmocny. Ten, który
wskrzesił już rozkładającego się Łazarza, z pewnością ma moc
wskrzesić nawet tych. którzy pomarli duchowo. Obyśmy tylko
zechcieli szukać Go naszą wiarą jako Kogoś Żywego i Kochającego.
Obyśmy tylko uwierzyli, że Sakrament Pokuty jest czymś
nieskończenie więcej niż czcigodnym obrzędem. Kiedy przystępujemy
do tego sakramentu, sam Jezus dotyka nas z miłością, i choćby
nawet człowiek był duchowo umarły, żyć będzie. Przecież my
wierzymy, że Jezus jest Synem Bożym i naszym Zbawicielem, toteż
prawdę mówią Jego słowa: „Komu odpuścicie grzechy, są im
odpuszczone, a komu zatrzymacie, są im zatrzymane”.
Z
opisu wskrzeszenia Łazarza wynika ponadto, jak ważna jest modlitwa
wstawiennicza. Trudno żeby nieboszczyk prosił Jezusa o
wskrzeszenie, umarły jest przecież umarłym. Do ciężko chorego
brata wezwały Jezusa jego siostry. Marta i Maria. One też
przyprowadziły Go nad jego grób. Podobnie jest z człowiekiem
umarłym duchowo. Sam z siebie jest on niezdolny do tego. żeby
zaprosić Jezusa do siebie i błagać Go o cud duchowego
wskrzeszenia. Jezusa muszą do niego zaprosić inni, przez swoją
wytrwałą modlitwę wstawienniczą. Bracia i Siostry! Nie
zapominajcie modlić się za siebie wzajemnie. Módlmy się zwłaszcza
za tych naszych bliskich i znajomych, którzy żyją tak jakby ten
świat nie był Boży i jakby życie człowieka miało się kończyć
na tej ziemi.
Zauważmy
jeszcze pouczenie dzisiejszej Ewangelii na temat tej śmierci, która
kończy naszą doczesną pielgrzymkę. Wszechmocna miłość Jezusa
nie usuwa z dróg naszego życia ani cierpienia ani śmierci. Na
pewno Jezus lepiej od nas wie. co jest dla nas lepsze i próbujmy Mu
zaufać. Ale miłość Jezusa do nas jest naprawdę wszechmocna,
dlatego prośmy Go serdecznie, aby zechciał tą swoją miłością
przenikać zarówno nasze cierpienia jak naszą śmierć. Otwórzmy
się tak szeroko, jak tylko to potrafimy, na słowa, jakie Jezus
wypowiedział do Marty: „Ja jestem zmartwychwstanie i życie.
Każdy, kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie”. Swoją
śmiercią i zmartwychwstaniem Jezus udowodnił, że to nie były
puste słowa. Tak jest naprawdę: Kto w Niego wierzy, choćby i
umarł, żyć będzie.
Bracia
i Siostry! W tym czasie Wielkiego Postu mieliśmy okazję ku temu, by
zwrócić uwagę na to, co w naszej drodze duchowej jest absolutnie
najważniejsze. Ożywiajmy naszą wiarą tak, żebyśmy byli
ludźmi prawdziwie wierzącymi, a nie ludźmi udającymi wierzących.
Pan Jezus, Syn Boży i nasz Zbawiciel, niech się stanic dla nas kimś
naprawdę bliskim i kochanym. Miłość Boga i bliźniego niech
będzie pierwszą wytyczną naszego życia i często sprawdzajmy
siebie, czy naprawdę tak jest i czy do naszej miłości nie wkradło
się coś nieautentycznego. Wielką wagę przywiązujmy do
modlitwy. Odkrywajmy coraz to na nowo wartość coniedzielnej Mszy
Świętej: przecież tutaj mamy możność dosłownie zanurzenia się
w tej miłości, jaka została nam okazana na Górze Kalwarii. Niech
sakramenty święte staną się dla nas prawdziwie źródłami mocy
Bożej.
Oby
dobry Bóg rozlał na nas hojnie łaskę nawrócenia. Oby Święta
Wielkanocne zastały nas jako prawdziwych przyjaciół Bożych. I
módlmy się za siebie wzajemnie. Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz