lutego 15, 2018

Rozważania wielkopostne - Bóg daje nam kolejną szansę


Słowo Boże na dziś 

Czwartek po Środzie Popielcowej 


"Kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa" 

Łk 9, 22-25
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie”. Potem mówił do wszystkich: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa. Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie?”

Refleksja nad Słowem Bożym

 

Przedstawiona dzisiaj w Księdze Powtórzonego Prawa zasada wydaje się być bardzo jasna, klarowna, jednoznaczna; jest ona zresztą przypomnieniem słów Boga, skierowanych do swojego Narodu w chwili zawierania z nim przymierza na Górze Synaj. Po wyjściu Izraelitów z Egiptu, z domu niewoli, Bóg zawiera ze swoim Narodem przymierze: “Będę wam Bogiem, kiedy wy zechcecie być Moim Narodem”, jeżeli zechcecie być posłuszni Moim przykazaniom; jeżeli pozwolicie się prowadzić – “Będę wam Bogiem”, będę was prowadził bezpiecznie, będę was chronił. I Mojżesz przypomina tę zasadę: Jeżeli pójdziecie za Bogiem, jeżeli będziecie się wsłuchiwać w głos Boga, i jeżeli będziecie słuchać Jego prawd, jeżeli będziecie szli Jego drogami, On będzie wam błogosławił. Natomiast, jeżeli odejdziecie od Boga, jeżeli uczynicie sobie bogów innych, jeżeli innym bogom będziecie służyć, to błogosławieństwo odstąpi od was.
Zasada prosta. Wydaje się, że aż za prosta. Gdybyśmy ją traktowali w kategoriach takiego powiedzenia: “Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”, faktycznie mogłaby się wydawać za prosta. Bo przecież nie chodzi tylko o to, że Bóg da człowiekowi tyle, ile człowiek da Bogu. Bóg daje człowiekowi zawsze więcej. Ale chodzi tutaj o to, że jeżeli ja chcę być człowiekiem idącym drogami Boga, jeżeli chcę w Bogu odnajdywać swoją własną godność, jeżeli w Bogu pragnę odnajdywać prawdę dla samego siebie, i tę, którą On niesie w sobie dla mnie, jeżeli uwierzę, że On jest moim Ojcem, jeżeli Mu zaufam, jeżeli uwierzę, że On pragnie mojego szczęścia, mojego dobra, to także wierzę w to, że przygotował dla mnie bardzo konkretny czas i konkretne miejsce, i pragnie abym się w tym konkretnym czasie i konkretnym miejscu, w bardzo konkretny sposób zrealizował. I wtedy niesie ze sobą sam Bóg obietnicę błogosławieństwa. Natomiast jeżeli ja nie chcę iść za Bogiem, wybieram własne drogi, to nie na zasadzie jakiejś kary, ale na zasadzie zostawienia siebie samego, na miarę swoich możliwości, swoich sił, na miarę możliwości i sił bogów obcych, którzy nie mają mocy dać mi życia, którzy nie są w stanie obdarować mnie prawdziwym szczęściem.
Jednakże i to wydaje się być, mimo wszystko, takie zbyt proste. Bo popatrzmy: Oto uczeni w Piśmie, faryzeusze, arcykapłani, a więc ci, którzy autentycznie chcieli trwać przy Bogu. Faryzeusze są potomkami tych, którzy zostali pobudzeni przez Boga do walki o wierność Bogu w czasach Machabeuszy, kiedy trzeba było stanąć do walki o oczyszczenie świątyni, i trzeba było wtedy jednoznacznie opowiedzieć się za Bogiem lub przeciw Bogu – oni się wtedy za Bogiem opowiedzieli, jakby uczynili tę wierność Bogu celem swojego życia. I uczeni w Piśmie, którzy badają słowo Boże, którzy chcą być wiernymi Bogu. I wreszcie starszyzna żydowska, ci, którzy są odpowiedzialni za Naród, którzy mają świadomość historii tego Narodu, którzy dobrze wiedzą, że gdy ten Naród odchodzi od Boga, popada we wszelkiego rodzaju, nieszczęścia, niedole. I właśnie ci, starsi, uczeni w Piśmie, faryzeusze nie przyjmują Tego, którego Bóg posyła; nie przyjmują Bożego Syna. Wydaje się, że w tym momencie ta zasada staje się niewystarczająca, a może nie potrafią jej do końca zrozumieć ci, którzy Jezusa nie przyjmują.
Myślę, że jest to także problemem nas. Wczoraj, we środę popielcową, nasze kościoły wypełniły się po brzegi. Tak wielu ludzi przyszło, i bardzo dobrze że przyszło. Chcieliśmy być w tym dniu w naszych świątyniach, ale na tej jakby zasadzie (wielu z nas), że oto chcemy coś Bogu oddać, coś Bogu dać, żeby coś od Boga zyskać – jakieś zabezpieczenie. W tym kontekście oraz w świetle dzisiejszej Ewangelii możemy zobaczyć, iż ta zasada ze Starego Testamentu (dla niektórych tak trochę uproszczona – “Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”), jest zasadą niewystarczającą. Trzeba bowiem rozpoznać – i to może jest najważniejsze – w Jezusie Chrystusie Mesjasza, Zbawiciela, i pójść za Nim.
Ale to pójście za Jezusem ma bardzo konkretny wymiar. Bo to pójście za Jezusem zakłada nie tylko takie jakieś rytualne, formalne, czasami chciałoby się wprost powiedzieć: takie magiczne trwanie przy Bogu, ale to pójście za Jezusem Chrystusem oznacza zmianę mojego życia; oznacza to, o czym mówi św. Paweł: “już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus”; to pójście za Chrystusem oznacza właśnie zaparcie się samego siebie. Bo popatrzmy, co czyni Chrystus. On, chcąc być wiernym Bogu, chcąc być wiernym człowiekowi, rezygnuje z samego siebie. To nie jest jakaś rytualna ofiara. To nie jest jedynie baranek, którego składa kapłan w ofierze w świątyni. To nie są tylko jakieś przepisy, które Jezus wykonuje, których przestrzega. To nie wystarczy! Jezus sam siebie daje w ofierze. Oddaje swoje życie. Wydaje siebie do końca. Umiera dla siebie, by dać nam przez to życie wieczne, by dać świadectwo Bogu, który jest Miłością, by dać świadectwo prawdzie, prawdzie o człowieku, o jego godności. Tak więc być wiernym Bogu, wypełnić to zobowiązanie, do którego zaprasza nas także dzisiaj Mojżesz, to znaczy pójść za Chrystusem, umierając dla siebie.
Co to znaczy umierać dla siebie? To znaczy: każdego dnia chcieć rezygnować nie z siebie jako człowieka (z naszego człowieczeństwa nigdy nam zrezygnować nie wolno), ale umieć rezygnować jedynie w własnych planów, z własnych koncepcji na życie, z własnych poszukiwań, i umieć patrzeć oczyma Boga na drugiego człowieka i, tak jak Bóg, poszukiwać drugiego człowieka, zacząć się liczyć z drugim człowiekiem, zacząć szanować drugiego człowieka, patrzeć na niego ewangelicznie. Trzeba jednak mieć świadomość, że takie życie prowadzi na krzyż, że takie życie nie jest proste. Owszem, Pan udziela swojego błogosławieństwa, jak udzielał błogosławieństwa swojemu Synowi, który “przeszedł przez ziemię w mocy Ducha Świętego”, ale Jego życie ziemskie kończy się krzyżem, cierpieniem, trudem, wydaniem samego siebie. To jest pascha. To jest to przejście ze śmierci do życia. I wtedy dopiero jest zmartwychwstanie, czas zwycięstwa nad grzechem, nad słabością, i nad sprawcą grzechu – szatanem. AMEN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger