Dzisiejszy
człowiek wciąż się spieszy. Biegnie, zadyszany, załatany,
obładowany pakunkami kłopotów, zmartwień, spraw do załatwienia,
rachunków, kalkulacji, przeliczeń. Biegnie nie wiadomo dokąd.
Mierzy czas zarobionymi pieniędzmi, pracą, rozrywkami, okruchami
szczęścia. Nie ma czasu zadziwić się pięknem świata, zastanowić
się nad sensem swojego życia.
Dzisiejszy
człowiek nie potrafi się uciszyć, wejść do swojego wnętrza, by
zrozumieć siebie i otaczający go świat. Dzisiejszy człowiek
zalewany potokiem informacji, ciekawostek, słów, przemówień,
dyskusji — nie potrafi spojrzeć krytycznie, wyrażać to, co
prawdziwe i najważniejsze... Jak trudno jest mu powtórzyć za
apostołami: „Panie, dobrze nam tu być” (Mk 9,5). A jednak...
Gdy
apostołowie weszli na Górę Tabor ze swoim Mistrzem, doznali
zachwytu i radości. Rozpoczęły się dla nich rekolekcje.
Chrystus przemienił się wobec uczniów, aby im pokazać, Kim jest
oraz czego będą mogli z Nim dokonać. Przemiana wewnętrzna
człowieka to nic innego, jak ciągła stanowcza rezygnacja z
tego, do czego się przyzwyczaił, co stało się niejako jego
„ojczyzną”. Tak jak dla Abrahama perspektywa rezygnacji z
ojczyzny i domu swojego ojca nie była łatwa do przyjęcia. Taka
trudna droga wymaga bowiem podjęcia wysiłku, zostawienia niedobrych
przyzwyczajeń i nałogów. Bo może twoją „ojczyzną” jest
egoizm i niekontrolowane działania, które krzywdzą bliźniego. Być
może. są to niewłaściwe wybory, niechęć, by stać się lepszym.
To jest to wszystko, co ci przeszkadza w osiągnięciu „ziemi
obiecanej”. A cena „ziemi obiecanej”, do której Bóg wezwał
Abrahama i wzywa ciebie, jest wielka.
I
weszli na Górę Tabor. Góry uczą kochać Boga, ludzi, świat.
„Kiedy człowiek idzie zdobywać góry, powinien zapomnieć o
kretowisku, zostawić to, co w dole” — tak powiedział zdobywca
Mont Everestu — Tenzing. Góry uczą poznawać Boga i człowieka, a
przede wszystkim siebie. Są zwierciadłem. Niejednemu góry
zgotowały „rekolekcje”, z praktyczną lekcją pokory.
„Mistrzu, dobrze nam tu być” — doznali olśnienia i zachwytu —
gdy modląc się, przemienił się wobec nich. Chrystus na bolesnej
modlitwie bezpośrednio przygotowywał się do męki krzyża i
śmierci na Golgocie.
Drodzy
bracia i siostry! Nieraz zastanawiamy się nad tym, dlaczego
nasze życie religijne jest takie blade, anemiczne, tak mało owocne;
dlaczego nasze serca są takie letnie. A przecież takie jest nasze
życie religijne i taka jest temperatura naszego serca, jaka
jest nasza modlitwa. Chcę wam powiedzieć parę słów o modlitwie.
Bo nie ma prawdziwego życia religijnego bez modlitwy. O tyle
przemienimy nasze serca, o ile je napromieniujemy Bogiem na
modlitwie. A modlić się można wszędzie. Nie tylko w miejscach
specjalnie do tego przeznaczonych — w kościele czy kaplicy,
klęcząc pod krzyżem w skupieniu i ciszy. Także w czasie
pracy, w kolejce, w autobusie, w gwarze codzienności, w nerwowej
atmosferze pośpiechu, wśród ludzkiego mrowia. Także w
chwilach odprężenia i rozrywki, na wycieczce, wtedy gdy się
śmiejemy, gdy jest nam smutno, gdy czujemy się samotni, opuszczeni,
nikomu niepotrzebni czy wręcz uciążliwi.
Modlić
się to być z Bogiem — być z Bogiem zawsze. Nie znaczy to wcale,
że bez przerwy mamy myśleć tylko o Panu Bogu. Myślmy o ludziach,
o polityce, o sztuce, o teatrze czy bilecie kolejowym. Ale
myśląc o tym wszystkim - całym bogactwie naszego życia
codziennego — łączmy się z Bogiem. Nie zapominajmy o Nim, nie
zamykajmy się przed Nim, ale bądźmy otwarci, gotowi, ufni i
spokojni — pozwólmy Bogu być z nami i przemieniać nasze
serca. W modlitwie znajdujemy pociechę. Odbierz człowiekowi
modlitwę, wiarę, a wtrącisz go w rozpacz. Cóż go bowiem
podtrzymuje w chwili nędzy i cierpień, jeśli nie wiara w Boże
miłosierdzie. Pozbaw człowieka chorego modlitwy, krzyża w pokoju
czy sali szpitalnej, a cóż mu pozostanie? Lekarz nie zna już
niekiedy innych środków uzdrowienia. Cierpienie i ból wzmagają
się z dnia na dzień. Jedno spojrzenie na Ukrzyżowanego, jedno
westchnienie i akt oddania się, a chory doznaje ulgi. Odbierz matce
pociechę po stracie ukochanego dziecka, a strącisz ją w
beznadziejną ciemność.
Modlitwa
jest źródłem siły. Ciało, jeśli ma być zdrowe — potrzebuje
światła i ciepła słonecznego. Dla duszy tym ożywczym światłem
jest modlitwa. Ona ją podnosi ku Bogu, oczyszcza i ogrzewa.
Rozumiał to św. Augustyn, gdy mówił: „Kto potrafi się
dobrze modlić, ten potrafi dobrze żyć... Kto zaniedbuje modlitwę,
rozpoczyna życie grzeszne”. Modlitwa jest nam szczególnie
potrzebna wśród utrapień doczesnych: cielesnych i materialnych.
Może dziś cierpienie i smutek ściska twoje serce, a ty poddajesz
się rozpaczy — zamiast się modlić. Musimy nauczyć się od
Chrystusa cierpieć z modlitwą na ustach — tak jak w Ogrodzie
Oliwnym — „Ojcze jeśli możliwe, oddal ode Mnie ten
kielich” (Mt 26,39). A jeżeli nam się zdaje, że już więcej nie
wytrzymamy — skarżmy się Bogu — ale na modlitwie.
Często
mówimy: nie umiem się modlić. Dlaczego? Bo mamy za małą wiarę —
dzisiejszy człowiek nie wierzy Panu Bogu. Przede wszystkim wierzy
sobie, wierzy układom społecznym, których często nie akceptuje —
ale nie wierzy, nie ufa Panu Bogu. Jaki jest sprawdzian dobrej
modlitwy? Bardzo prosty — jeżeli chcesz się przekonać, czy
się dobrze modlisz, zobacz, czy przez swoją modlitwę się
przemieniasz. Czy zmienia się twoje życie? Czy zmieniasz się tak,
aby żyć w zgodzie z wolą Bożą? Popatrz, jak modlili się święci.
Oni też mieli trudności na modlitwie, nie przeżywali stanów
ekstatycznych uniesień czy wzruszeń. Choćby św. Wincenty a
Paulo — Ojciec Ubogich — miał kiedyś taki kryzys, że nie mógł
się modlić w ogóle. Wszył sobie w sutannę tekst „Wierzę w
Boga” i dotykał go. To była jego modlitwa w chwili próby.
Ktoś
tak powiedział: „Znowu odejdę od was, odwrócę oczy, żeby was
zachować. Złożę ręce, aby w nich zbudować dla was
schronienie. Opuszczę was na chwilę, aby was nie opuścić na
zawsze — jak wieczorem odchodzi światło, aby odpoczęły
pracowite oczy i znowu mogły służyć ziemi”. W modlitwie stajesz
się księgą, której dotykają dobre oczy Ojca. W modlitwie stajesz się księgą zapisaną. Ale zapisać tę księgę — możesz
tylko ty sam!
Postawiono
nam swego czasu zarzut: czy w czasach trudnych i wśród wydarzeń
tragicznych, jakie przeżywaliśmy przed kilku laty i przecież wciąż
przeżywamy — czy rzeczywiście modliliśmy się autentyczną
rodzinną modlitwą — tak jak modli się rodzina wtedy, gdy w jej
domu jest ciężko chore dziecko. Oni są chorzy. To są chore dzieci
rodziny polskiej, rodziny katolickiej . Czy w tej modlitwie nie
było jakiejś dumy, satysfakcji, wyższości? A modlitwa tak bardzo
chce być pokorną, prawdziwą — tak bardzo chce się modlić za
chore dzieci — nawet jeżeli te dzieci są straszne w swojej
chorobie. Ona za nie chce się modlić, za chore dzieci swojego
domu! Modlitwa, która jest narzędziem życia, narzędziem pracy,
narzędziem wychowania, narzędziem, którym również buduje się
przyszłość.
Nie
bójmy się modlić. Bracie i siostro! Nie bój się modlić. Weź do
ręki Pismo Święte i czytaj albo poproś, niech ktoś z bliskich ci
przeczyta chociaż krótki fragment. To Bóg mówi do ciebie. Modlisz
się wtedy. Nie bój się modlić. Uklęknij, spójrz na
tabernakulum, w którym jest Ciało Pańskie — mów do Pana Jezusa
i adoruj Go! Patrz na Jezusa! Patrz na Twojego Boskiego
Przyjaciela, a twoje życie się zmieni, twoje serce się rozpromieni
— twoje serce się rozgrzeje. Bo to jest źródło, to jest siła
niespożyta dla ogrzania naszych serc. Nie bój się modlić —
czyli przemieniać swoje życie. Nie myśl o sobie na modlitwie. Myśl
o Bogu! A jeśli Pan cię dotknie swą łaską i poczujesz płomień
szczęścia — dziękuj Mu za ten dar. Nie myśl o tym, co czujesz,
myśl o tym, że mówisz do Pana, który cię kocha. Nie bądź
smutny. Jesteś otoczony miłością Boga, który chce przemienić
twoje życie — ale to zależy od Ciebie. Jeżeli swoje serce
otworzysz przed Panem. Jeżeli pozwolisz na to serce patrzeć
Chrystusowi. Jeżeli to serce zagrzejesz przy tej Nieskończonej
Miłości — to twoje serce nie będzie już letnie.
Pomyśl
o tym w czasie tego Wielkiego Postu. Uczyńmy na ten czas — czas
przemiany naszych serc, czas powrotu do Boga — uczyńmy ze swoich
mieszkań, ze swoich domów, z sanatorium, domu opieki czy szpitala —
miejsca modlitwy. I
módlmy
się za siebie, módlmy się za braci, za nasze rodziny, za trudne
sprawy naszej ojczyzny. Adorujmy Chrystusa ukrzyżowanego —
rozpamiętujmy Jego mękę w Gorzkich Żalach, idźmy z Nim Jego
Krzyżową Drogą — módlmy się gorąco — uczyńmy modlitwą
nasze pragnienia i tęsknoty! Anna Kamieńska modliła się kiedyś:
„Naucz mnie modlitwy, która jest tęsknotą i o nic nie prosi”.
Przyjść do Jezusa i patrzeć na Niego, i pozwolić, by On patrzył
na nas. Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz