lutego 23, 2018

2. Niedziela Wielkiego Postu, Rok B - Potrzeba modlitwy

Dzisiejszy człowiek wciąż się spieszy. Biegnie, zadyszany, załatany, obładowany pakunkami kłopotów, zmartwień, spraw do załatwienia, rachunków, kalkulacji, przeliczeń. Biegnie nie wiadomo dokąd. Mierzy czas zarobionymi pieniędzmi, pracą, rozrywkami, okruchami szczęścia. Nie ma czasu zadziwić się pięknem świata, zastanowić się nad sensem swojego życia.
Dzisiejszy człowiek nie potrafi się uciszyć, wejść do swojego wnętrza, by zrozumieć siebie i otaczający go świat. Dzisiejszy człowiek zalewany potokiem informacji, ciekawostek, słów, przemówień, dyskusji — nie potrafi spojrzeć krytycznie, wyrażać to, co prawdziwe i najważniejsze... Jak trudno jest mu powtórzyć za apostołami: „Panie, dobrze nam tu być” (Mk 9,5). A jednak...
Gdy apostołowie weszli na Górę Tabor ze swoim Mistrzem, doznali za­chwytu i radości. Rozpoczęły się dla nich rekolekcje. Chrystus przemienił się wobec uczniów, aby im pokazać, Kim jest oraz czego będą mogli z Nim dokonać. Przemiana wewnętrzna człowieka to nic innego, jak ciągła stano­wcza rezygnacja z tego, do czego się przyzwyczaił, co stało się niejako jego „ojczyzną”. Tak jak dla Abrahama perspektywa rezygnacji z ojczyzny i domu swojego ojca nie była łatwa do przyjęcia. Taka trudna droga wymaga bowiem podjęcia wysiłku, zostawienia niedobrych przyzwyczajeń i nało­gów. Bo może twoją „ojczyzną” jest egoizm i niekontrolowane działania, które krzywdzą bliźniego. Być może. są to niewłaściwe wybory, niechęć, by stać się lepszym. To jest to wszystko, co ci przeszkadza w osiągnięciu „ziemi obiecanej”. A cena „ziemi obiecanej”, do której Bóg wezwał Abrahama i wzywa ciebie, jest wielka.
I weszli na Górę Tabor. Góry uczą kochać Boga, ludzi, świat. „Kiedy człowiek idzie zdobywać góry, powinien zapomnieć o kretowisku, zostawić to, co w dole” — tak powiedział zdobywca Mont Everestu — Tenzing. Góry uczą poznawać Boga i człowieka, a przede wszystkim siebie. Są zwierciadłem. Niejednemu góry zgotowały „rekolekcje”, z praktyczną lek­cją pokory. „Mistrzu, dobrze nam tu być” — doznali olśnienia i zachwytu — gdy modląc się, przemienił się wobec nich. Chrystus na bolesnej modli­twie bezpośrednio przygotowywał się do męki krzyża i śmierci na Golgocie.
Drodzy bracia i siostry! Nieraz zastanawiamy się nad tym, dla­czego nasze życie religijne jest takie blade, anemiczne, tak mało owocne; dlaczego nasze serca są takie letnie. A przecież takie jest nasze życie religij­ne i taka jest temperatura naszego serca, jaka jest nasza modlitwa. Chcę wam powiedzieć parę słów o modlitwie. Bo nie ma prawdziwego życia religijnego bez modlitwy. O tyle przemienimy nasze ser­ca, o ile je napromieniujemy Bogiem na modlitwie. A modlić się można wszędzie. Nie tylko w miejscach specjalnie do tego przeznaczonych — w kościele czy kaplicy, klęcząc pod krzyżem w skupieniu i ciszy. Także w cza­sie pracy, w kolejce, w autobusie, w gwarze codzienności, w nerwowej at­mosferze pośpiechu, wśród ludzkiego mrowia. Także w chwilach odpręże­nia i rozrywki, na wycieczce, wtedy gdy się śmiejemy, gdy jest nam smutno, gdy czujemy się samotni, opuszczeni, nikomu niepotrzebni czy wręcz ucią­żliwi.
Modlić się to być z Bogiem — być z Bogiem zawsze. Nie znaczy to wcale, że bez przerwy mamy myśleć tylko o Panu Bogu. Myślmy o ludziach, o po­lityce, o sztuce, o teatrze czy bilecie kolejowym. Ale myśląc o tym wszyst­kim - całym bogactwie naszego życia codziennego — łączmy się z Bogiem. Nie zapominajmy o Nim, nie zamykajmy się przed Nim, ale bądźmy otwar­ci, gotowi, ufni i spokojni — pozwólmy Bogu być z nami i przemieniać na­sze serca. W modlitwie znajdujemy pociechę. Odbierz człowiekowi modli­twę, wiarę, a wtrącisz go w rozpacz. Cóż go bowiem podtrzymuje w chwili nędzy i cierpień, jeśli nie wiara w Boże miłosierdzie. Pozbaw człowieka chorego modlitwy, krzyża w pokoju czy sali szpitalnej, a cóż mu pozosta­nie? Lekarz nie zna już niekiedy innych środków uzdrowienia. Cierpienie i ból wzmagają się z dnia na dzień. Jedno spojrzenie na Ukrzyżowanego, je­dno westchnienie i akt oddania się, a chory doznaje ulgi. Odbierz matce po­ciechę po stracie ukochanego dziecka, a strącisz ją w beznadziejną ciem­ność.
Modlitwa jest źródłem siły. Ciało, jeśli ma być zdrowe — potrzebuje światła i ciepła słonecznego. Dla duszy tym ożywczym światłem jest modli­twa. Ona ją podnosi ku Bogu, oczyszcza i ogrzewa. Rozumiał to św. Augu­styn, gdy mówił: „Kto potrafi się dobrze modlić, ten potrafi dobrze żyć... Kto zaniedbuje modlitwę, rozpoczyna życie grzeszne”. Modlitwa jest nam szczególnie potrzebna wśród utrapień doczesnych: cielesnych i material­nych. Może dziś cierpienie i smutek ściska twoje serce, a ty poddajesz się rozpaczy — zamiast się modlić. Musimy nauczyć się od Chrystusa cierpieć z modlitwą na ustach — tak jak w Ogrodzie Oliwnym — „Ojcze jeśli możli­we, oddal ode Mnie ten kielich” (Mt 26,39). A jeżeli nam się zdaje, że już więcej nie wytrzymamy — skarżmy się Bogu — ale na modlitwie.
Często mówimy: nie umiem się modlić. Dlaczego? Bo mamy za małą wiarę — dzisiejszy człowiek nie wierzy Panu Bogu. Przede wszystkim wie­rzy sobie, wierzy układom społecznym, których często nie akceptuje — ale nie wierzy, nie ufa Panu Bogu. Jaki jest sprawdzian dobrej modlitwy? Bar­dzo prosty — jeżeli chcesz się przekonać, czy się dobrze modlisz, zobacz, czy przez swoją modlitwę się przemieniasz. Czy zmienia się twoje życie? Czy zmieniasz się tak, aby żyć w zgodzie z wolą Bożą? Popatrz, jak modlili się święci. Oni też mieli trudności na modlitwie, nie przeżywali stanów ek­statycznych uniesień czy wzruszeń. Choćby św. Wincenty a Paulo — Ojciec Ubogich — miał kiedyś taki kryzys, że nie mógł się modlić w ogóle. Wszył sobie w sutannę tekst „Wierzę w Boga” i dotykał go. To była jego modlitwa w chwili próby.
Ktoś tak powiedział: „Znowu odejdę od was, odwrócę oczy, żeby was za­chować. Złożę ręce, aby w nich zbudować dla was schronienie. Opuszczę was na chwilę, aby was nie opuścić na zawsze — jak wieczorem odchodzi światło, aby odpoczęły pracowite oczy i znowu mogły służyć ziemi”. W modlitwie stajesz się księgą, której dotykają dobre oczy Ojca. W modlitwie stajesz się księgą zapisaną. Ale zapisać tę księgę — możesz tylko ty sam!
Postawiono nam swego czasu zarzut: czy w czasach trudnych i wśród wydarzeń tragicznych, jakie przeżywaliśmy przed kilku laty i przecież wciąż przeżywamy — czy rzeczywiście modliliśmy się autentyczną rodzinną modlitwą — tak jak modli się rodzina wtedy, gdy w jej domu jest ciężko chore dziecko. Oni są chorzy. To są chore dzieci rodziny polskiej, rodziny katoli­ckiej . Czy w tej modlitwie nie było jakiejś dumy, satysfakcji, wyższości? A modlitwa tak bardzo chce być pokorną, prawdziwą — tak bardzo chce się modlić za chore dzieci — nawet jeżeli te dzieci są straszne w swojej choro­bie. Ona za nie chce się modlić, za chore dzieci swojego domu! Modlitwa, która jest narzędziem życia, narzędziem pracy, narzędziem wychowania, narzędziem, którym również buduje się przyszłość.
Nie bójmy się modlić. Bracie i siostro! Nie bój się modlić. Weź do ręki Pismo Święte i czytaj albo poproś, niech ktoś z bliskich ci przeczyta chociaż krótki fragment. To Bóg mówi do ciebie. Modlisz się wtedy. Nie bój się mo­dlić. Uklęknij, spójrz na tabernakulum, w którym jest Ciało Pańskie — mów do Pana Jezusa i adoruj Go! Patrz na Jezusa! Patrz na Twojego Bos­kiego Przyjaciela, a twoje życie się zmieni, twoje serce się rozpromieni — twoje serce się rozgrzeje. Bo to jest źródło, to jest siła niespożyta dla ogrza­nia naszych serc. Nie bój się modlić — czyli przemieniać swoje życie. Nie myśl o sobie na modlitwie. Myśl o Bogu! A jeśli Pan cię dotknie swą łaską i poczujesz płomień szczęścia — dziękuj Mu za ten dar. Nie myśl o tym, co czujesz, myśl o tym, że mówisz do Pana, który cię kocha. Nie bądź smutny. Jesteś otoczony miłością Boga, który chce przemienić twoje życie — ale to zależy od Ciebie. Jeżeli swoje serce otworzysz przed Panem. Jeżeli pozwo­lisz na to serce patrzeć Chrystusowi. Jeżeli to serce zagrzejesz przy tej Nie­skończonej Miłości — to twoje serce nie będzie już letnie.
Pomyśl o tym w czasie tego Wielkiego Postu. Uczyńmy na ten czas — czas przemiany naszych serc, czas powrotu do Boga — uczyńmy ze swoich mieszkań, ze swoich domów, z sanatorium, domu opieki czy szpitala — miejsca modlitwy. I módlmy się za siebie, módlmy się za braci, za nasze rodziny, za trudne sprawy naszej ojczyzny. Adorujmy Chrystusa ukrzyżowanego — rozpamiętujmy Jego mękę w Gorzkich Żalach, idźmy z Nim Jego Krzyżo­wą Drogą — módlmy się gorąco — uczyńmy modlitwą nasze pragnienia i tęsknoty! Anna Kamieńska modliła się kiedyś: „Naucz mnie modlitwy, która jest tęsknotą i o nic nie prosi”. Przyjść do Jezusa i patrzeć na Niego, i pozwolić, by On patrzył na nas. Amen.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger