Siódmy
dzień oktawy Bożego Narodzenia
„Na
początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo.
Wszystko przez nie się stało i bez niego nic się nie stało”. (J
1,1)
Myśląc
dzisiaj wraz ze św. Janem o ostatniej godzinie skracamy perspektywę.
Jan mówi o ostatniej godzinie historii świata. Jest ona tak długa
jak cała epoka, bo zaczęła się już za życia świętego Jana,
trwa obecnie, i końca jej nie widać. Nasze myśli o ostatniej
godzinie nie mają tak rozległych wymiarów, bo my myślimy po
prostu o ostatniej godzinie kończącego się roku kalendarzowego. Co
prawda, w tak rozumianej godzinie wielu nie jest zdolnych do
myślenia z powodu zawrotów głowy, rozkręcanych przez tańce i
kielichy szampana, dlatego na myślenie trzeba wykorzystać naszą
obecność na Mszy świętej.
Mimo
różnic, nasze myślenie o ostatniej godzinie na pewnym odcinku
biegnie równolegle do myślenia św. Jana. Na wspólnej drodze
myślenia towarzyszy nam – pesymizm. Kiedy Jan rozpoznaje ostatnią
godzinę po tym, że pojawiło się wielu antychrystów, my również
konstatujemy, że czas między pierwszą i ostatnią godziną
kończącego się roku wypełniony był sukcesami niejednego
antychrysta. Kiedy dzisiaj dokonujemy bilansu i próbujemy
podliczyć nasze aktywa i pasywa, wydaje się nam, że ostateczny
rachunek wykazuje wielki deficyt dobra. Takie wyniki wychodzą nam w
rozliczeniach, które dokonujemy w różnych rubrykach: w życiu
społecznym, rodzinnym i osobistym... Kiedy próbujemy rozliczyć
Kościół z jego działalności duszpasterskiej w ciągu minionego
roku, to też nie możemy doszukać się specjalnych sukcesów,
szczególnie gdy rozpatrujemy je na tle ogromu zła i upodlenia
człowieka, ukazywanych nam z taką lubością w środkach masowego
przekazu.
Trzeba
jednak otrząsnąć się z tego pesymizmu. Jego źródło nie jest za
bardzo obiektywne. Powody do pesymizmu mniej tkwią w otaczającej
nas rzeczywistości, a bardziej w nas samych. Zło zwraca na siebie
uwagę jako odstępstwo od normy, do której jesteśmy
przyzwyczajeni. Gdy siedzimy nad czystą wodą o gładkiej
powierzchni, bo nie porusza nią najmniejszy wietrzyk, nie zwracamy
uwagi na piękno krystalicznej toni, odbijającej w sobie wszystkie
kształty i barwy ziemi i nieba. Kiedy jednak ponad powierzchnię
wody wyskoczy z pluskiem jakaś ryba, to patrzymy z ciekawością, aż
koliste fale dotrą do brzegu i znowu nastanie „płaska cisza”.
Przy
podsumowaniu naszych osobistych doznań również bardziej
pamiętamy o pasywach niż o aktywach. Prawie wszyscy myślimy w
ten sposób, że straty które ponosiliśmy i cierpienia, których
doznaliśmy, były zbyt wielkie; a szczęście, które było naszym
udziałem było zbyt małe, natomiast chwile szczęścia zbyt
krótkie.
Najlepszym
lekarstwem przeciw pesymizmowi, który ogarnia nas w ostatniej
godzinie roku jest Ewangelia o Początku. Słyszymy, jakby w
przeciwstawieniu do słów z Listu św. Jana: „Dzieci, jest już
ostatnia godzina”, pierwsze słowa jego Ewangelii: „Na początku
było Słowo...” Bez niego nic się nie stało. Również wszystkie
wydarzenia kończącego się roku nie dokonały się wbrew
Słowu. Jest w tym wielka tajemnica dziejów. Ludzie mają prawo
wyboru i tak często wypowiadają się przeciwko dobru, a więc
przeciwko woli Boga. Nic jednak woli Bożej nie może zniweczyć. Bóg
wypowiada swoje słowo na początku i na końcu. Bóg ma pierwsze i
ostatnie słowo. I to napawa otuchą tych, którzy Słowo przyjęli i
dzięki niemu stali się dziećmi Bożymi.
Ukochani Bracia i Siostry!
W
ostatnim dniu roku kalendarzowego, stajemy jakby w progu. Coś się
kończy w naszym życiu. Zamyka się kartka zapisana naszymi znakami.
W głębi duszy trzeba miniony tekst podpisać swoim imieniem i
złożyć w święte księgi życia. Minął wprawdzie ale
pozostał u Pana, aby świadczyć o nas, aby stać się dla nas
przyczynkiem chwały u Boga, albo też stroną niepokoju i świadkiem
małości człowieczej.
W
takiej chwili przypomni nam Kościół o słowie, które staje na
początku wielu wspaniałych, nawet największych wydarzeń
człowieczych i potem rośnie ziarnem, rodzącym plon.
U
początku planu zbawczego, Bóg położył Słowo Boże. Wspaniałe,
które stworzyło nową ziemię i niebo nowe. Nowe dzieje ludzi i
inne przeżycie dziejów z Bogiem. Ci, którzy Je przyjęli, stali
się dziećmi Bożymi. Ci, którzy Je
przyjmują,
stają się Jego własnością i domownikami nieba. To Słowo
wypełnione Bogiem, oświeciło wszystko i wypełniło całe dzieło.
Ale pomyślmy, jak to Słowo żyje i rośnie w wydarzeniach zupełnie
osobistych człowieka: w chwili Chrztu świętego stało się Słowo,
które wypełniło życie człowieka i przemieniło rodzinę w
dom Boga i w świątynię religijną. Potem następuje wypełnienie
życia, którego źródłem było słowo sakramentu. Słowo przyszło
w sakramencie przebaczenia: Ja ciebie rozgrzeszam... i stało
się pierwszym kamieniem nowej budowli i pierwszym krokiem w kierunku
zamierzonym przez Pana. Wypełnienie tego słowa decyduje o całym
toku wydarzeń, aż do spotkania w niebie.
Słowo
przyszło w sakramencie chrztu i bierzmowania, małżeństwa i
kapłaństwa, w ślubach składanych przed Bogiem, w przymierzu
powołania, każdego powołania.
Człowiek,
który swoimi zdaniami określił drogę, prawdę i życie samego
siebie, aby róść w zasiew Boży, którym będą żyli i karmili
się pielgrzymi ziemi, w drodze do domu Ojca...
Wspomnij
na słowo pierwsze. Na początek stronnicy tego roku...
Oto
jest chwila pytań o owoc słowa i o jego spełnienie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz