Piątek
III tydzień Adwentu
„On
był lampą, co płonie i świeci, wy zaś chcieliście na krótki
czas radować się jego światłem”. (J 5,35)
Coraz
krótsze dni i coraz dłuższe noce grudniowe pomagają nam zrozumieć
rzeczywistość Adwentu, czyli sytuację człowieka, który
jednocześnie pogrąża się w mroku, lecz bardzo liczy na przełom
w swoim życiu. Wtedy nastąpi zmiana kierunku marszu w głąb
ciemności i człowiek całą swoją istotę zwróci ku światłu. Na
razie trwa jeszcze adwentowa noc. Wsłuchiwanie się w ludzkie myśli
i spoglądanie w kierunku ludzkich dążeń, może doprowadzić do
niepokojącego wniosku, że ta noc jest coraz głębsza. Tym bardziej
ceni się w tym niebezpiecznym mroku każde światełko. Świecący
punkt już jest punktem orientacyjnym, tym bardziej jeśli świeci
tak mocno, że ukazuje jeszcze jakiś fragment drogi.
Dzisiaj
sam Chrystus wskazuje na takie światło, które ukazuje nam drogę
wśród adwentowej nocy. O Janie Chrzcicielu mówi: „On był lampą,
która płonie i świeci”. Chociaż słowa te były wypowiedziane
w czasie, kiedy były znane tylko lampki oliwne, to jednak
dopowiedzenie: „wy zaś chcielibyście na krótki czas radować się
jego światłem” pozwala nam w medytacji nad znaczeniem tego
światła, posłużyć się porównaniem do innych lamp i lampek.
Wśród
wielu świateł, które zapalają się na naszych ulicach po wczesnym
zapadnięciu zmroku, jest mnóstwo kolorowych lampek, które świecą
bardzo krótko, potem gasną i znowu się zapalają. Takie lampki
świecą również na naszych choinkach. Te światełka nie służą
do oświecenia, ani do wskazywania drogi, lecz tylko do zabawy.
Migotanie świateł przez dłuższy czas jest niezdrowe dla oczu,
natomiast igranie ze światłem, które oświeca każdego człowieka,
gdy na ten świat przychodzi, jest bardzo niebezpieczne. Takim
światłem był Jan, a przede wszystkim taką światłością jest
Chrystus. Lampa Jana została zgaszona dla zabawy. Podczas tańców w
pałacu Heroda głowa Jana była nagrodą nikczemnego króla za
taniec kapryśnej dziewczyny. To igranie ze światłem zakończyło
się tragicznie.
Zabawa
w migające światła odbywa się nie tylko w świecie neonowych
reklam i choinek. Urządza się takie zabawy i w świecie ludzkiego
poznania. Tutaj, prawda zamiast być źródłem światła, które
świeci zawsze i oświeca wszystko, zostaje zamieniona na feerię
migocących światełek. Wielu "luminarzy" współczesnej
kultury usiłuje przekonać rzesze, że światło nie służy do
wzrastania, rozwoju i pracy, lecz tylko do zabawy. Gasną więc różne
światła -nie bacząc, że przy tym spadają głowy proroków - i
zapalają na moment jakieś błędne światełka, by za moment je
zgasić. Za tą pozorną zabawą kryje się złowrogi i przemyślany
zamiar. Czynią to nie dla zabawy, lecz dlatego, że bardziej
umiłowali ciemność od światła i myślą, że wśród tych
ciemności będą mniej samotni, gdy w jej głąb pociągną rzesze.
W ciemnościach jednak każdy jest sam, nawet wśród tłumu.
Gdy
ludzie długo przebywają w mroku, wtedy ich oczy przyzwyczajają się
i rozróżniają coraz lepiej przedmioty i kształty. Gdy zapali się
światło,wtedy oczy muszą się dostosować, i chociaż z ulgą
czują, że mogą być mniej uważni, że mogą iść
bezpieczniej, to przecież rozróżniają odmienność sytuacji. Coś
podobnego, właśnie takie delikatne przechodzenie w krąg światła,
proponuje Kościół w czasie adwentowych spotkań z wiernymi.
Chce zostawić człowiekowi własny wybór, decyzję osobistą. Im
bliżej Bożego Narodzenia, tym ta sugestia jest uważniejsza.
Człowiek może zachować satysfakcję opowiedzenia się
osobistego za wartościami objawionymi. Tego, który jest wyrazem
Bożej bliskości porównuje tekst objawiony do zapalonej lampy.
Nie do błyskawicy, która przeraża, nie do otwartego ognia, który
może niszczyć.
Jest
to wartość łatwa do przyjęcia i użyteczna.
Jezus
z uznaniem mówi, że ten, kto jest od Niego świeci ciągle,
niezależnie od warunków. Lampy dają światło w mrokach, w ulewie
deszczu, w mroźne noce, zauważane przez przechodnia i oświetlające
drogi zupełnie obojętnym. Ta ustawiczność rozjaśniania jest
nadzieją ludzkości i przymiotem Chrystusowej Ewangelii. Te
przymioty światła zbawienia, które dzisiaj uznał Jezus za cenne w
nauczaniu Jana, niech stanowią i w naszej posłudze rysy i metodę
pracy.
Gdy
powołanie każe iść do świata ubogich, czyli tych, którzy boją
się wielkich rozjaśnień, i szybciej chronią się przed
oślepiającymi wielkościami, trzeba iść z szacunkiem wobec
wyborów, podawać wartości w sposób łatwy i prosty, i nie zrazić
się sposobem przyjęcia.
Gdy
trzeba stanąć wobec chorych, nieumiejących, strapionych,
odrzuconych, podeptanych, zranionych w duszy a czasem i na ciele,
trzeba tam być, jak zapalona przez Boga lampa, która nie porazi,
nie przerazi i nie zgaśnie za podmuchem zła. Oczywiście,
łatwiej jest zapłonąć niż świecić, ale trzeba świecić.
Pomyśl,
że jest Światłość prawdziwa. Jest Ten, który świadczy o
światłości. Jako chrześcijanin nie możesz być jak
przyćmione i migotliwe światło dyskoteki, lecz jak lampa, która
równo płonie i świeci...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz